Nie da się wykluczyć, że w czerwcu będzie ona kontynuowana, bo monitorowane przez nas wskaźniki nastrojów giełdowych są ciągle relatywnie wysoko. Z drugiej strony ich zejście do niższych pułapów mogłoby być interpretowane jako okazja do zakupów.

A co na dłuższą metę? Z każdym miesiącem zbliżamy się do symbolicznej rocznicy ustanowienia przez WIG rekordu wszech czasów w lipcu 2007 r. (67 568 pkt). O tym, dlaczego tak długo musimy czekać na powrót do tego szczytu, pisaliśmy już wielokrotnie – główny powód to astronomiczne wyceny, jakie osiągnęły polskie akcje dziesięć lat temu. Przypominają się słowa Warrena Buffetta: „Zbyt wysoka cena zakupu akcji nawet świetnej spółki może zniweczyć efekty całej dekady korzystnych wyników biznesu". Dobra wiadomość jest taka, że chociaż WIG jest znów relatywnie blisko rekordu, to wskaźniki wyceny na GPW (przynajmniej jeśli chodzi o szeroki rynek) są mniej więcej o połowę niższe. Dotyczy to zarówno mediany wskaźnika cena/zysk (ok. 14 wobec ponad 30 w 2007 r.), jak i ceny do wartości księgowej (w przypadku WIG: ok. 1,50 wobec ponad 3). Z tym większego problemu zatem nie ma.

Nic nie wskazuje też na to, że mamy do czynienia z niebezpieczną euforią zakupów na miarę tej sprzed dekady. Wręcz przeciwnie, dane pokazują, że inwestorzy detaliczni szerokim łukiem omijają fundusze typowo agresywne. Większym wzięciem cieszą się fundusze mieszane i absolutnego zwrotu, ale i tutaj napływy są nieporównywalne do tego, co działo się w 2007 r. A przecież oszczędności Polaków są o wiele większe niż wtedy.

Na pytanie, czy WIG pokona szczyt z 2007 r., odpowiedź brzmi: zdecydowanie tak, bo na dłuższą metę indeks przynosi dodatnie stopy zwrotu dzięki wzrostowi PKB i wartości fundamentalnej spółek. Trudniej odpowiedzieć oczywiście na pytanie „kiedy?". W scenariuszu optymistycznym mogłoby się to stać już w tym roku. Teoretyczny szczyt cyklu 40-miesięcznego wypada w okolicach września, a historycznie zdarzało się, że szczyty w praktyce przesuwały się jeszcze nawet o kilka miesięcy. Potencjalnie mamy więc jeszcze trochę czasu na dojście do rekordów, choć nawet w ramach tego sprawdzonego cyklu po drodze zdarzać się mogą dość głębokie korekty. Schłodzenie nastrojów mogłoby jednak na dłuższą metę okazać się korzystne, bo lepiej do rekordu zmierzać stopniowo niż w sposób zbyt gwałtowny.