Menedżerowie trafieni opcjami walutowymi

Winowajcy czy ofiary polowania na czarownice? Po dwóch latach od eksplozji opcyjnej bomby wciąż trudno o sprawiedliwy osąd menedżerów firm

Aktualizacja: 25.02.2017 20:12 Publikacja: 05.05.2011 12:12

Grzegorz Bartosik (od lewej), były prezes Pol-Mot Warfamy, Bohdan Stankiewicz, dawny szef Foty, i Mi

Grzegorz Bartosik (od lewej), były prezes Pol-Mot Warfamy, Bohdan Stankiewicz, dawny szef Foty, i Mirosław Kochalski, były sternik Ciechu Fot. a. cynka, archiwum, m. pstrągowska

Foto: Archiwum

Skokowe osłabienie złotego jesienią 2008 r., po upadku banku Lehman Brothers, wywołało chyba jeden z największych we współczesnej historii gospodarczej Polski kataklizmów – tzw. problem opcji walutowych. W szczycie boomu gospodarczego duża część firm, mających istotną ekspozycję walutową związaną z importem towarów lub surowców czy sprzedażą produkcji za granicą, zabezpieczała ją za pomocą różnego rodzaju instrumentów finansowych. Inne, choć ich działalność nie wymagała stosowania zabezpieczeń, spekulowała na walutach. Obok forwardów (umów terminowych kupna-sprzedaży waluty po określonej cenie) firmy coraz częściej stosowały bardziej wyrafinowane narzędzia, jakimi były opcje – instrumenty pochodne dające jednej ze stron umowy prawo sprzedaży lub kupna waluty po określonym kursie, drugą zobowiązujące do jej realizacji. Sporą popularnością cieszyły się, ze względu na niskie koszty, umowy asymetryczne, dające jednej ze stron (głównie bankowi) prawo kupna lub sprzedaży dwukrotnie więcej waluty. Ponad 50-proc. aprecjacja euro i dolara od sierpnia 2008 r. do lutego 2009 r. sprawiła, że w krótkim czasie zobowiązania polskich firm z tytułu zawartych umów zaczęto liczyć w miliardach. Z grona giełdowych spółek niemal co trzecia w 2008 r. była stroną transakcji walutowych, a 100, według danych KNF na koniec 2008 r., zawierało umowy opcyjne. Pod koniec 2008 r. ich wycena oraz zrealizowany wynik, według szacunków „Parkietu”, sięgnęły nawet 1 mld zł na minusie.

Równolegle z szacowaniem strat rozpoczęto szukanie winnych całej tej sytuacji. Najczęściej wskazywano na banki, które miały zachęcać do zawierania toksycznych, jak je nazywano, opcji. W części spółek winowajców szukano też we własnych szeregach. Częściej sprawiedliwości szukano, karząc księgowych i dyrektorów finansowych, zdecydowanie rzadziej odpowiedzialnością obarczano członków zarządu. Czasami zarząd nad spółkami sprawowali ich główni właściciele lub powiązane z nimi osoby, co w oczywisty sposób wpływało na stanowisko dotyczące odpowiedzialności za problem z opcjami. Część firm uznało z kolei problem za wypadek przy pracy. W kilku przypadkach postanowiono jednak ukarać menedżerów w inny sposób, niż tylko nie udzielając im absolutorium.

[srodtytul]Prokuratorem i sądem w prezesa[/srodtytul]

