W blasku pieniędzy

Inwestycje alternatywne › Obrazy budują wizerunek firmy i jej właściciela.

Publikacja: 02.04.2018 15:45

Jak pozytywnie wyróżnić się z otoczenia zawodowego? W antykwariacie wpadł mi w ręce numer nieistniejącego już miesięcznika o rynku sztuki „Art and Business" (kwiecień 2004). Na okładce u samej góry, na czerwonym pasku, bije po oczach napis: „Kto wziął 100 tysięcy".

To zapowiedź, że w numerze opisano wyniki konkursu artystycznego, organizowanego przez mecenasa sztuki, przedsiębiorcę z Poznania, Mariusza Świtalskiego. Główna nagroda wynosiła 100 tys. zł.

Konkurs był co roku międzynarodowym (!) świętem sztuki. Kto dziś o tym pamięta? Ja. Gdybyście widzieli, jakie wpływowe osoby przychodziły na przyjęcia lub wernisaże. Często pierwszy raz w życiu miały kontakt ze sztuką.

Zapach pieniędzy

W tamtym numerze „A&B" zamieszczono fotoreportaż z uroczystości. Jest zbiorowe zdjęcie roześmianych wpływowych europejskich krytyków sztuki, którzy na zaproszenie Świtalskiego przyjechali z Wenecji, Kolonii, Petersburga, aby wyrokować w jego dorocznym prywatnym konkursie. Przyjęcia i wystawy odbywały się w historycznych warszawskich pałacach, na co dzień mieszczących muzea. Przyjęcia były wzorowo eleganckie.

Kto przyszedłby do Świtalskiego na przyjęcie, gdyby nie był mecenasem sztuki? Przez kilka lat żył w blasku sztuki. Z fantazją konsumował pieniądze. W atmosferze miłości do malarstwa gościł dziennikarzy, prawników, ekonomistów, polityków...

Faktem jest, że jeden z młodych laureatów konkursu za nagrodę (100 tysięcy zł) kupił i urządził wspaniałą pracownię malarską. Dziś laureaci konkursów artystycznych organizowanych przez Świtalskiego, naprawdę wybitni młodzi malarze, nie są widoczni na rynku. To pokazuje, jak złożone, tajemnicze impulsy decydują o handlowym czy medialnym powodzeniu malarza.

Ktoś kto proponuje wprowadzenie współczynników określających wartość inwestycyjną obrazów jest w błędzie. Tego nie da się zracjonalizować, to jest żywioł. Finaliści i laureaci wspomnianych konkursów wybierani byli przez wybitnych znawców. Przez lata brali udział w specjalnych aukcjach, drukowano katalogi, prasa szalała jak huragan. Kto dziś o tym pamięta? Nikt, a minęło raptem dziesięć lat.

Wystarczy jeden akcent

Na krajowym rynku sztuki zawsze można znaleźć obiekty, które pozytywnie wyróżnią nas z zawodowego tła. Czasami w służbowym gabinecie wystarczy jeden akcent.

Na przykład 7 kwietnia krakowski Antykwariat Nautilus (www.nautilus-art.pl) zorganizuje aukcję grafiki artystycznej i plakatu. Sentymentalną wartość ma plakat z 1927 roku „Borysław". W polskim Borysławiu zaopatrywaliśmy się w naftę i gaz. Kompozycję Bogdana Nowakowskiego (70x100 cm) wyceniono na 4,9 tys. zł. Egzemplarz przed 1939 r. należał do zbiorów Biblioteki Głównej Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie.

Jeśli ktoś lubi inne klimaty, znajdzie w katalogu aukcji plakaty Waldemara Świerzego o tematyce jazzowej. Mają wymiary (61 na 84 cm), wydano je w latach 90. w nakładzie 500 egzemplarzy, mają ceny wywoławcze od 2,5 tys. do 3,2 tys. zł.

Na 3,2 tys. zł wyceniono w ofercie Antykwariatu Nautilus plakat z 1920 r. „Pożyczka Odrodzenia Polski". To kompozycja wybitnego artysty Felicjana Szczęsnego Kowarskiego (48 na 60 cm). To plakat propagandowy z okresu zwycięskiej wojny polsko-bolszewickiej. Zachęca do wspierania polskiej gospodarki i armii. Plakat wygląda efektownie. Przede wszystkim ważna jest symboliczna treść.

