Wynika z nich, że deficyt budżetowy za ostatnie cztery kwartały obniżył się do rekordowo niskiego poziomu 1,8 proc. PKB (w porównaniu z 2,2 proc. w I kwartale). Wprawdzie jest on nie do utrzymania w dłuższym terminie, ale potwierdza, że styczniowa decyzja Standard & Poor's o obniżce polskiego ratingu była co najmniej przedwczesna (o ile nie błędna), tym bardziej że w przyszłym roku sytuację fiskalną będzie wspierał zapewne powrót inflacji (a zatem zwiększenie bazy podatkowej).

Tak niski deficyt nie jest zjawiskiem jednoznacznie pozytywnym, zważywszy że wynika przede wszystkim z gwałtownego hamowania inwestycji (odpowiadającego za słabszą od oczekiwań dynamikę wzrostu PKB w tym roku), ale niemal całkowicie łagodzi obawy o przyszłoroczny budżet. Przestrzeń do wyprzedzającego zaksięgowania przyszłorocznych wydatków jest tak duża, że deficyt powyżej 3 proc. jest w 2017 r. bardzo mało prawdopodobny. Powstrzyma to agencje ratingowe od obniżek oceny wiarygodności polskiego długu przez co najmniej pół roku.

Polskie obligacje stają się tym samym coraz bardziej atrakcyjną inwestycją, szczególnie na tle rynków bazowych (USA, Niemcy). Ostatnie konferencje prezesa Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghiego sugerują, że bank zbliża się do ogłoszenia tzw. taperingu, czyli stopniowego wygaszania obecnego programu QE.

Lepsze dane makro w USA i na świecie oraz znaczne zmniejszenie szans na wybór Donalda Trumpa na prezydenta rozwiązują ręce Rezerwie Federalnej, która zapewne podniesie w grudniu stopy w Stanach Zjednoczonych. Czynniki te sprawiają, że trudno być dużym optymistą, jeżeli chodzi o wzrost cen obligacji w krajach rozwiniętych – wygląda na to, że niemieckie bundy na dłużej pozostaną po stronie normalności (tzn. z rentownościami powyżej zera). Nawet jeżeli rynki bazowe miałyby się jednak osłabiać, nie musi to skutkować przeceną także polskiego długu. Takiemu scenariuszowi towarzyszyłby zadowalający wzrost PKB na świecie, sprzyjający zacieśnieniu spreadu między polskimi a niemieckimi czy amerykańskimi obligacjami.

Ewentualne powroty rentowności polskich 10-latek powyżej bariery 3,0 proc. wydają się dobrymi, relatywnie bezpiecznymi okazjami do inwestycji w obligacje skarbowe czy oparte na nich fundusze. Raczej nie zobaczymy już rentowności na poziomach z początku 2015 r. (około 2,0 proc.), ale 2,5–2,6 proc. jest jak najbardziej w zasięgu w ciągu najbliższych sześciu miesięcy. ¶