Korekta kontrolowana

Dramatyczne wydarzenia na rynkach surowcowych w umiarkowany sposób przekładają się na razie na koniunkturę na GPW. Spadek WIG20 do poziomu najniższego od miesiąca ma znaczenie jedynie w perspektywie krótkoterminowej, natomiast w średnim terminie nadzieją dla inwestorów pozostaje bariera 2800 punktów

Aktualizacja: 25.02.2017 20:00 Publikacja: 07.05.2011 03:03

Korekta kontrolowana

Foto: GG Parkiet

[srodtytul]Analiza techniczna – podwójny szczyt zapowiedzią przetestowania poziomu 2800 punktów[/srodtytul]

Ostatnie niekorzystne dla posiadaczy akcji wydarzenia warto rozpatrywać w dwóch odrębnych ramach czasowych: w krótkim i średnim terminie. W  pierwszej kategorii trwająca przez większość mijającego tygodnia przecena, a szczególnie jej czwartkowa część (kiedy WIG20 przebił lokalny dołek z 18 kwietnia i znalazł się najniżej od ponad miesiąca) doprowadziła do ukształtowania się formacji podwójnego szczytu (maksima z 7 kwietnia i 28 kwietnia). Zgodnie z teorią formację tę należy interpretować jako oznakę odwrócenia fali wzrostowej trwającej od połowy marca. Książkowo WIG20 powinien cofnąć się przynajmniej o tyle, ile wynosi szerokość formacji, czyli o około 60 pkt, do poziomu nieco powyżej 2800 pkt.

W tym miejscu dochodzimy automatycznie do rozważań dotyczących średniego terminu, a więc obejmującego kilka miesięcy. O tym, jak ważny jest poziom 2800 pkt, do którego WIG20 powinien teoretycznie dotrzeć na skutek krótkoterminowych zależności, przypomina to, z jakim namaszczeniem bariera ta była analizowana jeszcze kilka tygodni temu. Od grudnia ubiegłego roku do marca br. okolica  2800 pkt stanowiła silny poziom oporu, a z jej przebiciem wiązano powszechnie nadzieje na dojście WIG20 nawet do 3000 pkt. Wobec tego jasne staje się, że obecnie bariera ta pełni funkcję równie mocnego wsparcia. Jeśli trend wzrostowy ma się utrzymać w średnim terminie, poziom 2800 pkt musi powstrzymać zapędy sprzedających. Dopiero jeśli tak się nie stanie, trzeba będzie radykalnie zrewidować nastawienie względem rynku.

Można szacować, że zejście WIG20 do ok. 2800 pkt pociągnęłoby za sobą spadek popularnych oscylatorów technicznych do poziomów, które mogłyby zostać uznane za potencjalnie atrakcyjne z punktu widzenia krótkoterminowych zakupów akcji. W przypadku oscylatora stochastycznego taka okazja spekulacyjna pojawiłaby się po zejściu do strefy wyprzedania (czyli poniżej 20 pkt). Jak widać na wykresie, ten, kto w ciągu ostatnich 12 miesięcy kupował akcje po takim wydarzeniu, w kolejnych tygodniach nie żałował tej decyzji i mógł się cieszyć z mniejszych lub większych zysków. A w wypadku np. RSI (Relative Strength Index) za poziom świadczący o atrakcyjności akcji w krótkim terminie uznać można na podstawie obserwacji z ostatnich kilkunastu miesięcy okolice 40 pkt.

Dopiero przełamanie wsparcia na poziomie 2800 pkt mogłoby oznaczać, że tym razem zależności związane z oscylatorami przestają się sprawdzać. Poprzednio z taką sytuacją mieliśmy do czynienia przed rokiem, w trakcie majowo-czerwcowej wyprzedaży sprowokowanej przez kryzys finansowy na obrzeżach strefy euro. Wówczas zejście oscylatorów do teoretycznie atrakcyjnych poziomów było nieco przedwczesnym sygnałem do zakupów. Na razie jednak wymknięcie się korekty spadkowej w taki właśnie sposób spod kontroli byków to zupełnie abstrakcyjny scenariusz rozwoju wydarzeń.

