Pomiędzy krótkoterminową przeceną a średnioterminowymi wsparciami

Świetne dane o kondycji polskiego przemysłu okazały się niewystarczającym impulsem do pchnięcia indeksów ku nowym szczytom, podobnie jak korzystne dane makro na Zachodzie. Paradoksalnie inwestorzy przystąpili do odważniejszego pozbywania się akcji, w wyniku czego WIG wybił się w dół z grudniowej konsolidacji. Nie wszystko jednak stracone. Drogi ku głębokiej przecenie wciąż bronią ważne poziomy wsparcia

Aktualizacja: 27.02.2017 05:02 Publikacja: 08.01.2011 04:51

Pomiędzy krótkoterminową przeceną a średnioterminowymi wsparciami

Foto: Archiwum

[srodtytul]Analiza techniczna – uwaga kieruje się na wsparcia[/srodtytul]

Ostatnie tygodnie przyniosły na naszym rodzimym rynku akcji scenariusz rozwoju wydarzeń zdecydowanie odbiegający od tradycyjnego rajdu świętego Mikołaja i efektu stycznia. Tym razem sezonowa zwyżka ograniczyła się jedynie do pierwszego tygodnia grudnia, natomiast potem główne indeksy utknęły w męczącej, wąskiej konsolidacji na poziomie szczytów hossy. O ile można było mieć nadzieję na to, że początek stycznia przyniesie dynamiczne wybicie w górę z owej konsolidacji zgodnie z tradycyjnym efektem stycznia (te nadzieje były o krok od spełnienia na pierwszej sesji roku, w czym pomógł odczyt PMI – patrz obok), to kolejne dni przyniosły odwrotny scenariusz. WIG (jak i WIG20) zdecydowanie naruszył dolną granicę trzytygodniowej konsolidacji i znalazł się najniżej od miesiąca.

Kluczowa w tej sytuacji jest odpowiedź na pytanie, czy to przesunięcie układu sił na korzyść podaży w perspektywie kilku tygodni doprowadziło jednocześnie do adekwatnego pogorszenia koniunktury w średnim terminie, czyli w skali kilku miesięcy.

Na szczęście dla posiadaczy akcji, wyciąganie tak daleko idących wniosków wydaje się na razie przedwczesne. Można to sobie uświadomić, przyglądając się poziomom wsparcia na wykresie WIG. Pierwszy z nich tworzy dolna linia kanału zwyżkowego, w jakim indeks porusza się już od sierpnia.

Bliskość tego wsparcia (obecnie znajduje się na wysokości ok. 47 tys. pkt – w piątek zostało naruszone, choć przy małych obrotach) sugeruje, że do rozstrzygnięć może dojść bardzo szybko. Gdyby sytuacja miała się rozegrać według dotychczasowego schematu – czyli zakładając, że WIG pozostanie w kanale wzrostowym – to odbicie od wsparcia powinno wywindować indeks ku nowym szczytom hossy. Oczywiście równie szybko może dojść do rozstrzygnięcia niekorzystnego (czyli przebicia wsparcia), ale nawet wtedy niekoniecznie będzie to oznaczało zmianę średnioterminowego trendu na spadkowy. Wybicie w dół z kanału nie zmieniłoby bowiem samo w sobie faktu, że WIG pozostawałby nadal w obrębie innej formacji, na którą od góry składa się szczyt hossy z listopada, nieznacznie naruszony w trakcie grudniowej konsolidacji, a od dołu – lokalne minima z listopada i grudnia. Dopiero przebicie owych dołków (leżą w okolicy 45,3 tys. pkt) byłoby równoznaczne z początkiem średnioterminowego trendu spadkowego. Na razie jednak trudno zakładać, by rynek był u progu realizacji tak niekorzystnego scenariusza. Pocieszające jest również przebudzenie się akcji mniejszych spółek, które wcześniej były zdecydowanie w tyle (jeszcze w końcu grudnia sWIG80 znalazł się najwyżej od maja 2010 r.).

Ponadto niepokojących objawów nie widać na razie na rynkach zachodnich, gdzie normą jest utrzymywanie się trendów wzrostowych. Co prawda cały czas świeci się lampka ostrzegawcza w postaci skrajnie optymistycznych nastrojów amerykańskich inwestorów (według AAII odsetek byków wynosi 55,9 proc., podczas gdy historyczna norma to 39 proc.), ale sytuacja techniczna wciąż nie wskazuje, by ów optymizm miał się nagle załamać.

[srodtytul]Fundamenty – PMI (zbyt) wysoko[/srodtytul]

Jeszcze na pierwszej sesji stycznia w miarę dobre nastroje inwestorów zdołał podtrzymać odczyt wskaźnika PMI obrazującego aktywność w polskim przemyśle. Przypomnijmy, że PMI skoczył do 56,3 pkt (na zbliżonych poziomach znajdują się wskaźniki aktywności przemysłu w USA i strefie euro). Z historycznego punktu widzenia to odczyt wyjątkowo wysoki. Do tej pory wyższe wartości zanotowano jedynie w dwóch miesiącach – w kwietniu i maju 2004 r. (odpowiednio 56,7 i 56,5 pkt).

