Loża Parkietu: Czy koronawirus może wywołać kryzys?

W pierwszym tegorocznym odcinku Loży udział wzięli: Wojciech Białek, Krzysztof Borowski i Sobiesław Kozłowski. Tematem rozmowy był wpływ epidemii z Wuhan na rynki finansowe.

Aktualizacja: 05.02.2020 15:08 Publikacja: 05.02.2020 14:21

Loża Parkietu: Czy koronawirus może wywołać kryzys?

Foto: parkiet.com

Chciałbym zacząć tradycyjnie, czyli poproszę o pozytywne i negatywne zaskoczenia poprzedniego miesiąca?

Wojciech Białek (WB): Negatywne to oczywiście straszna epidemia wirusa z Wuhan, od której rozpoczął się rok szczura w chińskim kalendarzu. Pozytywne natomiast było to, że rodzimy rynek małych i tych całkiem małych spółek z NewConnect radził sobie bardzo dobrze, przynajmniej do momentu, gdy zaczęły nas ogarniać lęki ze wschodu.

Sobiesław Kozłowski (SB): Zacznę od pozytywów. Oprócz dobrej formy „misiów" zaakcentowałbym wzrost wartości obrotów na GPW. To sugeruje, że zwyżki mają zdrowe podstawy. Negatywne, duże zaskoczenie to koronawirus. Zastanawiam się, czy okaże się on czarnym łabędziem...

Krzysztof Borowski (KB): Mnie się wydaje, że to już jest czarny łabędź, przynajmniej na najbliższy czas. Pozytywne natomiast było to, że w grudniu TFI więcej na GPW kupowały niż sprzedawały, i to korzystne saldo wystąpiło po raz pierwszy od stycznia 2018 r. Myślę, że to w niemałym stopniu wspierało „misie".

WB: Ja pozwolę sobie jeszcze dorzucić jeden negatyw. Otóż był nim dla mnie grudniowy odczyt inflacji CPI w naszym kraju. W tej fazie cyklu, czyli po ponad dwóch latach cyklicznego spowolnienia, inflacja zachowuje się w sposób nietypowy. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów mamy sytuację, którą najlepiej opisać słowem stagflacja.

Niewątpliwie koronawirus najbardziej straszy teraz rynki finansowe. W poniedziałek Shanghai Composite stracił aż 7,7 proc., a w piątek S&P500, tracąc 1,8 proc., zanotował najgorszą sesję od października 2019 r. Czy to jest na tyle silny czynnik ryzyka, że może stać się zapalnikiem globalnego kryzysu finansowego?

SB: Ja akurat nie jestem co do tego przekonany. Silny spadek Shanghai Composite wynikał m. in. z tego, że giełda chińska przez tydzień nie pracowała, więc ceny nie uwzględniały tego co się dzieje na bieżąco. W jeden dzień zostało więc zdyskontowane to, co działo się przez siedem dni. Z drugiej strony zerkając na indeks strachu, w piątek miał swoje lokalne maksimum, a na początku tygodnia zaczął zniżkować. Emocje wzięły trochę górę, jak to często na początku bywa. Wydaje mi się jednak, że mamy już krótkoterminowe maksimum niepewności i teraz czas na spadek jej poziomu.

Czyli nie ma w koronawirusie mocy sprawczej do wywołania globalnego tąpnięcia? Dopytuje, bo wielu analityków alarmuje, że w dłuższym terminie epidemia będzie miała negatywne przełożenie na chińską gospodarkę. A mówimy przecież o drugiej, największej gospodarce świata.

SB: Na ten moment takiej mocy nie dostrzegam, ale oczywiście będą to na bieżąco weryfikował. Niemniej wydaje mi się, że w ujęciu globalnym koronawirus stał się pretekstem do korekty i ten tydzień powinien nam pokazać prawdziwe oblicze, ale ja spodziewam się stabilizacji.

