Wszyscy kochamy lewy pas. To chyba nasza cecha narodowa. Bo nieważne, czy ktoś jedzie 300-konnym monstrum czy też starym, poczciwym "maluchem" (zwanym niekiedy pieszczotliwie śrutem bądź kaszlakiem) musi, powtarzam: musi, jechać lewym, "szybszym" pasem. Nawet jeśli prawy jest lepszy, wygodniejszy i bezpieczniejszy. Ot, taka ułańska fantazja. Ostatnio okazuje się jednak, że powyższe, drogowe nawyki przenoszą się również w sferę polityki gospodarczej. W ciągu ostatnich miesięcy coraz częściej słyszymy bowiem o gotowości Polski do wejścia do strefy euro w 2012 roku, co pośrednio sugeruje, że złoty może wejść do mechanizmu kursowego (ERM II) już w przyszłym roku! Szybko, prawda? Ale czy nie za szybko?

Żeby nie było nieporozumień: czy to się nam podoba, czy nie, z każdym dniem zbliżamy się do przyjęcia euro. Tak zobowiązaliśmy się w traktacie akcesyjnym i już. Szlus. Kropka. Koniec dyskusji. Nie zmienia to jednak faktu, że można, a wręcz należy zastanawiać się tak nad terminem, jak i konsekwencjami wyżej wzmiankowanej akcesji. Tymczasem temat euro zdominował dogmatyzm. Przeciwnicy euro najchętniej odłożyliby temat przyjęcia wspólnej waluty na bliżej niezdefiniowaną (acz najchętniej jak najbardziej odległą) przyszłość. Zwolennicy natomiast sypią jak z rękawa podręcznikowymi mądrościami i obstają przy szybkiej akcesji do strefy euro. W takiej sytuacji, gdy obie grupy mocno okopały się na swoich pozycjach, trudno oczekiwać rzeczowej dysputy. I rzeczywiście takowej nie ma. Po przeglądzie głównych tytułów prasowych mogłem strawestować sławne stwierdzenie Kubusia Puchatka i stwierdzić, że im bardziej szukałem prasowej dyskusji na temat naszej akcesji do strefy euro, tym bardziej jej tam nie było. A, patrząc choćby na to, co się obecnie dzieje w gospodarce, temat ten warto poruszyć. A przynajmniej spróbować odpowiedzieć na kilka pytań, które same nasuwają się, gdy popatrzymy na bieżące wydarzenia.

Po pierwsze, to, co obecnie dzieje się w gospodarce polskiej i światowej pokazuje, że szoki asymetryczne nie są nam obce. W Polsce rośnie inflacja i rosną stopy - jest to jasne, przejrzyste i intuicyjnie zrozumiałe. Tymczasem w strefie euro inflacja rośnie, a EBC wygląda na niezdecydowanego, czy aby nie przystąpić do obniżek ze względu na sytuację w sektorze finansowym. Gdybyśmy byli teraz w strefie euro, nie tylko mielibyśmy stopy procentowe zdecydowanie niższe niż obecnie, ale również stalibyśmy przed dużymi szansami na ich dalszy spadek. I to przy wysokiej dynamice wzrostu gospodarczego i inflacji. Niezbyt komfortowa sytuacja, prawda? A może powyższa sytuacja pokazuje, że obecnie pozostawanie poza strefą euro lepiej służy polskiej gospodarce niż członkostwo w tejże?

Można również postawić pytanie, czy rzeczywiście szeroko rozumiane środowisko makroekonomiczne jest w obu gospodarkach już teraz na tyle zbliżone, by w średnim okresie fakt posiadania wspólnej polityki pieniężnej generował dla Polski więcej korzyści niż zagrożeń?

Po drugie, akcesja do strefy euro najprawdopodobniej tworzyć będzie pewne koszty gospodarcze. Choćby z uwagi na większą restrykcyjność polityki pieniężnej ukierunkowanej na spełnienie kryterium inflacyjnego. W globalnej gospodarce narasta presja inflacyjna, czego konsekwencje widzimy również w przypadku naszego, krajowego wskaźnika CPI. W takiej sytuacji, jeśli bank centralny nie chce liczyć jedynie na konwergencyjny outsourcing w postaci wyższej inflacji w krajach EU (która podniesie wartość progową kryterium inflacyjnego), powinien podjąć zdecydowane działania ukierunkowane na trwałe obniżenie inflacji, najlepiej jeszcze przed wejściem do ERM II. Pojawia się więc pytanie, czy warto przy niesprzyjających warunkach zewnętrznych ponosić koszty akcesji? Czy w obecnym, globalnie inflacyjnym, otoczeniu wejście do strefy euro jest ekonomicznie uzasadnione? Ile lat w strefie euro będziemy nadrabiać "konwergencyjne" straty? Czy może warto wolniej, ale przy mniejszych kosztach?A podobnych pytań jest jeszcze mnóstwo. Tymczasem, zamiast odpowiedzi dostajemy deklaracje, podręcznikowe cytaty bądź wymowne milczenie. A ja wciąż nie mogę przekonać sam siebie do tego, że nasz gospodarczy kaszlak (choć po tuningu wygląda nieźle i potrafi jechać naprawdę szybko) jest w stanie bezawaryjnie wytrzymać podróż lewym, szybkim pasem do strefy euro. GŁÓWNY EKONOMISTA FORTIS BANKU