O nożach, fundacjach rodzinnych i...

Niedziela rano, kroję chleb. Chleb jest razowy z ziarnami, co ma niebagatelne znacznie, bo do takiego chleba używam dobrze naostrzonego noża o gładkiej powierzchni. Gdyby chleb był z rodzaju miękkich, białych, pszennych, użyłabym pewnie noża o powierzchni piłkowanej, przez wiele znanych mi osób uznawanych za jedyny właściwy.

Publikacja: 14.05.2024 06:00

Zofia Wojciechowska, Wojciechowska Legal

Zofia Wojciechowska, Wojciechowska Legal

Foto: materiały prasowe

Czy myślę, że mam w ręku niebezpieczne narzędzie? Oczywiście, że nie. Kto, przygotowując śniadanie dla rodziny, myślałby o czymś takim? Ale przecież ten sam nóż mógłby z powodzeniem stać się bohaterem niejednego wyroku wydziału karnego sądu powszechnego. Wszystko zależy od fantazji osoby, która ów nóż będzie dzierżyć, a ta – jak wiemy – może być ułańska.

Podobnie rzecz ma się z tworem zupełnie do noża niepodobnym. Fundacja rodzinna nie ma jeszcze roku, ale już budzi kontrowersje. Jeśliby wpisać w wyszukiwarkę internetową zapytanie o fundacje rodzinne, pojawi się bardzo dużo takich pojęć, jak „zabezpieczenie majątku”, „korzystna podatkowo” czy „optymalizacja”. Jeśli do tej wyliczanki dołożymy jeszcze „ukrywanie majątku”, obraz fundacji rodzinnych zaczyna przypominać jakąś mroczną machinę, która służy do tego, by bogaci stawali się jeszcze bogatsi, a państwa i jego obywatele – biedniejsi. Stąd już bardzo blisko do tego, by założyć – bo dlaczego nie? – że niecne zamiary miała każda z tych kilkuset osób, które dotychczas fundacje rodzinne w Polsce założyły.

Na szczęście wyszukiwarka internetowa wyrzuci z siebie też bardzo dużo informacji na temat celu, jaki przyświecał ustawodawcy podczas projektowania ustawy o fundacji rodzinnej, jak również funkcji, jakie fundacja rodzinna ma spełniać. Nie jest to już co prawda obraz tak soczysty jak ten nakreślony powyżej, a nasza fundacja z niebezpiecznego narzędzia przeistacza się nagle z powrotem w zwyczajny nóż do chleba. Może być z ząbkami.

Jak możemy przeczytać w uzasadnieniu do ustawy o fundacji rodzinnej, ustawodawca chciał, by w naszej rzeczywistości prawnej pojawił się nowy twór, który będzie służył ochronie i pomnażaniu majątku polskich przedsiębiorców chcących, z jednej strony, zabezpieczyć dobrobyt swoich spadkobierców, a z drugiej zapewnić ciągłość działania biznesu. Ustawodawca w uzasadnieniu wskazał, że najczęściej w przypadku śmierci założyciela firmy rodzinnej dochodziło do istotnych problemów z zarządzaniem ową firmą, często w efekcie prowadząc do odpływu kapitału z kraju. Odpowiedzią na takie sytuacje miałaby być możliwość przeniesienia przyszłej teoretycznej masy spadkowej (majątku fundatora) do zupełnie odrębnej od niego osoby prawnej, która to osoba będzie miała dbać o zabezpieczenie przyszłości spadkobierców lub innych osób, które fundator wskaże (czyli beneficjentów). W takim przypadku, kiedy fundator umrze, jego spadkobiercy nie będą musieli się kłócić o majątek, bo... ten zwyczajnie do spadkodawcy nie należał. To, że pomysł ten jest genialny, potwierdzi każdy, kto choć raz widział na własne oczy typową sprawę spadkową.