Czy pan Wojciech Białek „ucieszył" się na wieść o koronawirusie? Pytam w kontekście tego, że od dłuższego czasu mówi pan o nadchodzącym chinageddonie...

WB: Bardziej niż o wpisywaniu się w te wizję, pomyślałem o pewnym rymie historycznym, który już tu kiedyś przytaczałem. Mianowicie w ramach cyklu Kuznetsa, który średnio trwa 16-17 lat, przełom czyli przepływ kapitału z rynków rozwiniętych do rozwijających się, poprzedzały w przeszłości dwa doniosłe wydarzenia – ataki z 11 września i katastrofa w Czarnobylu. Skojarzenie koronawirusa z tamtymi wydarzeniami i cyklem wydaje mi się całkiem adekwatne. Co więcej kilka tysięcy lat temu w Chinach została sformułowana taka koncepcja, że tamtejsza dynastia rządzi z mandatu niebios. Gdy w kraju pojawiają się różne katastrofy – powodzie, klęski głodu, epidemie – to jest znak, że niebiosa ów mandat wycofały. Wtedy Chińczycy wiedzą, że nie ma na co czekać, tylko trzeba panującą dynastię zastąpić jakąś nową. Wydaje mi się, że władze w Państwie Środka zdają sobie z tego sprawę. W 2015 r. nastąpił tam krach giełdowy, teraz jest koronawirus... jeszcze kilka takich wpadek i sytuacja zacznie być dla nich nerwowa.

A więc pan również nie skłania się do kryzysowych prognoz?

WB: Chińskie władze na razie działają bardzo energicznie. Najbliższe dni będą kluczowe pod względem rozprzestrzeniania się epidemii. Trzeba śledzić zmiany oficjalnych, potwierdzonych przypadków zachorowań. W ostatnich dniach ta dynamika w prowincji, której stolicą jest Wuhan, zaczęła spadać. Istotne będzie to, czy w sąsiednich prowincjach też powstały ogniska choroby. Wprowadzane kwarantanny sprawiają, że fabryka świata zaczyna się zatrzymywać. To przełożyło się m. in. na spadek cen surowców – ropy i miedzi. Ponadto rentowności obligacji spadły, a akcje potaniały. Ten deflacyjny trend jest niepokojący. Jeśli kwarantanny nie zatrzymają epidemii i pojawią się nowe ogniska, to wówczas zrobi się bardzo nerwowo. Bo wtedy to chyba całe Chiny zostaną obłożone kwarantanną przez resztę świata.

To wtedy chyba kryzys murowany?

WB: Kryzys jest okazją dla banków centralnych do pokazania swoich możliwości.

No ale chyba już je wyczerpały. Stopy są rekordowo niskie, a drukarki nie zdążyły ostygnąć.

WB: Chiński ma jeszcze ogromne możliwości...

SB: Ja tylko dodam, że poprzedni tydzień w Chinach był wolny do pracy, więc fabryki i tak nie pracowały. Dlatego to ten tydzień moim zdaniem będzie kluczowy w ocenie sytuacji.

Panie profesorze, a czy pan się obawia, że to może być jednak zapalnik światowego kryzysu?

KB: Niestety trochę się tego obawiam. Część prasy ekonomicznej sugeruje, że to może być taki „chiński Czarnobyl". Wydaje mi się, że spokojni to będziemy mogli być dopiero, jak ktoś opracuje szczepionkę na tego wirusa. I to taką, która nie tylko uodparnia, ale też leczy. Media podają, że Chińczycy intensywnie pracuję nad lekiem, ale minimalny czas testów to 20 dni. Niestety do gry wchodzą emocje i psychologia – ludzie zaczynają się zastanawiać, czy sprowadzać stamtąd produkty. W tym kontekście przyszłość jest bardzo niepewna. Im dłużej to potrwa, tym większe może być spowolnienie chińskiej gospodarki. Nikt w swoich modelach nie uwzględniał takiego czynnika ryzyka, bo nikt nie mógł tego przewidzieć. Tym trudniej przewidzieć konsekwencje i możliwe scenariusze.

