Riposta Chin może boleśnie dotknąć rynki finansowe

A dla Amerykanów w nadchodzących kwartałach w okresie zwiększonej podaży papierów skarbowych brak popytu ze strony tak dużego gracza jak Państwo Środka stanowiłby spory kłopot.

Publikacja: 14.05.2018 05:02

Alfred Adamiec zarządzający aktywami, Niezależny DM

Alfred Adamiec zarządzający aktywami, Niezależny DM

Foto: Archiwum

Temat restrykcji handlowych zapowiadanych i wprowadzanych jest jednym z najbardziej gorących w dyskusjach o najbliższej przyszłości globalnych rynków finansowych. Wizyty prezydenta Francji i kanclerz Niemiec w Waszyngtonie w końcu kwietnia miały również ścisły związek z retoryką Donalda Trumpa w odniesieniu do taryf celnych. Jednak to nie Europa wydaje się być głównym celem protekcjonistycznych zapędów amerykańskiego prezydenta. Tym adresatem jest Państwo Środka. Gigantyczny deficyt handlowy w wymianie USA z Chinami powoduje, że obecny gospodarz Białego Domu podejmuje ryzyko wywołania wojny handlowej z tym krajem. A co może sprawić jeszcze większe kłopoty – sprowokować działania protekcjonistyczne innych krajów.

Jednak ton komentarzom nadaje dosyć optymistyczne podejście do całego problemu. Według tego stanowiska wprawdzie retoryka obydwu stron jest dosyć ostra, ale to raczej próba zajęcia jak najkorzystniejszej pozycji przed twardymi negocjacjami, które „rozbroją" zagrożenie wojną handlową. Poza tym Chiny nie są w stanie równie dotkliwie uderzyć w amerykańskich producentów (poprzez taryfy celne), ponieważ sprowadzają z USA towary za około 1/4 wartości własnego eksportu do Stanów Zjednoczonych. W „licytowaniu się" na stawki celne stoją więc na z góry straconej pozycji – nie są w stanie swymi taryfami zniechęcić Amerykanów do realizacji planów Donalda Trumpa. W związku z tym optymistycznie nastawieni analitycy oczekują, że pragmatyczne władze Chin raczej ograniczą środki odwetowe, nie będą eskalować napięcia i postawią na przeczekanie obecnej administracji. Być może następny prezydent USA zmieni politykę handlową. A warto zauważyć, że w szeregach republikanów nie brakuje kongresmenów sceptycznych w stosunku do polityki handlowej obecnego prezydenta. Nie wspominając o demokratach.

Ale to tylko jeden z możliwych scenariuszy. Realne są również inne. Wpływ zaostrzenia stosunków gospodarczych między USA i Chinami może przyjąć formę mocniej wpływającą już bezpośrednio na wycenę różnych aktywów. Jako narzędzie nacisku na Waszyngton mogą być użyte regulacje prawne niezwiązane z taryfami celnymi. Firmy amerykańskie zainwestowały – w formie inwestycji bezpośrednich – w Państwie Środka ponad 250 mld USD w okresie od 1990 r. Wyniki finansowe wielu z nich okazują się dosyć istotnie zależne od działalności gospodarczej w tym kraju. Dla przykładu: ok. 20 proc. sprzedaży Apple ma miejsce w Chinach, analogicznie 15 proc. całkowitego dochodu Nike i 12 proc. dochodu Boeinga.

Nie potrzeba otwartej postawy protekcjonistycznej, aby ukarać USA za taryfy celne. Wprowadzenie bardziej restrykcyjnego prawa dotyczącego np. ochrony środowiska, zatrudniania cudzoziemców czy bezpieczeństwa i higieny pracy może istotnie utrudnić działanie amerykańskich firm w największej azjatyckiej gospodarce. Chińczycy potrafią bardzo skutecznie, a dyskretnie, utrudniać życie obcemu kapitałowi, jeśli tylko tego wymagają względy polityczne. Doskonale uwidoczniło się to w wypadku japońsko-koreańskiej spółki Lotte, która była właścicielem niemal 100 hipermarketów w Chinach. Firma ta przekazała jedną ze swoich nieruchomości w Korei Południowej na instalację systemu obrony rakietowej THAAD. Pekin mocno krytykuje montowanie dodatkowych instalacji wojskowych na Półwyspie Koreańskim, ponieważ uważa to za zagrożenie dla własnego bezpieczeństwa. Po instalacji THAAD dziwnym trafem kontrole bezpieczeństwa (głównie pożarowego) w chińskich hipermarketach Lotte były aż tak restrykcyjne, że niemal 90 proc. z nich musiało zostać zamkniętych. A obecnie spółka finalizuje wycofanie się z biznesu w Chinach.

Innym szalenie mocnym instrumentem nacisku na Stany Zjednoczone może stać się chiński portfel zawierający obligacje skarbowe USA o wartości około 1,17 bln USD. Wprawdzie wydaje się mało prawdopodobne, aby Chińczycy zaczęli wyprzedawać te obligacje przed ich zapadalnością, ponieważ mogłoby to spowodować poważny spadek wartości całego chińskiego portfela obligacji skarbowych. Jednak trudno wykluczyć powstrzymanie się przed zakupem nowych amerykańskich obligacji po zapadnięciu terminów wykupu obecnie posiadanych papierów. Byłoby to zresztą zgodne z bieżącą polityką zarządzania rezerwami walutowymi Chin stawiającą na większą dywersyfikację. Bank centralny tego kraju zdecydowanie dominuje obecnie w gronie nabywców złota.

A dla Amerykanów w nadchodzących kwartałach w okresie zwiększonej podaży papierów skarbowych brak popytu ze strony tak dużego gracza jak Państwo Środka stanowiłby spory kłopot. Rosnące zadłużenie USA w połączeniu z redukcją bilansu Fed stanowi środowisko mocno sprzyjające poważnemu wzrostowi rentowności obligacji skarbowych. To oznacza niższe ceny tego typu papierów wartościowych oraz wyższe koszty zaciągania i obsługi długu. Nie tylko państwowego, ale również korporacyjnego i gospodarstw domowych. Przełożenie na gospodarkę realną wydaje się więc oczywiste. A na rynek innych instrumentów? Wzrost rentowności obligacji amerykańskich zapewne wpłynąłby na analogiczny, chociaż raczej o zróżnicowanej skali, ruch dochodowości obligacji innych krajów. W takiej sytuacji stopa dywidendy z akcji, kształtująca się obecnie bardzo korzystnie, nie byłaby już tak atrakcyjna w stosunku do dochodowości obligacji. Ten czynnik mógłby zdecydowanie zmienić postrzeganie akcji na wielu rynkach.

Na szczęście pozostaje jeszcze wiele „bezpieczników" przed realizacją tego nieprzyjemnego dla giełd scenariusza. Pierwszym na tej liście pozostaje zdrowy rozsądek polityków.

Felietony
Przyszłość rynków kapitałowych w świetle planów Eurogrupy a perspektywa Polski
Felietony
Strategiczny błąd Fedu?
Felietony
O nożach, fundacjach rodzinnych i...
Felietony
Większy kawałek świata
Felietony
Kara goni karę
Felietony
Kryptowaluty w natarciu