Japońska lokomotywa nabiera przyspieszenia

Jeszcze zupełnie niedawno hitem wśród inwestorów kupujących akcje japońskich przedsiębiorstw były spółki produkujące pieluszki i środki pielęgnacyjne dla starszych ludzi.

Aktualizacja: 08.02.2017 11:47 Publikacja: 20.08.2013 06:00

Artur Gromadzki, Chief Investment Officer – Global Equities w Caspar Asset Management

Artur Gromadzki, Chief Investment Officer – Global Equities w Caspar Asset Management

Foto: Archiwum

Fatalna demografia tego kraju wskazywała, że zapotrzebowanie na te produkty będzie z każdym rokiem rosło, a wobec mizerii innych sektorów japońskiej gospodarki pieluszki stanowiły przynajmniej jakieś światełko w tunelu. Japonia, trzecia co do wielkości gospodarka na świecie, ta ogromna lokomotywa światowej ekonomii, w ostatnich latach nieustannie się cofała.

Na szczęście ostatnio preferencje inwestorów w Japonii mocno się zmieniły. Optymizmem powiało, gdy funkcję szefa rządu objął Shinzo Abe, doświadczony polityk, który już raz rządził krajem, stojąc na czele rządu dokładnie przez rok – od 26 września 2006 r. do września 2007 r. Tamte dwanaście miesięcy nie były specjalnie udane. Mimo podejmowanych przez Abe prób gospodarka Kraju Kwitnącej Wiśni tkwiła w zastoju. Ale Abe zdobył doświadczenie, które inwestorzy cenią. Co ważniejsze, wydaje się, że premier wyniósł z pierwszego okresu rządów nauczkę, która dzisiaj wydaje owoce. Ta nauczka nazywa się zdecydowanie i wyraźnie sprecyzowana misja. Abe zrozumiał, że japońska gospodarka łaknie odważnych działań, pójścia pod prąd panujących w kraju skostniałych opinii oraz ukształtowanej przez lata tradycji. A tylko ktoś, kto dobrze zna Japonię, może zrozumieć, jak trudne w tym kraju jest przełamanie tradycji.

Shinzo Abe zmienił szefa japońskiego banku centralnego i była to jedna z jego pierwszych kontrowersyjnych decyzji. Szefem Banku Japonii został Haruhiko Kuroda, który przez osiem lat stał na czele Asian Development Bank. Kuroda zdecydowanie wsparł działania szefa rządu, których celem miała być stymulacja japońskiej gospodarki pozostającej w ekonomicznym marazmie od 1992 r.

Abe działał bardzo zdecydowanie. Już w miesiąc po objęciu władzy, w styczniu 2013 r., ogłosił program stymulacji gospodarki, trochę na amerykańską modłę – quantative easing – którego wartość przekroczy 1,4 biliona dolarów, co praktycznie podwoi podaż pieniądza na rynku. Gdy szefem banku centralnego został Kuroda, to jeszcze dobrze nie rozsiadł się w fotelu, a już zapowiedział podwojenie liczby obligacji, które Bank Japonii ma skupować w każdym miesiącu. Celem jest osiągnięcie dwuprocentowej inflacji w ciągu dwóch lat, co jest ambitnym zadaniem wyjścia z prawie dwudziestoletniej spirali deflacji.

Efekty tych działań są zaskakująco dobre. W I kwartale wzrost PKB w ujęciu rocznym osiągnął 4,1 proc., znacznie powyżej oczekiwań analityków. Przewartościowany japoński jen spadł, pomagając eksporterom, a inflacja zaczęła iść wolno w górę.

Ale twarde dane ekonomiczne to zaledwie cząstka sukcesu duetu Abe-Kuroda. Większą wagę przywiązuję do wybuchu optymizmu, z którym mamy obecnie w Japonii do czynienia. Dobrym tego miernikiem jest wzrost wydatków gospodarstw domowych – w tym konsumpcji towarów luksusowych. Między innymi nadspodziewany wzrost sprzedaży w tym kraju aż o 7 proc. luksusowych samochodów BMW, podczas gdy w innych krajach – poza Chinami – obserwujemy obecnie spowolnienie sprzedaży samochodów z wyższej półki. To jeden z przykładów na poparcie moich wniosków z niedawnych rozmów z japońskimi menedżerami, z których wynika, że gospodarka tego kraju odzyskuje witalność. A witalności i optymizmu japońska ekonomia potrzebuje w ilościach jeszcze większych niż wpompowywane w nią przez bank centralny jeny.

