Aż 45 proc. respondentów uważa, że do kryzysu dojdzie?przed 2016 r., natomiast 40?proc. jest zdania, że stanie się to później. Zaledwie 7 proc. ankietowanych wierzy, że Państwo Środka będzie w stanie uporać się ze swoimi problemami. – Nie ulega wątpliwości, że w Chinach rośnie spekulacyjna bańka napędzana kredytem, której nie da się podtrzymać – ocenił Stanislav Panis, strateg walutowy w TRIM Broker w Bratysławie, jeden z 1000 uczestników cokwartalnego sondażu Bloomberga.

O tym, że w Chinach istnieje bańka kredytowa, przekonanych jest 53 proc. ankietowanych. Co ciekawe, wśród azjatyckich respondentów odsetek ten wynosi 60 proc.

W ub.r. wartość chińskiej wymiany handlowej sięgała 3 bln USD, co stanowiło około 11?proc. światowych obrotów handlowych. Załamanie koniunktury w Chinach miałoby więc poważne reperkusje dla światowej gospodarki. Stałoby się tak nawet w przypadku, gdyby władze w Pekinie były w stanie zapewnić gospodarce „miękkie lądowanie”, stopniowo schładzając koniunkturę. – Spadek tempa wzrostu chińskiego PKB do 7 proc., dla wielu ludzi na świecie byłby odczuwalny jako recesja – powiedział Suresh Raghavan, główny strateg inwestycyjny Raghavan Financial.

Ekonomiści wskazują, że Chiny padają ofiarą swojej polityki kursowej. Zarządzanie kursem juana w stosunku do dolara sprawia, że Ludowy Bank Chin (PBOC) importuje luźną politykę pieniężną z USA. Niski koszt kapitału prowadzi m.in. do przeinwestowania w wielu sektorach gospodarki, nadmiernego wzrostu cen nieruchomości oraz niskiej jakości wielu kredytów.