Nie zakończyła się jeszcze sprawa Amber Gold – afery, w wyniku której blisko 19 tys. Polaków straciło łącznie 850 milionów złotych – a już na rynku funkcjonują kolejne „złote inwestycje" o bardzo wątpliwej renomie. Warto przy tej okazji pamiętać, że na złocie nie ma czegoś takiego jak „niesamowita okazja".
Amber Gold gwarantowało zyski na poziomie, którego nie są w stanie zagwarantować żadne inwestycje. Wynika to z faktu, że im większy zysk, tym większe ryzyko. Bitcoin przyniósł niektórym ogromne zyski, ale wynikały one z faktu zaistnienia na tym rynku bańki spekulacyjnej. Wielu inwestorów zakupiło tę kryptowalutę w momencie, gdy jej cena była na szczycie, zasilając tym samym bańkę. Gdy bańka pękła, albo sprzedali swoje bitcoiny, odzyskując jedynie część pieniędzy, albo trzymają je nadal w nadziei, że jeszcze kiedyś osiągną cenę choć zbliżoną do tej z dnia zakupu. Co, niestety, jest coraz mniej prawdopodobne.
Mądry Polak po szkodzie
W przypadku powyższych „okazji inwestycyjnych" zadziałała także psychologia. Klient, który zainwestuje swoje pieniądze w coś na próbę, tak bardzo chce wierzyć, że interes jest „czysty" i przyniesie mu zysk, że po prostu... wierzy. Wierzy i wypiera docierające do niego niewygodne sygnały. Przy okazji każdej piramidy i bańki głosy społeczeństwa dzielą się na dwie grupy: tych, którzy ostrzegają i pukają się w czoło, oraz tych, którzy mówią, że ci pierwsi zazdroszczą, bo sami nie zainwestowali.
Dokładnie taki mechanizm mogliśmy obserwować w grudniu, kiedy bitcoin był na szczycie, a Komisja Nadzoru Finansowego i NBP uruchamiały kampanię „Uważaj na kryptowaluty".
Na złocie nie ma okazji
Nie da się zagwarantować na złocie zysków, tak samo jak nie da się kupić złota za połowę czy jedną czwartą jego ceny. Złote sztabki i monety mają swoją określoną cenę, która wynika z prawa popytu i podaży.