Lepiej poczekać na recesję w przemyśle?

Sprawdzona strategia kontrariańska oparta na cyklu koniunkturalnym sugeruje, by wstrzymać się z zakupami akcji, aż polski przemysł wkroczy choćby w łagodną recesję. Takie podejście umożliwiało systematyczne zarabianie pieniędzy w przeszłości

Aktualizacja: 23.02.2017 14:47 Publikacja: 29.08.2011 02:24

Lepiej poczekać na recesję w przemyśle?

Foto: GG Parkiet

Sposobów reagowania na zawieruchę rynkową taką jak w ostatnich tygodniach jest sporo, jedne są mniej, inne bardziej przemyślane. Najmniej doświadczeni inwestorzy mogą w takich warunkach łatwo poddać się emocjom, zwłaszcza jeśli nie zdołali wypracować strategii, która jest dobra nie tylko w sprzyjających czasach, ale i wtedy, gdy na parkiet wkracza gorsza koniunktura.

Podążanie za trendem albo kontrarianizm

Ogólnie racjonalne strategie podejmowania decyzji można podzielić na dwa rodzaje: podążanie za trendem oraz strategie kontrariańskie. To pierwsze podejście (często prezentowane na łamach „Parkietu") zakłada, że wraz z przebiciem przez kursy odpowiednich poziomów wsparcia należy sprzedać akcje, bo najważniejszym przykazaniem jest ochrona kapitału w oczekiwaniu na powrót lepszych czasów. Takie podejście najczęściej odwołuje się do analizy technicznej.

Zupełnie inna jest filozofia kontrariańska. W najbardziej ogólnym sensie jest to postępowanie wbrew powszechnie panującym opiniom i nastrojom oparte na obserwacji, że wtedy, kiedy zdecydowana większość uczestników rynku wierzy w jakiś scenariusz, skokowo rosną szanse na scenariusz zupełnie odwrotny.

Cykl koniunkturalny wskazówką

Oczywiście metod na skonkretyzowanie takiego ogólnego podejścia jest mnóstwo. Zajmijmy się tylko jedną z nich, bazującą na prawidłowościach dotyczących cyklu koniunkturalnego w gospodarce. Okazuje się, że – przynajmniej w przeszłości – można było osiągać przyzwoite, pozbawione dużego ryzyka wyniki inwestycyjne, kierując się wskazówkami płynącymi z polskiego przemysłu.

Pierwszy raz tego typu strategię dokładnie opisałem 16 lutego 2009 roku: „Gdyby stosować się do reguł omawianego modelu, należałoby w ciągu pół roku wypełnić portfel walorami w oczekiwaniu na odwrócenie cyklu koniunkturalnego". Nawet wtedy nie przypuszczałem, że dzień po ukazaniu się tego artykułu WIG20 ustanowi ostateczne twarde dno bessy, po którym nadejdzie trwała poprawa nastrojów.

Już wtedy wskazywałem jednak na typowo kontrariański charakter tej strategii: „Nie jest więc żadnym zaskoczeniem, że sygnał do akumulacji pojawił się w momencie, gdy w popularnych mediach tematem numer?jeden stał się kryzys gospodarczy".

Kupuj pesymizm, sprzedawaj optymizm

Przypomnijmy zasady systemu, który przetrwał próbę czasu. Sygnały do kupna i sprzedawania akcji oparte są na rocznym tempie zmian produkcji przemysłowej (tradycyjnie wygładzonym przez nas za pomocą trzymiesięcznej średniej kroczącej). To prosty, a zarazem użyteczny wskaźnik sytuacji gospodarczej, publikowany znacznie częściej i szybciej niż zmiany PKB.

Kontrariański charakter tego podejścia do inwestowania jest związany z tym, że akcje kupujemy wówczas, gdy z przemysłu dochodzą sygnały pozornie bardzo zniechęcające. Sprzedajemy zaś, gdy przemysł jest w świetnej kondycji. Przełożenie tych ogólnych wskazówek na konkrety jest o tyle proste, że w ostatnich kilkunastu latach funkcjonowania warszawskiej giełdy dynamika produkcji przemysłowej układa się w wyraźne fazy wzrostowe i spadkowe stanowiące cykl koniunkturalny. Teoretycznie więc należy sprzedawać akcje, gdy dynamika sięga historycznych szczytów, a kupować, gdy ustanawia dołki.

W praktyce sprawę utrudnia to, że cykl nie jest idealnie regularny. Szczyty i dołki kształtują się za każdym razem na nieco innych poziomach. Z problemem tym można sobie jednak poradzić. Dwa i pół roku temu zaproponowałem po prostu, by sprzedaż/akumulowanie akcji rozłożyć na pół roku po pojawieniu się odpowiedniego sygnału. Dzięki temu dopuszcza się możliwość, że w danym wypadku faza wzrostowa/spadkowa okaże się wyjątkowo silna.

