Antykwariusze mogą spać spokojnie

Inwestycje alternatywne› Podrożeją obrazy Stanisława Baja.

Aktualizacja: 30.08.2020 14:06 Publikacja: 30.08.2020 11:58

Za 3,8 tys. zł kupimy obraz Kaliny Horoń.

Za 3,8 tys. zł kupimy obraz Kaliny Horoń.

Foto: Galeria Artemis Kraków

Od 30 lat problemem krajowego rynku sztuki są reżyserowane licytacje, po których podawane są zawyżone ceny. Mylą one konsumentów na rynku sztuki, zwłaszcza debiutantów. Klienci przepłacają. Ostatnio w prywatnych rozmowach antykwariusze wyrażali niepokój, że w nowym sezonie Krajowa Administracja Skarbowa (KAS) dokona kontroli transakcji i urzędowo ujawni te praktyki.

To nieporozumienie. Antykwariusze mogą spać spokojnie! Załóżmy, że KAS dokonała kontroli. Jeśli do transakcji nie doszło, bo licytacja była reżyserowana, to podatek się nie należy. Zatem kontrolerzy nie mają tu nic do roboty.

Załóżmy, że do wiadomości publicznej podano rekordową lipną cenę, a obraz sprzedano za niższą kwotę. Kontrolerzy nic antykwariuszowi nie zrobią, jeśli od kwoty rzeczywistej sprzedaży odprowadził należny podatek.

Przede wszystkim kontrolerów obowiązuje tajemnica skarbowa. Nawet gdyby tropili lipne licytacje, to nie podadzą do wiadomości publicznej wyniku takiej kontroli.

Problem fikcyjnych cen pozostaje aktualny. Istnienie problemu potwierdziły w wywiadach różne autorytety, w tym np. prof. Jerzy Stelmach, nie tylko ceniony prawnik, ale przede wszystkim wybitny kolekcjoner. Antykwariusze ustalają fikcyjne rekordy przede wszystkim po to, żeby stopniowo windować wszystkie ceny do góry.

Urzędowy protokół z wynikami

Od lat zanudzam propozycją, żeby wzorem świata po aukcji spisywano urzędowy protokół z wynikami. Na świecie robią to specjalni urzędnicy. Od wyników w protokole dom aukcyjny płaci podatki. Wtedy nie opłaca się podawać lipy. Protokół jest wiarygodnym źródłem informacji o cenach dla inwestorów, kolekcjonerów, dziennikarzy.

Od lat niszczą krajowy rynek szkodliwe plotki o fikcyjnych licytacjach. Nie potrzeba kosztownych czy rewolucyjnych zmian w prawie. Protokoły po krajowych aukcjach mogliby sporządzać np. upoważnieni notariusze. O ile wtedy spadną obroty na krajowych aukcjach?

Nie ma na ten temat otwartej dyskusji. Są tylko moje ostrzeżenia. Inwestor na rynku sztuki musi odróżniać fakty od marketingowej lipy.

Co podrożeje w nowym sezonie? Drożeją i podrożeją obrazy Stanisława Baja (ur. 1953). W ostatnich dniach uhonorowano artystę prestiżową Nagrodą im. Kazimierza Ostrowskiego. W listopadzie w ASP w Gdańsku odbędzie się wystawa artysty.

W ostatnich dwóch–trzech latach Stanisław Baj został odkryty przez rynek. Obrazy artysty weszły na aukcje, osiągają ceny średnio od 10 do 20 tys. zł. Artysta maluje głównie pejzaże. Mistrzowskie, bliskie abstrakcji widoki znad rzeki Bug. Stanisław Baj ma bogaty dorobek, jest czym handlować. Marszandom opłaca się inwestować w budowanie kariery artysty.

Dzieciństwo i wczesną młodość spędził we wsi Dołhobrody nad Bugiem. Dziś jest profesorem na warszawskiej ASP, przez lata był prorektorem. Jest bodaj najlepszym dziś malarzem portrecistą. Maluje nie tylko pejzaże, ale także portrety w duchu Konrada Krzyżanowskiego.

Malarz może pomóc antykwariuszom, wzrostowi cen swoich prac. Wystarczy, że gra gwiazdę, występuje w telewizji oraz mediach społecznościowych i zabiera głos na każdy temat. Stanisław Baj osiągnął wysoką pozycję w sztuce, ale nie zabiega o rozgłos.