Z jednej strony jest to powód do zadowolenia, bo wyjątkowo dobra koniunktura w przemyśle to zapowiedź korzystnych wyników finansowych spółek w IV kw. 2010 r. i być może wyższych dywidend za miniony rok.

Z drugiej, skoro odczyt PMI jest tak wyjątkowo wysoki, to zapala się lampka ostrzegawcza. Skoro oczywiste jest, że gospodarka funkcjonuje w ramach długoterminowych cykli, to skrajnie rozgrzana koniunktura być może jest oznaką tego, że jesteśmy u szczytów fazy wzrostowej cyklu, a innymi słowy – że niebawem otworem stanie droga do zmiany cyklu na spadkowy.

Bliższa analiza pokazuje jednak, że niekoniecznie za pewnik uznać w tej sytuacji należy czarny scenariusz w postaci bessy. Świadczy o tym choćby to, jak rynek akcji zachowywał się we wspomnianym 2004 roku, który często jest przywoływany (jak widać zapewne nie bez racji) jako wzorzec dla oceny obecnej sytuacji (choćby dlatego, że był to okres następujący po równie dotkliwej jak ostatnia bessie z lat 2000–2002). Faktem jest, że wkrótce po przekroczeniu poziomu 56 pkt PMI wyczerpał wówczas potencjał wzrostowy i zaczął zdecydowanie iść w dół. W wyniku niemal nieprzerwanej zniżki (którą można definiować jako spadkowa faza cyklu) w marcu 2005 r. ustanowił dno na wysokości 47,2 pkt. Faktem jest również to, że w ślad za spadającym PMI podążyła tradycyjnie skorelowana z nim roczna dynamika WIG (długoterminowo korelacja między nimi wynosi 81 proc.) – w tym samym czasie osunęła się z 70 do 14 proc. Innymi słowy w 2004 r. odczyty PMI przekraczające (tak jak teraz) 56 pkt były zapowiedzią drastycznego spadku dynamiki WIG. Zyski z akcji zostały tym samym drastycznie ograniczone, choć do bessy akurat wtedy nie doszło (dzięki temu, że gospodarka dostała jedynie zadyszki, odreagowując wcześniejszy boom związany z przystąpieniem Polski do UE).

Przekładając wprost ten historyczny wzorzec na obecną sytuację, chciałoby się więc powiedzieć, że rozpoczynający się rok będzie mało owocny i przyniesie mało ekscytujące stopy zwrotu, co będzie wynikało z utraty wigoru przez koniunkturę w przemyśle.

Jest jednak kwestia, która przemawia przeciwko mechanicznemu przekładaniu sytuacji z lat 2004–2005 na obecne wydarzenia. Jak wspomnieliśmy, w latach 2004–2005 spadającemu PMI towarzyszyła spadająca dynamika WIG. Wcześniej zaś zwyżce PMI ku skrajnie wysokiemu poziomowi powyżej 56 pkt towarzyszyło przyśpieszanie wzrostu cen akcji. Sęk w tym, że przez większość minionego roku takiej zależności nie było. O ile PMI zdecydowanie rósł, o tyle dynamika WIG wcale nie chciała iść w górę. Wręcz przeciwnie, na wiosnę 2010 r. zaczęła maleć i z poziomu ok. 76 proc. na koniec marca (czyli porównywalnego ze szczytem z maja 2004 r.) runęła do zaledwie 11 proc. na koniec sierpnia, a potem ustabilizowała się na dość niskim poziomie.

Z punktu widzenia historycznych wzorców takie zachowanie kursów akcji jest sporym zaskoczeniem (zachwiana została tradycyjna korelacja) i dopiero z czasem będziemy mogli się przekonać, skąd wziął się tak nieoczekiwany obrót spraw. Jedną z hipotez jest to, że tym razem inwestorzy z wielomiesięcznym wyprzedzeniem postanowili dyskontować przyszłe załamanie poprawy koniunktury w przemyśle. Gdyby ta teza była prawdziwa, to nawet jeśli PMI śladem wydarzeń z przeszłości będzie w tym roku spadał, to rynek akcji będzie miał bufor bezpieczeństwa ze względu na wcześniejsze słabsze zachowanie.

Analizy rynkowe
Bessa w pełnej okazałości
Gospodarka krajowa
Stopy nie muszą przewyższyć inflacji, żeby ją ograniczyć
Analizy rynkowe
Spadki na giełdach boleśnie uderzają w portfele miliarderów
Analizy rynkowe
Dywidendy nie takie skromne
Analizy rynkowe
NewConnect: Liczba debiutów wyhamowała
Analizy rynkowe
Jesteśmy na półmetku bessy. Oto trzy argumenty