Zarząd mBanku rekomenduje niewypłacanie dywidendy z zysku za 2018 r., czyli zgodnie z indywidualnym zaleceniem Komisji Nadzoru Finansowego (cały zysk miał trafić na wzmocnienie funduszy własnych). To zalecenie, przedstawione kilka dni temu, nie było niespodzianką po tym jak w styczniu nadzór podał wartość bufora stress-testowego. Okazała się ona zaskakująco wysoka i wtedy stało się jasne, że nierealna będzie wcześniej planowana przez mBank wypłata 20 proc. zysku z 2018 r. (tyle udało mu się wypłacić także z zysku za 2017 r., większy wskaźnik wypłaty jest niemożliwy na razie ze względu na spory portfel frankowy).

mBank zostawia sobie jednak furtkę do wypłaty dywidendy w przyszłym roku. Zarząd zarekomendował walnemu zgromadzeniu, aby blisko 250 mln zł przeznaczyć na pokrycie strat z lat ubiegłych a 1,07 mld zł pozostawić niepodzielone (w 2018 r. bank zarobił 1,32 mld zł netto).

Skąd taki krok? Na podobny ruch już parę lat temu zdecydował się Santander Bank Polska, który dzięki temu zabiegowi w ubiegłym roku mógł wypłacić dywidendę z tego źródła, mimo że formalnie KNF w indywidualnym liście nakazała mu zachowanie całego zysku z 2017 r. Dzięki temu SBP wypłacił w ubiegłym roku 310 mln zł, co dało 3,20 zł i 0,9 proc. stopy dywidendy, a niepodzielone zyski (które nie trafiły na kapitał ani nie zostały wypłacone akcjonariuszom) sięgają 1,5 mld zł. Także w 2016 r. wypłacił dywidendę w wysokości prawie 590 mln zł z niepodzielonych zysków, która mocno zwiększyła „regularną" dywidendę z 2015 r. w wysokości 700 mln zł (łącznie więc trafiło do akcjonariuszy aż 1,3 mld zł).

Być może mBank, który też miał niepodzielone zyski w ostatnich latach (ale nie decydował się na wypłatę z nich dywidendy i wreszcie trafiły na kapitał), chce zabezpieczyć się w przyszłym roku przed takim wydarzeniem jak teraz, gdy nagła zmiana wymogów dywidendowych zaskoczyła bank.