Sygnały ściśle określone

Analiza wykresu dynamiki produkcji pozwala założyć, że udział akcji można było w minionych kilkunastu latach redukować wraz z przekroczeniem przez wygładzoną dynamikę produkcji pułapu 10 proc. Ostatnio do takiego wydarzenia doszło w marcu 2010 r., a więc długo przed ostatnim krachem (a zarazem niemal tuż przed silną korektą spadkową z maja–czerwca 2010 r.).

Biorąc pod uwagę założenie mówiące o rozłożeniu sprzedaży na pół roku, portfel powinien być w całości wypełniony gotówką najpóźniej w końcu września ub. r. Decyzja o sprzedaży akcji okazałaby się słuszna, bo w trakcie ostatniej paniki indeks znalazł się najniżej od lutego 2010 r. (nie mówiąc już o ponaddwuletnim minimum gromadzącego głównie małe spółki indeksu sWIG80).

Kiedy natomiast wystartować z zakupami akcji? Historia uczy, że każda z ostatnich czterech faz spadkowych sprowadziła dynamikę produkcji poniżej zera (nawet w 2005 roku, kiedy spowolnienie całej gospodarki okazało się wyjątkowo łagodne). W najgorszym wypadku (kryzys z przełomu lat 2008 i 2009) spadek sięgnął 11,4 proc., w najmniej dotkliwym (2005 rok) zatrzymał się na wysokości -1,3 proc. Aby nie przegapić żadnej okazji, można założyć, że czas na rozpoczęcie akumulacji akcji pojawia się po zejściu dynamiki produkcji poniżej zera.

Wyniki znacznie lepsze od strategii „kup i trzymaj"

Na wykresie widać historyczne wyniki takiej prostej strategii. Gdyby ktoś na początku 1998 roku kupił koszyk akcji zgodny ze składem indeksu WIG20 i trzymał go do tej pory (zmieniając skład portfela jedynie wraz ze zmianami koszyka indeksu), to przez ponad 13,5 roku zarobiłby nieco ponad 50 proc., co daje stopę zwrotu o bardzo skromnym poziomie nieco ponad 3 proc. (przy czym obliczenia te nie uwzględniają dywidend wypłacanych przez spółki – takie założenie obowiązuje przy kalkulacji indeksu WIG20).

A ktoś, kto przez ten okres stosowałby opisaną strategię kontrariańską, zarobiłby w tym samym czasie 220 proc., czyli już ok. 9 proc. średniorocznie (także ta liczba nie uwzględnia dodatkowych dochodów w postaci dywidend). Ta wyraźnie wyższa stopa zwrotu nie została wcale okupiona większym ryzykiem. Wręcz przeciwnie, strategia pozwoliłaby uchronić kapitał przed zdecydowaną większością strat zarówno w czasie bessy z lat 2007 i 2008, jak i z czasów pęknięcia bańki internetowej w 2000 roku.

Różnice te są jeszcze większe, jeśli spojrzymy na kursy małych spółek. Jeśli za bazę przyjmiemy zmiany indeksu sWIG80 (a wcześniej jego poprzednika – indeksu WIRR), to okazuje się, że podczas gdy strategia „kup i trzymaj" pozwoliłaby zarobić dotąd niecałe 8 proc. rocznie, to omawiana strategia przyniosłaby średnią roczną stopę zwrotu na poziomie ok. 16 procent. Takie zyski pozwoliłyby obrócić w ciągu nieco ponad 13,5 roku 10 tys. zł w ponad 75 tys. zł.

Odnosząc zasady tej strategii do obecnej sytuacji, trzeba przyznać, że nie nastał jeszcze czas na akumulowanie akcji. Chociaż dynamika produkcji maleje systematycznie od jesieni 2010 r., to w lipcu wynosiła wciąż +3,8 proc. (oczywiście cały czas mowa o danych wygładzonych za pomocą trzymiesięcznej średniej).

Sygnał do akumulowania akcji jeszcze się więc nie pojawił. Gdyby dynamika produkcji miała spadać w dotychczasowym tempie (ok. 0,8 pkt proc. miesięcznie), to na zejście pod kreskę trzeba by czekać aż do grudnia. Strategia zaleca więc ciągle cierpliwe czekanie na pojawienie się okazji inwestycyjnej.

Analizy rynkowe
Bessa w pełnej okazałości
Gospodarka krajowa
Stopy nie muszą przewyższyć inflacji, żeby ją ograniczyć
Analizy rynkowe
Spadki na giełdach boleśnie uderzają w portfele miliarderów
Analizy rynkowe
Dywidendy nie takie skromne
Analizy rynkowe
NewConnect: Liczba debiutów wyhamowała
Analizy rynkowe
Jesteśmy na półmetku bessy. Oto trzy argumenty