To wstępne wnioski wynikające z analizy planów gospodarki niskoemisyjnej przedstawionych wczoraj w Warszawie przez przedstawicieli Komisji Europejskiej. We wtorek w Brukseli komisarze ds. energii i zmian klimatu zaprezentowali tzw. mapę drogową dojścia w 2050 r. do ograniczenia emisji dwutlenku węgla o 90 proc. (w porównaniu z poziomem z 1990 r.).

Artur Runge-Metzger z Komisji ds. Zmian Klimatu przekonywał wczoraj w Warszawie, że tylko dogłębna redukcja emisji ma sens. A to oznacza, że Unia nie powinna poprzestać na dotychczasowym programie ograniczenia emisji CO2 o 20 proc. do 2020 r. W praktyce plan sprowadza się do tego, by produkcja energii w 2050 r. była bezemisyjna. A to z kolei oznacza, że węgiel do produkcji mógłby być wykorzystywany w elektrowniach, tylko jeżeli powstaną tam instalacje CCS (wychwytywania i składowania CO2). – To zła wiadomość dla naszych elektrowni i planów budowy nowych bloków węglowych, a takie mają wszystkie grupy energetyczne – mówi anonimowo jeden z ekspertów rynku. – Skoro nakłady na jeden duży blok węglowy wynoszą ok. 6 mld zł, a w planach są co najmniej cztery tego typu w Polsce, to powstaje pytanie, czy nie należy w ogóle nich zrezygnować – podkreśla.

Bloki węglowe buduje Energa – w Ostrołęce, przygotowują też PGE w Opolu i Enea w Kozienicach. Zdaniem naszego eksperta, nawet jeśli firmy będą kontynuować prace, to mogą mieć problemy z finansowaniem tych projektów. – Obawiam się, że ten nowy plan unijny do 2050?r. spowoduje, że banki jeszcze bardziej restrykcyjnie będą oceniać projekty węglowe, a zatem będą mniej skłonne udzielać na nie kredytów – dodaje nasz rozmówca.

Nasza energetyka oparta jest na węglu, z którego wytwarzane jest ponad 90 proc. energii. – I tak w polityce energetycznej rządu przyjęto założenie, że do 2030 r. ograniczymy produkcję energii z węgla do ok. 60 proc., ale rezygnować z węgla nie będzie łatwo – mówi ekspert. – Instalacje CCS są?zaś?drogie i dopiero we wstępnej fazie wdrożenia –?podkreśla.