Żeby zareklamować wybitne malarstwo Baja, przed laty zrobiłem wywiad z powszechnie lubianym poetą ks. Janem Twardowskim. Ksiądz Jan wychwala sztukę Baja i Witkacego („Rzeczpospolita Plus Minus", 16–17 grudnia 2000).

Zakupy za składkowe pieniądze

W poprzednich latach Nagrodą im. Kazimierza Ostrowskiego nagrodzono m.in. Teresę Pągowską, Stanisława Fijałkowskiego, Stefana Gierowskiego, Janinę Kraupe, Tadeusza Dominika. Baj wszedł na szczyt drabiny artystycznej, za tym pójdą ceny. Nawiasem mówiąc, już parę razy pisałem w „Parkiecie", że obrazy Kazimierza Ostrowskiego są mocno niedoszacowane na naszym rynku.

Jak zarobić na krajowym rynku sztuki? Najlepiej zawodowo zająć się tropieniem poloników na świecie. Krajowy rynek handluje prawie wyłącznie polonikami. Pochodzą one w dużej mierze z importu. Wyszukują je zawodowi dostawcy eufemistycznie zwani kolekcjonerami.

Przeczesują światowy internet. Kupują polonika. Następnie odsprzedają je na krajowych aukcjach. Przy kwotach do 10 tys. euro z reguły zarabiają 100 procent lub więcej.

Przez ostatnie lata informowałem w „Parkiecie", że dostawcy skupują po świecie wczesne dzieła Edwarda Dwurnika. Zanim sprzedawcy na świecie zorientowali się, że Dwurnik ma dużo kosztować na polskim rynku, jego prace można było importować za grosze.

Kiedy antykwariusze zgromadzili zapasy obrazów, Dwurnik stał się gwiazdą krajowych aukcji. Szybko prześcignął rekordzistę Wojciecha Kossaka, jeśli chodzi o liczbę obrazów sprzedanych na aukcjach w ciągu roku.

Własny kapitał nie jest potrzebny w takiej działalności. Dostawcy na rynek droższe dzieła kupują za składkowe pieniądze. Na zakup nieoficjalnie składają się inwestorzy, którzy liczą na szybki zysk.

Czekają na zyski

Inwestor na rynku sztuki musi pamiętać o tym, że obrazy mają wyjątkowo niską płynność. Zyskujemy wtedy, kiedy sprzedajemy w momencie koniunktury, a nie przyciśnięci koniecznością. Znani są dostawcy na rynek, którzy „zatkali się" obrazami np. Jana Lebensteina. Niektórzy nie są w stanie sprzedać za opłacalną cenę nawet zakupionych w świecie obrazów Józefa Chełmońskiego. Osoby, które złożyły się na zakup, czekają na zyski.

Zachęcam do odwiedzania nie tylko domów aukcyjnych z malarstwem, ale także galerii. Krakowska Galeria Artemis (www.artemis.art.pl) ma świetną ofertę. Jako jedna z niewielu galerii podaje przy obrazach ceny. Z oferty wybrałem abstrakcje Kaliny Horoń i Janiny Kraupe.

Warto dla nauki obserwować w nowym sezonie aukcje numizmatów, których cena zależy tylko od ich wartości symbolicznej. Ceny wywoławcze na tym rynku są zdecydowanie lepiej uzasadnione niż w handlu obrazami. Na rynku malarstwa ceny są bardziej kreacją. Na rynku numizmatów zwykle można prześledzić wzrost cen nominału lub konkretnego egzemplarza na przestrzeni lat.

Reprodukcje pochodzą z oferty Antykwariatu Numizmatycznego Michał Niemczyk, który zorganizuje aukcję 17 października (www.niemczyk.pl). Na rynku numizmatów oferty aukcyjne gotowe są z dużym wyprzedzeniem. Stale jest wysoka podaż, bo stale jest wysoki popyt!

Inwestycje alternatywne
Retro jest w cenie: BMW 501. Barokowy anioł
Inwestycje alternatywne
Ciągle z klasą!
Inwestycje alternatywne
Wysoka cena niewiedzy
Inwestycje alternatywne
Pułapki inwestowania w sztukę
Materiał Promocyjny
Nowy samochód do 100 tys. zł – przegląd ofert dilerów
Inwestycje alternatywne
Retro jest w cenie. Pustynna burza
Inwestycje alternatywne
Retro jest w cenie: Volvo Amazon. Nie tylko dla Wonder Woman