Inwestorzy czekali na spektakularne debiuty spółek Skarbu Państwa, ale też dynamicznie się rozwijającego biznesu prywatnego. Czy dalej tak jest i czy bycie na giełdzie, jest trendy i czy tylko o trendy tutaj chodzi?

Otóż przygotowanie spółki do debiutu zawsze jest wyzwaniem – i to dobrze, ponieważ to wyzwanie oznacza przegląd dotychczasowego sposobu działania pod kątem optymalizacji różnych procesów, prawidłowości procedur, funkcjonowania różnych komórek i organów, zgodności z obowiązującym prawem polskim i unijnym. Już sam ten fakt pozwala na porównanie z emitentami innych krajów europejskich, które przecież mają dużo dłuższą historię rozwoju rynku kapitałowego niż Polska. Debiut to też początek dużo większej transparentności dla emitenta, która oznacza nie tylko realizację obowiązków informacyjnych bieżących i okresowych dla organu nadzoru, ale też, a może nawet przede wszystkim, konieczność ujawniania danych, które do tej pory nie były ujawniane, co często budzi duże emocje i wiąże się z ryzykiem, a nawet zagrożeniem ze strony konkurentów.

Czy plusy i minusy bycia spółką publiczną się bilansują? To zależy. Generalnie w pierwszym okresie po debiucie, jeśli był udany, czyli spółka pozyskała dużo kapitału na rozwój, nastrój jest pozytywny. Im więcej czasu upływa od debiutu, tym skrupulatniej emitent liczy koszty bycia spółką publiczną, a ich przybywa i nie wynikają tylko z tego, że Polska zmienia wymagania dla emitentów, chociaż tak też się zdarza, ponieważ wyciągamy wnioski z różnych zdarzeń. Większość zmian jednak wiąże się ze spełnieniem obowiązków wobec ESMA, czyli europejskiego organu nadzoru. Czy te zmiany są zasadne? Generalnie tak, jak choćby ESEF, czyli elektroniczny standard raportowania, który umożliwia elektroniczną porównywalność sprawozdań finansowych w obszarze Unii Europejskiej, czy działania w obszarze ESG, co do konieczności ich implementacji chyba nikt nie ma wątpliwości.

Gorzej niestety jest z kosztami wdrożenia tych zmian, szczególnie w odniesieniu do mniejszych emitentów, obsługiwanych często przez biura rachunkowe, agencje public relations i innych zewnętrznych dostawców. W przypadku takich emitentów zarządy bardzo często zadają sobie pytanie, czy opłaca się im być dalej spółką publiczną? To ważne pytanie, ponieważ liczba takich emitentów, notowanych na rynku regulowanym GPW w Warszawie, mała nie jest. Większość instytucji odpowiedzialnych za organizację obrotu na rynku regulowanym patrzy głównie na WIG20, 40 i 80. Problemy mniejszych emitentów są na ogół problemami tych emitentów. Z mojego punktu widzenia warto zadbać również o tę grupę emitentów, jeśli zależy nam na tym, aby spółki chciały być notowane dłużej niż tylko do momentu „skonsumowania” kapitału pozyskanego z emisji. To nie jest łatwe zadanie, ponieważ bycie spółką publiczną, musi się zwyczajnie opłacać dla wszystkich głównych „graczy”, czyli emitenta z jednej strony i inwestorów z drugiej. Dodatkowo korzyści, wynikające z publicznego charakteru spółki powinny przewyższać koszty wypełniania obowiązków informacyjnych. Aby tak się stało, konieczne są rozwiązania systemowe, szczególnie dla mniejszych emitentów, ale też ciągła edukacja i to nie tylko spółek notowanych, ale biegłych rewidentów, biur rachunkowych, aby jakość informacji finansowej była lepsza i podnosiła atrakcyjność walorów dla inwestorów.

I na koniec wniosek kluczowy: rynek się rozwija, jeśli na nim się coś dzieje, czyli są debiuty, i dobrze byłoby, aby od czasu do czasu były spektakularne. Warto jest więc tworzyć „bodźce”, które ten rynek będą pobudzać, nawet jeśli otoczenie mikro- i makroekonomiczne nie zawsze jest zachęcające dla przyszłych emitentów. Dodatkowo stymulujmy większą płynność i podejmujmy te wszystkie działania z zachowaniem jakości i przestrzegania dobrych praktyk.