[srodtytul]Fundamenty – sytuacja gospodarcza nie sprzyja dynamicznej hossie na rynkach akcji[/srodtytul]

O ile przynajmniej na razie trudno uznać, że korekta na warszawskim parkiecie wymknęła się spod kontroli i że zaprzepaszczone zostały szanse na nowe szczyty hossy, to jednak fakt, że WIG20 stracił wigor, zanim zdołał zbliżyć się do poziomu 3000 pkt, może wydawać się rozczarowujący. Jeśli jednak przyjrzymy się fundamentom gospodarczym, taki bieg wydarzeń przestaje zaskakiwać. Seria opublikowanych w mijającym tygodniu danych makro i wskaźników wyprzedzających sugeruje, że sytuacja nie sprzyja dynamicznej hossie na rynkach akcji.

Zacznijmy od opublikowanego w środę wskaźnika PMI dla polskiego przemysłu. Podczas gdy wraz z kwietniowym odbiciem tego indykatora można było liczyć na to, że załamanie z okresu styczeń–luty zostanie zniwelowane, to w tym miesiącu PMI znów poszedł w dół. O tym, jak niekorzystna stała się sytuacja, świadczy rzut oka na wykres PMI „wygładzonego” za pomocą 3-miesięcznej średniej kroczącej. Tak przetworzony wskaźnik spadł już trzeci miesiąc z rzędu. Takiej sytuacji nie notowaliśmy od końca 2008 r. Obawy zwiększa fakt, że silny uporczywy spadek odbywa się ze skrajnie wysokiego poziomu. Zwolennicy kontrariańskiego sposobu inwestowania z łatwością dopatrzą się tu oznak odwracania się fazy wzrostowej długoterminowego cyklu na fazę spadkową.

O ile jeszcze do niedawna sygnały słabnięcia tempa rozwoju polskiego przemysłu można było bagatelizować ze względu na mocną koniunkturę w Niemczech (czyli u naszego największego partnera handlowego), o tyle teraz także i tam pojawiają się pierwsze niepokojące zjawiska. Roczne tempo wzrostu zamówień w niemieckim przemyśle zmalało w marcu do 8,4 proc., podczas gdy w najlepszym momencie (wiosna 2010 r.) sięgało 30 proc. Obecnie dynamika jest najniższa od końca 2009 r.

Jakby tego było mało, coraz głośniejsze zgrzyty słychać także w koniunkturze gospodarczej w USA. Skok liczby nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych (initial jobless claims) powyżej 450 tys. to poważny cios w optymistyczne prognozy zakładające kontynuację widocznej jeszcze niedawno poprawy kondycji rynku pracy.

Wraz z pogarszaniem się danych makro widać również rosnące rozczarowanie kolejnymi odczytami. O ile fala wzrostowa na Wall Street trwająca od sierpnia 2010 r. do lutego br. była napędzana przez postępujące pozytywne zaskoczenie ekonomistów kondycją amerykańskiej gospodarki, o tyle teraz mamy do czynienia ze zjawiskiem odwrotnym. Po tym gdy mierzący odchylenia faktycznych danych od prognoz analityków indeks Citigroup Economic Surprise (CESI) sięgnął skrajnie wysokiego poziomu bliskiego 100 pkt na początku marca, od tego czasu systematycznie się obniża. Rozbudzone wcześniej oczekiwania prowadzą do coraz większych rozczarowań. W tej sytuacji nie dziwi fakt, że indeks S&P 500 jest ciągle na poziomie zbliżonym do tego z początku marca, podczas gdy wcześniej systematycznie szedł w górę.

Analizy rynkowe
Bessa w pełnej okazałości
Gospodarka krajowa
Stopy nie muszą przewyższyć inflacji, żeby ją ograniczyć
Analizy rynkowe
Spadki na giełdach boleśnie uderzają w portfele miliarderów
Analizy rynkowe
Dywidendy nie takie skromne
Analizy rynkowe
NewConnect: Liczba debiutów wyhamowała
Analizy rynkowe
Jesteśmy na półmetku bessy. Oto trzy argumenty