IndygoTech Minerals: Przełomowy 2016 r.

Po okresie inwestycyjnym zamierzamy zbierać plony - mówi Dariusz Janus, prezes IndygoTech Minerals

Aktualizacja: 06.02.2017 17:13 Publikacja: 07.10.2015 06:00

Dariusz Janus, prezes IndygoTech Minerals.

Dariusz Janus, prezes IndygoTech Minerals.

Foto: Archiwum

Jak można obecnie zdefiniować IndygoTech Minerals?

Przeszliśmy bardzo długa drogę od funduszu typu venture capital do..., myślę, że nie pomylę się, jak użyję takiego określenia, holdingu przemysłowego. Z ponad dziesięciu inwestycji w różnych branżach, które mieliśmy w swoim portfelu, postanowiliśmy skupić się na trzech, tj.: Baltic Ceramics, Electroceramics i LZMO, rezygnując z pozostałych. Wszystkie te podmioty pod względem oferowanej technologii są unikalne w skali kraju i regionu.

Jaki rodowód ma technologia, którą dysponujecie?

Na różnych etapach produkcji jest to różna myśl techniczna, ale generalnie technologia ma korzenie amerykańskie. To tam po raz pierwszy zaczęto używać proppantów ceramicznych na masową skalę. W oparciu o technologię, którą obecnie dysponujemy, chcielibyśmy produkować przede wszystkim dla przemysłu wydobywczego (ropa naftowa, gaz), a także transportu energii elektrycznej i budowlanego, ale stwarza ona też przestrzeń do zaistnienia np. w branży medycznej. W przyszłości zamierzamy produkować np. ceramiczne stawy biodrowe. A wyceny producentów stawów biodrowych są kosmiczne. Proszę tylko znaleźć kogoś kto wie jak je wyprodukować. My wiemy. Chcę przez to powiedzieć, że największe znaczenie dla wartości Indygo ma nasza wiedza.

Wejście na rynek medyczny wymagałoby inwestycji w kolejny podmiot?

Rzeczywiście, spółki, które obecnie konsolidujemy zapewniłyby nam proces produkcyjny tylko do pewnego momentu. Żeby wejść w branżę medyczną potrzebowalibyśmy inwestycji w kolejną spółkę, która gwarantowałaby przeprowadzenie całego procesu. Na razie skupiamy się na wspomnianych podmiotach, ale w przyszłości inwestycja w kolejne ogniwo jest bardzo prawdopodobna.

To, że nie jesteście już typowym funduszem oznacza również, że nie macie sprecyzowanej perspektywy inwestycyjnej?

Taka perspektywa oczywiście istnieje, ale jest ona dłuższa niż w przypadku klasycznych funduszy inwestycyjnych. Zakładamy, że wymienione spółki dojrzałość biznesową osiągną za około pięć lat. Polityka Indygo oprócz nadawania tonu inwestycjom spółek portfelowych polega również na zwiększaniu zaangażowania w tych podmiotach. Docelowo więc najprawdopodobniej nie będzie możliwości odsprzedaży udziałów Baltic, LZMO czy Electroceramics bez naszej zgody. Oznacza to, że ewentualna akwizycja, w mojej ocenie nieunikniona, będzie polegać na nabyciu całego Indygo.

Dlatego zwiększa Pan zaangażowanie w spółkę?

Wierzę, że w przyszłości zarówno ja, jak i inni akcjonariusze sprzedadzą swoje udziały z zyskiem. Spodziewam się, że takie podmioty jak belgijskie Sibelco, francuskie Imerys, Saint-Gobain czy niemiecki CeramTec będą chciały konsolidować rynek. Przypomnę, że Sibelco poważnie rozważało inwestycję w Indygo półtora roku temu, mieliśmy nawet podpisany list intencyjny i termsheet. Na stole było kilkanaście milionów dolarów. Ostatecznie nie zdecydowali się na transakcję, bo wówczas jeszcze niczego nie produkowaliśmy.

To stracili szansę, żeby tanio kupić, bo Pana zdaniem akcje Indygo będę zyskiwać...

Dla takich potentatów inwestycja w Indygo, to i tak nie są duże pieniądze. O to byłbym spokojny.

Jednym z elementów rozwoju spółek portfelowych będzie ich przeprowadzka na główny rynek?

Już wcześniej sygnalizowaliśmy, że taki scenariusz jest możliwy. Obecnie gros inwestycji jest już za nami i nie ma już takiej presji na to, żeby poszukiwać inwestorów. Niewątpliwie jednak obecność na rynku regulowanym daje większą rozpoznawalność i prestiż, a w przypadku, kiedy byłyby potrzeby inwestycyjne, pozyskanie kapitału byłoby prostsze. Ważnym elementem jest również wycena rynkowa.

Mimo tego akcjonariusze Indygo na ostatnim walnym uchwalili emisję akcji serii J. Potrzebujecie jeszcze 10 mln zł.