Jak to jednak często w życiu bywa, im dalej w las, tym więcej drzew. Skoro bowiem dawny majątek fundatora, a obecnie (po założeniu fundacji) majątek fundacji rodzinnej, nie wchodzi w skład masy spadkowej po fundatorze, no bo przecież nie należy do fundatora, to… faktycznie nie należy do fundatora. Jak zostało powiedziane, fundacja rodzinna i jej fundator są zupełnie odrębnymi od siebie podmiotami. Fundacja rodzinna posiada osobowość prawną, posiada zdolność do czynności prawnych, zdolność sądową. Tyle tylko, że w odróżnieniu od fundatora jest li tylko fikcją prawną, a wobec tego nie zarządza się przecież sama. Ktoś w jej imieniu podejmuje decyzje i ktoś decyduje, kim będzie ta osoba, która podejmuje decyzje. Innymi słowy, ktoś ją kontroluje. Zagadnienie to jest niezwykle ciekawe pod względem praktycznym, ponieważ jedną (i w praktyce przeważającą) z form działalności fundacji rodzinnej jest nabywanie i zbywanie papierów wartościowych. Te z kolei często okazują się być akcjami spółek publicznych, a skoro tak, to z każdą transakcją mogą się wiązać określone obowiązki, na przykład raportowe. Już na tym jednym polu kwestia odrębności majątku fundacji od jej fundatora i sposób patrzenia na ich ewentualne powiązania faktyczne (tak na etapie istnienia fundacji w organizacji, jak i później na etapie jej funkcjonowania) mają niezwykłe znaczenie dla wykładni przepisów raportowych. Czy, przykładowo, fundator, który nie zasiada w organach fundacji, powinien być nadal traktowany jako pośrednio uprawniony z prawa głosu z tych akcji? Czy skoro w ustawie o fundacji rodzinnej jest mowa o uprawnieniu (skąd inąd ocenianym jako iluzoryczne) do kierowania do fundacji uwag, opinii i zaleceń, to czy taki fundator nie zostanie posądzony o parkowanie akcji? A co, jeśli ten fundator jest jednocześnie beneficjentem fundacji? A jeśli fundatorów jest kilku? A jeśli do fundacji wniesiono tylko część posiadanych akcji danej spółki publicznej, to czy głosy fundacji i dawnego właściciela zliczać i w jakiej konfiguracji?

W takich sytuacjach muszę przyjąć, że skoro racjonalny ustawodawca nie przewidział szczególnej regulacji celowanej dla fundacji rodzinnych, to zabieg ten był celowy. Muszę więc korzystać z tych przepisów, które mam, i odnaleźć ten, który najpełniej odzwierciedla konkretnie rozpatrywany stan faktyczny. Nie ukrywam jednak, że problematykę związaną z posiadaniem przez fundację rodzinną akcji należących dawniej do żyjącego jeszcze fundatora uważam za rozwojową, co pokazał chociażby nie tak odległy przykład posła Przemysława Wiplera i akcji Figene Capital. Nie zdziwiłabym się, gdyby jednak praktyka poszła w kierunku domniemywania powiązań między fundatorem a majątkiem fundacji, bo – jak podpowiada doświadczenie życiowe – w końcu nikt nie lubi pozostawiać majątku bez nadzoru, zwłaszcza jeśli ma on służyć spadkobiercom.

Podkreślenia wymaga jednak, że takie domniemanie z obecnych przepisów nie wynika i wcale nie musi zaistnieć w praktyce.

Co ciekawe, ustawodawca bardzo dosadnie uregulował za to kwestię posiadania statusu beneficjenta rzeczywistego przez osoby w jakikolwiek sposób związane z fundacją rodzinną. Po prostu beneficjentami rzeczywistymi są one wszystkie, jak jeden mąż. Może więc to właśnie kryterium jest brakującym ogniwem w oświadczeniach majątkowych posłów na Sejm RP i pozwoliłoby na uzyskanie większej transparentności bez konieczności ingerencji w regulacje dotyczące fundacji rodzinnych? W końcu nóż to tylko nóż. W moich rękach służy do krojenia chleba. Jeśli w cudzych służy do czegoś innego, to już zupełnie nie jest wina noża.

Felietony
5000 sesji
Felietony
WIG20 na poziomie 3000 pkt?
Felietony
Miejsce wspólne i miejsce istotne
Felietony
Oblicza rynku obligacji korporacyjnych
Materiał Promocyjny
Jak zbudować efektywny HR i skutecznie zarządzać kapitałem ludzkim?
Felietony
Praktyczny wymiar istotności
Felietony
Będą zwolnienia! Fajnie?