Tam szansa, gdzie problem

Dlaczego w dwudziestoleciu międzywojennym dzieliliśmy w Polsce zapałki na cztery? Otóż w 1925 r. ustawowo wprowadzono w II Rzeczypospolitej Polski Monopol Zapałczany, wydzierżawiając go następnie za psie pieniądze szwedzkiemu przemysłowcowi i opodatkowując zapalniczki, aby zlikwidować konkurencję.

Publikacja: 20.10.2022 21:00

Tam szansa, gdzie problem

Foto: Archiwum

Monopol obejmował oczywiście także materiały do produkcji zapałek. Dochody Skarbu Państwa poleciały na łeb, na szyję, ceny zapałek poszły w górę przy równoczesnym zmniejszeniu liczby zapałek w pudełku, pracę straciło kilka tysięcy robotników, eksport zapałek skarlał, pojawił się czarny rynek.

W cenie każdego produktu czy usługi jest cena energii zużytej do ich wytworzenia zarówno bezpośrednio, jak i pośrednio, bo przecież wszyscy potrzebujemy energii (we wszystkich możliwych jej postaciach) do codziennego życia. Tymczasem środowisko producentów, jak i dystrybutorów energii jest najbardziej zmonopolizowaną w gospodarce branżą, opartą ponadto na zasadzie: co nie jest wyraźnie dozwolone, w ogóle nie jest dozwolone. Nie działa w niej zasada: co nie jest zakazane, jest możliwe. Wszyscy przez to cierpimy, także ponosząc koszty biurokratycznego systemu dopłat (z pieniędzy najpierw nam zabranych poprzez tzw. podatki pośrednie) na każdym etapie, poczynając od wydobycia lub sprowadzenia do Polski surowców energetycznych lub gotowej energii elektrycznej, a kończąc na dostarczeniu do gospodarstw domowych lub przedsiębiorców tychże surowców, ciepła lub potocznie mówiąc „prądu”.

W warunkach totalnego monopolu ceny są jedynie tzw. cenami, gdyż biorą się z ustaleń politycznych, są wyznaczane administracyjnie w otoczeniu koncesji, licencji, sztucznych wskaźników itp. O konkurencyjnym rynku już dawno nikt nawet nie wspomina. Na tablicach reklamowych pojawiają się ogłoszenia, ile wg konkretnego reklamodawcy w danej cenie jest czego. Rząd, który instytucjonalnie zmonopolizował rynek energii, próbuje odwrócić od siebie uwagę, wskazując na Unię Europejską – już nie dodając, że Unia to przecież my również. Obecnie ci sami urzędnicy rządowi faktycznie decydują o strukturze wydatków polskich monopoli energetycznych, w tym o nakładanych na nie podatkach, jak i jednocześnie o osiąganych przez nie dochodach (instrumentalnie traktując Urząd Regulacji Energetyki), dowolnie żonglując ich przepływami, przy czym rugując przedsiębiorców zarówno z systemu wytwarzania i dystrybucji, jak i skutecznie wszystkich zniechęcając do indywidualnej czy też zbiorowej autokonsumpcji – w tym produkcji na potrzeby własne lub wspólnie z sąsiadami.

Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów państwowych monopoli nie zauważa, stąd nie idzie za amerykańskim przykładem z 1911 r., kiedy ostatecznym werdyktem Sądu Najwyższego rozbito obejmujący 90 proc. branży energetycznej, włącznie z dystrybucją (ropociągi, kolej), monopol Johna Rockefellera, o którym już w 1880 r. oficjalnie mówiono, że swoją monopolistyczną polityką narusza sprawiedliwość społeczną.

Najgorszą formą monopolu jest monopol państwowy, a najskuteczniejszą formą walki z kryzysem gospodarczym jest uwolnienie olbrzymiego potencjału tkwiącego w polskich przedsiębiorcach. Zniesienie nadmiernych ograniczeń krępujących polski biznes, również w branży energetycznej, rozszerzenie także gospodarstwom domowym możliwości podjęcia ryzyka zainwestowania w lokalne, współdzielone, źródła wytwarzania, doprowadzą do realnego uniezależnienia się nas wszystkich od importu paliw kopalnych, pobudzą także giełdę papierów wartościowych, która jak kania dżdżu potrzebuje nowych pomysłów i nowych emitentów. Nie wspominając o towarowej giełdzie energii, wielkim nieobecnym debaty publicznej.

Sukces osiąga się poprzez łzy, także krokodyle, państwowych firm energetycznych tracących monopol.

Felietony
Kryptowaluty w natarciu
Felietony
Emisje bez prospektu
Felietony
30 lat z WIG20
Felietony
Co czeka rynek venture capital w Polsce?
Felietony
Dwie strony medalu
Felietony
Rozważając błędy młodości. I błędy w ogóle