W ostatnich latach japońskie firmy traciły konkurencyjność. Również w smartfonach. Apple i Samsung pobił na głowę produkty NEC czy Sony. A to one jeszcze niedawno były nośnikiem innowacji. Czyżby duch innowacyjności utonął w Pacyfiku lub został wciągnięty przez Fudżijamę? Z pewnością jedną z przyczyn spadku popularności japońskich produktów była wysoka wartość jena, ale to nie wyczerpuje listy powodów, które wypchnęły japońskie przedsiębiorstwa z pierwszej ligi. Przez lata, pracując wspólnie z japońskimi menedżerami, miałem okazję obserwować, jak pod wpływem kryzysu wyparowuje ich witalność. Nadal należeli do najciężej pracujących, nadal byli świetnie wykształceni, ale ich optymizm się skończył. A człowiek pracujący w stresie, przytłoczony kłopotami, jest znacznie mniej kreatywny. Dzisiaj ta sytuacja zaczyna się zmieniać, pierwsze miesiące rządów Shinzo Abe spowodowały, że na archipelagu Hokkaido, Honsiu, Sikoku i Kiusiu wieją nowe wiatry.

Szczególnie ostatnio wyczuwam w głosach moich japońskich kolegów od dawna zapomniany optymizm. Działania Abe mocno podniosły nastrój w japońskim społeczeństwie. Optymizm został dodatkowo wzmocniony przez wyniki ostatnich wyborów, po których Abe i jego partia LPD zyskała większość w Izbie Radców (japoński senat) i w ten sposób zdominowała obie izby parlamentu, bo ma też większość w Izbie Reprezentantów (japoński sejm). Prawdopodobnie dojdzie do rewizji konstytucji, przede wszystkim zaś kontrowersyjnego i niepopularnego dziewiątego artykułu, narzuconego przez zwycięskich Amerykanów po II wojnie światowej, zabraniającego Japonii posiadania regularnej armii. Dzisiaj nie ma on już uzasadnienia.

Niedawna korekta na japońskiej giełdzie zachwiała wiarą inwestorów w sukces „abenomiki" opierającej się nie tylko na pakiecie stymulacyjnym, ale także na deregulacji rynku. Korekta nie była zresztą trudna do przewidzenia. Jeśli giełda wzrasta o 80 proc. w ciągu siedmiu miesięcy, to korekta jest zdrowa i potrzebna. Nim do niej doszło, sprzedałem akcje japońskich spółek i przyniosły mi one solidny zysk, ale nie zamierzam wycofywać się z tego rynku.

Japonia nadal jest stosunkowo tania, mimo że Nikkei 225 wzrósł od połowy listopada 2012 r. o 57 proc. Firmy nadal mają bardzo solidne fundamenty do dalszego wzrostu. Według MSCI P/BV (cena do wartości księgowej) wynosi 1,3x, natomiast P/E (cena do zysku) – 21x. To wysoko, ale spodziewam się mocnego, w niektórych wypadkach nawet kilkukrotnego, wzrostu zysków spółek, co daje niezbyt wygórowaną wycenę.

Spadek kursu jena powoduje, że warto dzisiaj zastanawiać się nad kupnem spółek nastawionych na eksport: motoryzacyjnych, elektronicznych czy produkujących urządzenia do automatyzacji przemysłu. A jeśli nastroje społeczne będą nadal się poprawiały, a wiele na to wskazuje, jeśli wśród Japończyków będzie się umacniało poczucie sukcesu, to dobry zysk mogą też zapewnić spółki produkujące na rynek wewnętrzny oraz wytwarzające produkty luksusowe.

Wydaje się, że można na razie odłożyć inwestycje w pieluszki dla dorosłych, choć problem z demografią nadal pozostanie w Japonii palący. Warto natomiast zainteresować się sektorem finansowym, towarów konsumpcyjnych i eksportowych. Trzecia lokomotywa napędzająca światową ekonomię ruszyła z miejsca i nabiera rozpędu.

Felietony
Wielka batalia małych spółek
Felietony
Przyszłość rynków kapitałowych w świetle planów Eurogrupy a perspektywa Polski
Felietony
Strategiczny błąd Fedu?
Felietony
O nożach, fundacjach rodzinnych i...
Felietony
Większy kawałek świata
Felietony
Kara goni karę