[b]Grzegorz Bartosik[/b], były prezes Pol-Mot Warfamy, która na opcjach straciła  2 mln zł, został pierwszym i do tej pory jedynym członkiem zarządu spółki z GPW, którego próbowano pociągnąć do odpowiedzialności karnej. W 2008 r. zarząd złożył w prokuraturze zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez byłego prezesa. Władze Warfamy twierdziły m.in., że były jej sternik składał zlecenia wystawienia opcji, nie informując o tym rady nadzorczej. Po dwuletnim śledztwie prokuratura nie zdecydowała się na postawienie byłemu prezesowi zarzutów, nie dopatrując się naruszeń prawa. Bartosik, kierujący dziś firmą zajmującą się m.in. hurtową sprzedażą produktów z metali nieżelaznych, przekonuje, że na doniesienie do prokuratury zasłużył sobie w momencie, gdy po przejściu do konkurencyjnej firmy przejął kilkunastu ważnych dla Warfamy klientów. – Z firmy odszedłem po konflikcie z większościowym akcjonariuszem dotyczącym bieżącego zarządzania spółką – wyjaśnia. Dodaje też, że wbrew temu, co twierdzi dziś spółka, nie zawierał transakcji spekulacyjnych, a zabezpieczał ekspozycję walutową związaną z zagranicznymi kontraktami firmy.

Do sądu z byłym pracodawcą trafił [b]Jacek Rudnicki[/b], były prezes Sanwilu. Zarejestrowana w Lublinie spółka domaga się od byłego sternika odszkodowania za ponad 12 mln zł strat, które poniosła na opcjach. W pierwszej instancji sąd stanął po stronie Rudnickiego, ale jak powiedział nam Piotr Kwaśniewski, obecny prezes Sanwilu, spółka złożyła już odwołanie. Rudnicki, kierujący obecnie firmą handlującą kosmetykami, tłumaczy, że ze względu na trwające sprawy sądowe nie chce odnosić się do stawianych mu zarzutów. – Zdecydowanie nie zgadzam się ze stawianymi mi na sali sądowej, jak i w mediach ocenami mojej prezesury – mówi jedynie Rudnicki.

Do sprawy opcji nie chce również wracać [b]Bohdan Stankiewicz[/b], były prezes Foty. Stankiewiczowi zarzucano tolerowanie działań odpowiedzialnej za finanse spółki byłej wiceprezes Małgorzaty Siwek, która, jak twierdzą obecne władze firmy, miała za wiedzą eksprezesa zawierać umowy opcyjne bez upoważnienia nadzoru Foty. – To zamknięty etap mojego życia – mówi Stankiewicz, kierujący obecnie państwową firmą z branży gumowej. Z byłą wiceprezes nie udało się nam skontaktować. Dawni współpracownicy przyznają, że stracili z nią kontakt. – Po sprawie opcji na pewien czas wyjechała z kraju, by uciec od medialnego zgiełku – mówią jedni. Inni dodają, że obecnie pracuje jako księgowa w mniejszej firmie.

[srodtytul]Kara za błędy czy polityczne rozliczenia?[/srodtytul]

Siłę medialnych wyroków na swojej skórze poznał [b]Mirosław Kochalski[/b], były prezes Ciechu, który w lipcu 2008 r. zrezygnował z zajmowanego stanowiska. Kochalski, kojarzony z poprzednią ekipą rządową, nie otrzymał absolutorium za 2007 i 2008 r. Choć oficjalnie przedstawiciele Skarbu Państwa nie podawali powodów takiej decyzji, nieoficjalnie sugerowali m.in., że to Kochalski i jego współpracownicy odpowiadali za najbardziej dotkliwe dla spółki umowy opcyjne.

– Za czasów mojej prezesury w Ciechu opcji używaliśmy wyłącznie do zabezpieczenia części ekspozycji walutowej, a umowy były zawierane na okres nie dłuższy niż rok obrotowy. Mogę z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że wpływ umów opcji zawieranych w pierwszym półroczu na wyniki spółki za 2008 r. był niewielki – mówi Kochalski. W jego ocenie, nieudzielenie mu absolutorium i anonimowe komentarze przedstawicieli MSP, uzasadniające brak skwitowań rzekomym wpędzeniem Ciechu w problem opcji, czy nieprawidłowościami, do jakich miało dochodzić przy zakupie Sodawerk Stassfurt, to element zemsty politycznej. – Szkoda, że media, które wydały na mnie wyrok, później nie informowały o umorzeniu wszelkich postępowań w wymienionych sprawach – dodaje Kochalski.