Myślę, że jest to już ostatnia emisja. Nie chcemy bardziej się rozwadniać. W mojej opinii rozwodnieniem nie jest jednak większa liczba akcji, jeśli na każdą z nich przypada taka sama liczba akcji spółek zależnych. Będzie to emisja prywatna z wyłączeniem prawa poboru skierowana do najprawdopodobniej kilku inwestorów. Musimy dopiąć budżet na inwestycję w Lubsku, część pieniędzy przeznaczymy na zwiększenie zaangażowania w spółkach portfelowych.

Kwota, którą Indygo wyda na projekt w Lubsku robi wrażenie – to 100 mln zł. Jaka część z tych pieniędzy to finansowanie equity.

Około 25 mln zł. Około 65 mln zł pochodzi z dotacji unijnych, a 10 mln zł to finansowanie dłużne. W przyszłości chcielibyśmy finansować się właśnie kredytami.

W Pana rękach jest obecnie 23,5 proc. walorów Indygo. Będzie Pan jeszcze zwiększać zaangażowanie?

Nie wykluczam tego.

East Value Research jeden walor Indygo wycenia na 2,15 zł. To sprawiedliwa wycena?

Indygo to spółka, która mimo tego, że jak na razie jest małą firmą, ma bardzo duże obroty i bardzo dużą płynność – zadziwiające. Nie chciałbym komentować tej wyceny i płynności, ale zwróciłbym uwagę na inny aspekt. Proszę popatrzeć na wycenę rynkową firmy Tesla, która produkuje samochody elektryczne. Mimo tego, że jak na razie wolumen aut tej marki, jaki trafia na rynek nie jest porażający, to wycena jest ledwie trzykrotnie mniejsza niż takiego giganta jak General Motors. W przypadku Indygo inwestorzy poniekąd wyceniają przyszłość i spekulują, podobnie jest jeżeli chodzi o Teslę, ale moim zdaniem już niedługo pokażemy również solidne fundamenty.

Kiedy w takim razie zaczniecie produkować, bo jak na razie tylko inwestujecie, a obroty są znikome?

Do końca roku zamierzamy zakończyć inwestycje w Lubsku, a od przyszłego roku ruszymy z produkcją. Oczywiście pierwsze miesiące działalności to będzie przede wszystkim rozruch linii produkcyjnych. Niemniej jednak 2016 r. będzie przełomowy. Po okresie inwestycyjnym zamierzamy zbierać plony. Dotychczas, właśnie ze względu na inwestycje, nie generowaliśmy żadnego zysku. W przyszłym roku powinno się to zmienić.

W Lubsku będzie produkcja wszystkich spółek zależnych Indygo?

Tak. I wszystkie trzy spółki funkcjonują na bazie technologii granulacji i wysokich ciśnień.

Macie już podpisane umowy z kontrahentami? Gdzie będą trafiać wasze produkty?

Rozmowy z klientami cały czas trwają. Proszę mi wierzyć, że z niecierpliwością czekają oni na to, aż rozpoczniemy produkcję. Nasze proppanty ceramiczne będą trafiać przede wszystkim do platform wiertniczych ulokowanych na Morzu Północnym, do Kazachstanu i Arabii Saudyjskiej. Konkurencja na tym rynku jest duża, bo Amerykanie korzystają z tej technologii już od kilkunastu lat. A ceny też ostatnio spadły. Proppanty oferują również Brazylijczycy, a na potrzeby rynku wewnętrznego robią je również Rosjanie. Chciałbym podkreślić jednak jedną rzecz. Będziemy pierwszą firmą produkującą proppanty, której fabryki zlokalizowane są w Europie, a w przypadku proppantów koszty transportu są duże. Nasza przewaga na tym polu może okazać się decydująca. Mylny jest pogląd, że proppanty są stosowane do gazu łupkowego. 75 proc. proppantów ceramicznych zużywa się do wydobycia ropy naftowej. Mamy już pierwszy certyfikat Polskiego Instytutu Nafty i Gazu, dzięki któremu możemy sprzedawać nasze produkty. W I kwartale 2016 r. powinniśmy uzyskać taki certyfikat od ośrodka amerykańskiego, co pozwoli nam sprzedawać proppanty na całym świecie. W listopadzie 2015 r. zamierzamy przedstawić strategię i wówczas będę mógł zdradzić jeszcze więcej.

Budownictwo
Grupa PHN miała w 2023 roku 167 mln zł straty netto
Budownictwo
Plany Torebki
Budownictwo
Mirbud po konferencji: co z przejęciami, emisją i dywidendą?
Budownictwo
Polski Holding Nieruchomości z nowym zarządem
Budownictwo
Mo-Bruk planuje przejęcia i wzrost mocy
Budownictwo
GTC chce większej dywersyfikacji portfela