WB: Choć nie jestem epidemiologiem to wydaje mi się, że tego typu wirusy są sezonowe. Wirus grypy przykładowo ma szczyt zachorowań właśnie teraz, a wiosną niebezpieczeństwo mija. Wirusy bowiem nie lubią ciepła.

Strach przed koronawirusem spowodował, że w styczniu kapitał płynął w kierunku bezpiecznych przystani. Zyskiwały dolar, frank, jen, a także złoto. W dół poszły rentowności obligacji skarbowych USA – 10 i 30 letnich. Nawet bitcoin, choć za przystań nie uchodzi, wrócił nad 9000 USD. Czy w związku z utrzymującą się niepewnością i czekaniem na rozwój sytuacji, bezpieczne przystanie pozostają dobrą strategią inwestycyjną?

SB: Niekoniecznie. Są przecież spółki, które na tej sytuacji zyskały – przykładem Mercator i Biomed Lublin. Ponadto, skoro już posługujemy się analogiami historycznymi, pamiętam epidemię SARS. Rynki spadały w jej wyniku przez dwa miesiące, a potem odrobiły te straty w miesiąc. W tym kontekście nie grałbym z trendem na bezpiecznych przystaniach, bo on się może szybko odwrócić. Spodziewam się, że niebawem dostaniemy pozytywne informacje i sytuacja ulegnie dynamicznej zmianie. Wtedy raczej sugerowałbym podejście kontrariańskie.

WB: Ja się zgadzam z przedmówcą i nawet poszedłbym dalej. To cię się stało w styczniu stworzyło doskonałą okazję, by na tych wszystkich bezpiecznych aktywach otworzyć krótkie pozycje. Najlepiej trafić z wejście w apogeum, ale pytanie czy jest ono za nami czy kwestią najbliższych tygodni, pozostaje otwarte...

Panie profesorze, pan też uciekałby już od bezpiecznych przystani?

KB: Ja bym troszkę poczekał. Ucieczka kapitału do bezpiecznych aktywów jest charakterystyczna dla sytuacji, gdy pojawia się zagrożenie. A ono jeszcze nie minęło. Dlatego z odwracaniem pozycji bym się wstrzymał.

Nie chciałbym inwestorów zostawić z takim znakiem zapytania. Czy macie panowie, jakieś konkretne rady – jak inwestować w tym niepewnym okresie?

SB: Trzeba się dywersyfikować i posiadać różne klasy aktywów. Zwróciłbym tutaj uwagę na siłę warszawskich „misiów". W zeszłym roku złe informacje powodowały duże spadki cen akcji w tym segmencie, a teraz nawet średnio dobre wieści stają się okazją do windowania wycen o nawet 50 proc. w tydzień. Być może częściowo jest to już efekt PPK. Dlatego – zapraszamy inwestorów do Polski. Myślę, że nasza „oaza misiów" może być czymś w rodzaju immunizacji portfela.

WB: Fakt jest taki, że hossa na GPW trwa od października-grudnia 2018 r. Jedyny jej mankament jest taki, że ze względu duży udział spółek Skarbu Państwa i banków, ona jest relatywnie słaba na głównych indeksach. Z kolei co do małych spółek one niejako odrabiają szok po aferze GetBacku, która rykoszetem uderzyła w ten segment. Mają więc duże dyskonto i są atrakcyjnie wyceniane. Czas niestety płynie, a cykliczna hossa trwa mniej więcej dwa lata. To nam daje jeszcze jakieś osiem miesięcy potencjału wzrostowego.