[srodtytul]Opcje w CV szkodzą[/srodtytul]

Menedżerowie, którzy zostali obarczeni winą za problem opcji, przyznają, że zaciążyło to na ich karierze zawodowej. –  Zdarzało się, że na spotkaniach z radami nadzorczymi firm, o stanowiska w których zabiegałem, przedstawiano mi kopie publikacji, w których obciążano mnie winą za straty na opcjach byłego pracodawcy – mówi były dyrektor finansowy jednej z giełdowych spółek. – Gdy zabiegałem o stanowisko członka zarządu w jednej z firm z GPW, jej główny akcjonariusz, po tym jak skomplementował moje kwalifikacje, oświadczył wprost, że nie otrzymam pracy ze względu na mój opcyjny bagaż – nie ukrywa rozgoryczenia inny.

Skoro więc czują się niesprawiedliwie oskarżani przez dawnych mocodawców, to dlaczego nie walczą o dobre imię? Zainteresowani twierdzą, że szkoda im czasu, nie chcą zaogniać sytuacji, obawiają się dalszych kroków odwetowych. – Gdy pierwszy raz przeczytałem w prasie wypowiedź anonimowego członka nowego zarządu, twierdzącego, że spekulowałem, skontaktowałem się z głównym akcjonariuszem spółki, żądając, by zaprzestano takowych działań. W odpowiedzi usłyszałem, że choć na razie nie trafiłem pod sąd, to?może się to zmienić – mówi jeden z menedżerów.

Niewielu z opcyjnych menedżerów z perspektywy czasu ocenia, że popełniło błąd, ma poczucie winy. – Gdy nie stosowaliśmy zabezpieczeń i traciliśmy na eksporcie, analitycy i dziennikarze krytykowali nas za pasywność – mówi jeden z naszych rozmówców. – Proszę poczytać rekomendacje dla złotego z połowy 2008 r. Ja nie pamiętam takich, które mówiłyby, że za euro w ciągu roku płaconych będzie nie 3 zł, a 4,7 zł – wyjaśnia inny. Niektórzy żałują jedynie, że nie pozwolono im odrobić strat, jakie spółki poniosły za ich czasów. – Macieja Dudę (prezes i główny akcjonariusz spółki PKM Duda, red.) opcje zrzuciły z piedestału młodego-zdolnego do czyśćca, dziś znów jest hołubiony, bo wyprowadził firmę na prostą. Mnie, jak wielu innym, nie było dane naprawić szkód – słyszymy od jednego z rozmówców.

[ramka]

[srodtytul]KNF karze za opcje [/srodtytul]

Niezależnie od wyciągania konsekwencji wobec giełdowych menedżerów obarczonych winą za problem opcji wymierzaniem kar zajęła się też Komisja Nadzoru Finansowego. Nałożyła dziewięć kar związanych z zawieraniem umów opcyjnych, jednak tylko w jednym wypadku – 200 tys. zł kary dla Macieja Dudy – obciążono członka zarządu. Pozostałe kary za nieprzekazanie w terminie informacji o opcjach nałożono na Alchemię, Ciech, Krosno, Fotę, Forte, MIT, Paged i PKM Duda. [/ramka]

Parkiet PLUS
100 lat nie kończy historii złotego, ale zbliża się czas euro
Parkiet PLUS
Wynikowi prymusi sezonu raportów
Parkiet PLUS
Dobrze, że S&P 500 (trochę) się skorygował po euforycznym I kwartale
Parkiet PLUS
Szukajmy spółek, ale też i inwestorów
Parkiet PLUS
Złoty – waluta, która przetrwała największe kataklizmy
Parkiet PLUS
Dlaczego Tesla wyraźnie odstaje od reszty wspaniałej siódemki?