Obecnie silny popyt na mieszkania zderza się z niską podażą, co przekłada się na wzrost cen. „Bezpieczny kredyt” jest jednak postrzegany jako stymulator krótkoterminowy, bo nie do końca wiemy, jak będzie wyglądać jego realizacja w przyszłym roku i kolejnych latach. Deweloperzy nie mogą więc opracowywać długofalowych strategii na podstawie tego programu.

Czytaj więcej

Bardzo tłuste marże mieszkaniowej elity

Nie widzę żadnych argumentów, które mogłyby sugerować, że tempo wzrostu cen mieszkań nie będzie szybkie także w 2024 r. W mojej ocenie to tempo może sięgnąć 20 proc. w przypadku dobrych lokali. Budowanie mieszkań jest cały czas bardzo drogie. Ceny materiałów ustabilizowały się – ale jest to stabilizacja na bardzo wysokich poziomach. Mamy rekordowe ceny paliw, wysoką dynamikę wzrostu wynagrodzeń w budownictwie, dalej wysokie koszty obsługi kredytu i leasingu. Z grubsza koszt budowy mkw. mieszkania to 5 tys. zł i nie wydaje się, by miało być taniej w kolejnych miesiącach. Już jest drogo, a pamiętajmy, że na całym rynku budowlanym aktywność inwestycyjna jest niska, tymczasem wydaje się, że w 2025 r. dojdzie do przyspieszenia w inwestycjach infrastrukturalnych, być może ożywienia w segmencie komercyjnym – może więc dojść do kolejnych fal zwyżek cen. Prawdopodobnie będziemy mieli do czynienia z „deweloperką dwóch prędkości”. Inwestycje będą rozpoczynane w dużych aglomeracjach, gdzie popyt jest najsilniejszy i gdzie działają największe firmy deweloperskie. Tam najłatwiej podwyższać ceny, by rekompensować koszty i osiągać godne zyski.