Obligacje powinny się kojarzyć inwestorom z bezpieczeństwem, zarówno tym inwestycyjnym, jak i podatkowym. Formułuję ten postulat nieprzypadkowo, bo wydarzenia ostatnich tygodni pokazują, że obligacje mogą być kojarzone ze szczególnym ryzykiem, i to prowadzi do wniosku, iż nie różnią się specjalnie od innych papierów wartościowych.

Analizując kolejny kazus związany z opisywanym papierem dłużnym, przekonałem się również w tych dniach, że obligacje nie zawsze są „proste" podatkowo. Nie wynika to jednak z jakiejś ich szczególnej właściwości, ale z bałaganu panującego w przepisach dotyczących opodatkowania różnorodnych instrumentów finansowych. Różne metody – zryczałtowana i liniowa, odmienne sposoby zaokrąglania, obliczania i poboru, a do tego niemożność rozliczania strat. To tylko kilka przykładów niedoskonałości fiskalnych, które częściowo wpływają na zwiększenie kłopotów inwestorów topiących swoje oszczędności w pechowych obligacjach korporacyjnych.

O czym inwestorzy powinni wiedzieć w pierwszej kolejności? Głównie o tym, że strata poniesiona na obligacjach w przypadku niewypłacalności emitenta w żaden sposób nie da się podatkowo rozliczyć z zyskami, które przyniosą nam inne – bardziej szczęśliwe – papiery dłużne lub udziałowe. Czy wobec powtarzających się wpadek z obligacjami korporacyjnymi ich niedoskonałość podatkowa nie wzmacnia negatywnej oceny tego instrumentu? Dla mnie to pytanie stało się w sposób oczywisty czysto retoryczne...

Tak nie powinno być. Jeśli rynek kapitałowy ma się rozwijać, a inwestor indywidualny ma być przekonany o jego bezpieczeństwie, którego emanacją jest roztoczenie parasola ochronnego przez instytucje państwowe, nie można tolerować promowania tylko przez część z tych instytucji przepisów wyraźnie wspierających inwestorów omijających szerokim łukiem obligacje korporacyjne. Z jednej strony mamy fiskusa, który bezwzględnie pobiera podatki, nawet w sytuacji, gdy inwestor ma kłopoty, a z drugiej nadzór, który tylko uspokaja i zdaje się nie zauważać niedoskonałości w regulacjach fiskalnych. Bo jedyną, absolutnie złudną alternatywą staje się inwestowanie tylko w papiery dłużne Skarbu Państwa i w spółki przez niego kontrolowane.

A co do przywołanego kazusu... Rozwiązałem go tym razem nie przy pomocy absurdalnie sprzecznych przepisów, ale posługując się logiką. Z pełną świadomością, że logika w podatkach jest ostatnią deską ratunku. A może nawet brzytwą...