Wyobraź sobie, że masz w służbowym gabinecie taki plakat. Twoi goście łatwiej wyróżnią cię z pośród tysiąca innych przedsiębiorców. Zapamiętają cię na całe życie jako „faceta od pożyczki narodowej".

Warszawski deweloper Marek Roefler w 2010 r. otworzył w Konstancinie prywatne muzeum sztuki (www.villalafleur.pl). Wcześniej był jednym z tysiąca anonimowych deweloperów. Teraz jest powszechnie znany i szanowany jako „ten pan, który ma muzeum".

Roefler kolekcjonuje obrazy artystów z tzw. Szkoły Paryskiej. Odwiedzają go megabogaci ludzie ze świata, którzy też zbierają to malarstwo. Zapraszają Roeflera do swoich domów. Nigdy nie poznaliby Roeflera, gdyby nie obrazy. Akredytowani w Polsce dyplomaci obcych państw często dla relaksu odwiedzają muzeum założone przez Roeflera. Czy to w jakiś sposób przekłada się na interesy?

Służbowy gabinet Marka Roeflera w firmie Dantex zdobił przez lata np. „Autoportret" Mojżesza Kislinga (1891–1953), wylicytowany na aukcji w Sotheby's w Tokio. Stale przypominam, że Kisling ukończył krakowską ASP. W Paryżu zrobił wielką, trwałą karierę artystyczną, towarzyską i finansową.

Właściciel muzeum udzielił kilkudziesięciu wywiadów. Do zdjęcia najchętniej pozował z „Autoportretem" Kislinga. Obraz artysty powszechnie znanego na świecie, stał się niejako wizytówką muzeum. Przy okazji stał się także wizytówką przedsiębiorcy i jego firmy. Jak przejść do historii, to w dobrym towarzystwie.

Marek Roefler co roku organizuje monograficzną wystawę jednego artysty ze swoich zbiorów. Wydaje anglojęzyczny katalog-album, pisany w oparciu o badania światowych archiwów i muzealnych zbiorów. Autorem jest zatrudniony w drodze konkursu kustosz muzeum Artur Winiarski, historyk sztuki z europejską praktyką. Te albumy-monografie to są dopiero wizytówki!

„Roko-koko"

Rozmawiałem ostatnio z trzydziestoletnim doktorantem z Wydziału Prawa UW. Nie znał nazwisk np. Aleksandra Gudzowatego i Ryszarda Krauzego, choć do niedawna byli gwiazdorami polskiej zbiorowej wyobraźni.

Krauze mieszkał wprawdzie w domku stylizowanym na królewski pałac w Łazienkach (obejrzyjcie przy okazji przy ul. Chylickiej w Konstancinie). Ale to kto inny zamówił u architekta i zbudował taki właśnie dom.

Mogę obronić doktorat na temat tego, co przez blisko już 30 lat widziałem w służbowych gabinetach tzw. bogatych polskich kapitalistów. Gabinety większości bogaczy były puste, jałowe, bez wyrazu.

Jednego z pionierów polskiej giełdy zapamiętałem bardzo dobrze, ponieważ na honorowym miejscu w gabinecie ustawił kredens na lwich łapach. Był to bogato rzeźbiony mebel typu „roko-koko", jak to określił bohater jednej z kultowych polskich komedii.

Inwestycje alternatywne
Retro jest w cenie: BMW 501. Barokowy anioł
Inwestycje alternatywne
Ciągle z klasą!
Inwestycje alternatywne
Wysoka cena niewiedzy
Inwestycje alternatywne
Pułapki inwestowania w sztukę
Materiał Promocyjny
Nowy samochód do 100 tys. zł – przegląd ofert dilerów
Inwestycje alternatywne
Retro jest w cenie. Pustynna burza
Inwestycje alternatywne
Retro jest w cenie: Volvo Amazon. Nie tylko dla Wonder Woman