Remigiusz Lemke, DM mBank

Zgodnie z oczekiwaniami, sesja przy Książęcej 4 rozpoczęła się neutralnie, po czym kupujący uzyskali przewagę w pierwszych kwadransach. Notowania zbliżyły się do pułapu 2320, jak się później okazało był to szczyt możliwości strony popytowej. Kolejne godziny nie przyniosły zdecydowanej poprawy nastrojów, a kurs kontraktów zaczął się osuwać w niższe rejony. Początkowo cofnięcie nie wyglądało na groźne, jednak z każdą następną godziną sytuacja stawała się co raz poważniejsza. W końcówce sesji podaży wzmogła swoje starania, w wyniku czego sprzedający przełamali wsparcie 2289. Po tym jak kurs FW20 dotarł do MA200h deprecjacja wyhamowała. Ostatecznie kontrakty finiszowały na wysokości 2277. Wskaźniki impetu generują niejednoznaczne sygnały. RSIh dotarło do strefy wyprzedania, co sugeruje przereagowanie i możliwość odbicia. Z drugiej strony MACDh wskazuje na kontynuację spadków. S&P500 zanotował mocną sesję spadkową, przez co zanegowana została formacja odwróconej głowy z ramionami. Jednak mimo to w Azji nie widać zdecydowanej reakcji, japoński Nikkei przecenia się o -0,4%, pozostałe indeksy notują nieznacznie większe straty.

Krzysztof Pado, DM BDM

Wtorkowa sesja rozpoczęła się od powrotu powyżej 2300 pkt, kolejne godziny nie przyniosły jednak kontynuacji tego ruchu i rynek zaczął opadać pod własnych ciężarem. Końcówka przyniosła już wyraźny docisk podaży, dyskontując słabą sesję na Wall Street. WIG20 zamknął się na poziomie 2269,1 pkt, po spadku o blisko 1,0%. Za Atlantykiem wszystkie główne indeksy finiszowały na czerwono. S&P500 stracił ponad 1,3% - to już piąta sesja z rzędu ze świecą o czarnym korpusie. Ostatni lokalny szczyt sprzed tygodnia potwierdził serię coraz niższych wierzchołków głównych korekt wzrostowych (po załamaniu notowań na przełomie stycznia/lutego), wskazując, że to nadal strona podażowa rozdaje karty. To na co warto zwrócić uwagę, to zjawisko spadków kursów na spółkach, które publikują wyniki powyżej oczekiwań. Inwestorzy zaczynają przywiązywać wagę także do innych czynników, np. wysokich CAPEX-ów. Technicznie na WIG20 pojawił się w końcu jakiś wyraźniejszy ruch. Wsparciem pozostają dołki w okolicach 2200 pkt, oporu można szukać dopiero przy 2380 pkt (lokalne maksima z marca). Podobnie jak na S&P500, także na naszym indeksie bluechipów bykom nie udało się ostatnio wyprowadzić korekty, która zanegowałaby serię coraz niższych lokalnych szczytów. Dziś rano nastroje na rynkach są raczej słabe. W komplecie na wartości tracą najważniejsze rynki azjatyckie (przy czym spadki nie przekraczają 1%), na lekkich minusach handlowane są kontrakty na S&P500 czy DAX. Z danych makro brak dziś informacji, która mogłyby mocno przykuwać uwagę (z Polski mamy jedyną marcowy odczyt stopy bezrobocia). Wyniki z WIG20 podaje dziś Orange, jutro PKN Orlen.

Piotr Kuczyński, DI Xelion

We wtorek przed pobudką w USA rentowności 10. letnich obligacji amerykańskich spadały, więc wsparcie dla obozu niedźwiedzi zmalało. Przyglądano się przede wszystkim raportom kwartalnym spółek, ale obserwowano też publikowane we wtorek dane makro. Dane makro będą miały zdecydowanie mniejsze znaczenie niż wyniki spółek. Indeks zaufania konsumentów podawanego przez Conference Board wyniósł 128,7 pkt. (oczekiwano spadku ze 127,7 na 126 pkt. Żadnego znaczenie nie miały dane z rynku nieruchomości: raport S&P/Case-Shiller o cenach domów w lutym (wzrosły o 6,8% r/r, oczekiwano 6,3%), a raport o cenach domów publikowany przez FHFA (też dla lutego) pokazał, że indeks wzrósł o 0,6% m/m (oczekiwano 0,5% m/m). Sprzedaż nowych domów w marcu wzrosła o 4% (oczekiwano wzrostu o 2% m/m). Interesujące było to, że po wejściu Amerykanów do gry rentowności obligacji ruszyły na północ i znowu, podobnie jak w poniedziałek, zaczęły atakować poziom 3%. Tym razem jednak gracze na rynku akcji wydawali się tym nie przejmować, bo indeksy rozpoczęły sesje od zwyżek. Szybko jednak do gry weszła podaż. Wyniki Alphabet (Google) niespecjalnie spodobały się inwestorom – akcje taniały, bo spółka ma znacznie zwiększyć wydatki inwestycje. Ten spadek pociągnął za sobą wszystkie spółki określane mianem FAANG. Poza tym akcje Caterpillar taniały, bo zarząd zapowiedział, ze wyniki pierwszego kwartału, były wyjątkowe. Akcje Lockheed Martin i 3M z powodu prognoz na kolejne kwartały. Co prawda rentowność obligacji cofnęła się spod poziomu 3%, ale jednak kosmetycznie rosły, co też się graczom nie podobało. Okazało się, że wszystko, co tylko się dało było interpretowane na niekorzyść obozu byków. Dość nieoczekiwanie doszło do przeceny. Na dwie godziny przed końcem sesji NASDAQ tracił ponad dwa procent, a S&P 500 prawie dwa procent. Pozostawała końcówka, w której po takiej dziwnej przecenie należało oczekiwać ataku byków. Owszem, pojawił się, ale był niezwykle słaby i doprowadził do niewielkiego jedynie odrobienia strat. S&P 500 stracił 1,34%, a NASDAQ 1,7%. W sezonie (niezłych) raportów kwartalnych takie zachowanie giełd sygnalizuje słabą kondycję rynku akcji. GPW rozpoczęła wtorkową sesję od błyskawicznego i sporego wzrostu indeksów. ale już przed południem WIG20 zaczął się osuwać. Trwało to krótko, bo po pobudce w USA indeksy znowu ruszyły na północ. Daleko jednak nie dotarły, a dość szybko indeks wyłamał się dołem ze stabilizacji. Potem wyłamywał się z kolejnych schodków, aż wreszcie dotarł do poziomu neutralnego. Końcówka sesji była już jedną wielką wyprzedażą. Wystarczyło, że indeksy na Wall Street po początkowym wzroście wróciły do poziomu neutralnego, żeby u nas podaż nacisnęła. Takiej wyprzedaży nie było na innych giełdach europejskich. WIG20 stracił 0,98%. Można powiedzieć, że GPW przewidziała problemy Wall Street.