KB: Jak patrzę na wykres WIG20 to mam niestety pewne obawy. Otóż w styczniu jego kurs dotarł do długoterminowego wsparcia i wyrysował formację trójkąta. Gdyby doszło do wybicia dołem, to byłby to bardzo zły sygnał. Wtedy się okaże, że trwający 1,5 roku ruch boczny był tylko korektą, poprzedzającą silną wyprzedaż. Nie podoba mi się też sekwencja zdarzeń. Najpierw „misie" spadały, a WIG20 miał się mocno. Gdy blue chips osłabły, to mniejsze podmioty zaczęły swoją szarżę. Dlatego o obecnej sytuacji nie można powiedzieć, że to klasyczna hossa. Bo najpierw powinny pójść w górę spółki z WIG20 i pociągnąć za sobą te o niższej kapitalizacji. W tym kontekście scenariusz, w którym WIG20 wybija się jednak dołem byłby najgorszy. Bo wówczas okazałoby się, na mWIG40 i sWIG80 mamy teraz klasyczną falę B, która jest pułapką, po której pojawi się fala C, będąca już falą rozczarowania. To mnie niepokoi.

Tego niepokoju nie widać w ostatnim badaniu SII. Indeks nastrojów INI wciąż jest wysoko, a byczo nastawionych inwestorów ponad 50 proc. Zastanawiam się skąd te dobre nastroje... Czy to efekt zwyżek na „misiach"?

KB: Dla mnie to jest trochę zaklinanie rzeczywistości. Szukamy analogii do 2013 r., argumentujemy niskimi P/E, ale szeroki rynek nie rośnie. Ja pozostaje pesymistą. Zwłaszcza, że mam wrażenie, że i S&P500 zbliża się do swojego sufitu. Nie wiem, czy to kwestia tygodni czy miesięcy, ale tą tąpnięcie sprzed roku i aktualna fala zwyżkowa to w mojej opinii sygnalizacja nadchodzących spadków. Wall Street ma skąd spadać, a my zbyt wysoko się nie wdrapaliśmy...

Zrobiło się smutno. Pozostali panowie staną w opozycji, czy podzielają pesymizm prof. Borowskiego?

WB: Staram się być kontrarianinem i te odczyty INI śledzę w każdy czwartek bardzo uważnie. I choć wielu sceptyków powie, że najważniejsze są ruchy globalnego kapitału, to tak się składa, że pesymizm w tej ankiecie pojawia się w okolicy dołków, a optymizm przy szczytach. Dlatego wolałbym, by w ten czwartek lęki przed wirusem spowodowały załamanie sentymentu.

SK: Ja staję w opozycji i pozostaję optymistą. W moim podejściu analizuję WIG20TR w USD oraz porównuje jego roczną stopę zwrotu (kroczącą) z MSCI EM. Po długim okresie słabości, największym po 2017 r., dostrzegam wejście w fazę „klepania dna". Gdy Chiny mocną tracą, WIG20 spada mniej. To są wstępne sygnały siły. Mam wrażenie, że wiele negatywnych informacji już jest w cenach uwzględnionych. Poza tym optymistyczne jest też to, że kursy akcji coraz większej liczby spółek pokonały swoje 50-sesyjne średnie. To są symptomy przesilenia, wspierane chociażby zmianami strukturalnymi związanymi z PPK i wzrostem obrotów na „misiach". Tymczasem główny czynnik ryzyka jest niewątpliwie medialny i oddziałuje na nastroje, ale liczę na to, że ma charakter przejściowy.

Inwestycje
Kamil Stolarski, Santander BM: Polskie akcje wciąż są nisko wyceniane
Inwestycje
Emil Łobodziński, BM PKO BP: Na giełdach nie dzieje się nic złego
Inwestycje
Uspokojenie nastrojów sprzyja korekcie spadkowej na rynku ropy naftowej
Inwestycje
Niemiecki DAX wraca do walki o 18 000 pkt
Inwestycje
Michał Stajniak, XTB: Kakao na ścieżce złota, szuka rekordów
Inwestycje
Łańcuch wartości i jego rola w badaniu istotności