Wirus pomaga w handlu

Ceny dzieł artysty zależą od skuteczności marszanda.

Publikacja: 28.03.2020 16:00

Foto: Sopocki Dom Aukcyjny

Oficjalnie antykwariusze zapewniają, że wirus rozkręca rynek sztuki. Kupujący online podobno licytują odważniej niż w realu. Nieoficjalnie antykwariusze wyrażają coraz większy niepokój, ponieważ maleją dostawy towarów na aukcje. W związku z tym może być mniej aukcji, co wpłynie na ogólny bilans roku.

Nikt nie potrafi powiedzieć, czy zmniejszenie dostaw to problem tylko logistyczny wynikający z epidemii. Antykwariusze spekulują, że być może właściciele wstrzymują się ze sprzedażą, ponieważ liczą na wyższe ceny. A może to sami antykwariusze irracjonalnie liczą na wyższe ceny? Na pewno dziś nawet nie przeczuwamy skutków, jakie będzie miała epidemia dla rynku sztuki. Rozłożą się one w czasie. Będzie to efekt nie tylko warunków ekonomicznych, ale także strachu.

Sztuka współczesna

Na razie 4 kwietnia Sopocki Dom Aukcyjny zorganizuje aukcję sztuki współczesnej (www.sda.pl). Oferta jest wyjątkowo różnorodna, zainteresuje kolekcjonerów oraz inwestorów. W ofercie są wartościowe dzieła w okazyjnie niskich cenach. Niskie ceny prac niektórych klasyków dowodzą, że nie mieli oni dobrego marszanda...

Atrakcją jest wczesny (1972 rok) obraz Zdzisława Beksińskiego. Ma wysoką cenę wywoławczą 140 tys. zł i wycenę szacunkową 180–240 tys. zł. Zainteresowanie Beksińskim konsekwentnie rośnie od chwili tragicznej śmierci artysty. Zainteresowanie utrwalił film uhonorowany międzynarodową nagrodą oraz literatura.

Szkoda, że rynkowe zainteresowanie i ceny rosną tylko w kraju. Nad Wisłę importowane są obrazy, które w latach 90. sprzedał w świat Piotr Dmochowski, kolekcjoner i marszand. Miał on galerię w Paryżu i lansował Beksińskiego.

Warto przeczytać pouczające wspomnienia Dmochowskiego pt. „Zmagania o Beksińskiego", wydał je w 1996 roku własnym sumptem w Warszawie. Ta lektura uczy pokory. Dowodzi, że nawet najlepsze obrazy nie stają się dobrą inwestycją automatycznie. Oferowany obraz Beksińskiego ma żywe kolory. Powstał w czasie, kiedy artysta był u szczytu sławy.

Jest w ofercie także akwarela całkiem zapomnianego artysty Józefa Jaremy (1900–1974). Ma niską cenę wywoławczą 3,4 tys. zł. Wycenę szacunkową określono w przedziale 5–6 tys. zł.

Znajdźcie w wyszukiwarce lub w domowej bibliotece informacje o artyście. Jego sztuka uznana jest przez autorytety, malarz ma bogatą legendę. Skąd zatem względnie niskie ceny?

Józef Jarema studiował u Jacka Malczewskiego i Józefa Pankiewicza. Związany był ze słynną grupą artystyczną Komitet Paryski. W kraju związany był z pismem „Głos plastyków" i teatrem Cricot. Po wojnie we Włoszech współpracował z wpływowym artystą Prampolinim.

Siostrą artysty była kultowa artystka Maria Jarema. Wszystkie te czynniki nie przełożyły się automatycznie na rynkowy sukces? Przykład Józefa Jaremy potwierdza moją obserwację, że na rynku sztuki mogą być spełnione racjonalne kryteria wzrostu cen, a dorobek artysty jednak nie cieszy się handlowym powodzeniem. Gdzieś obok racjonalnych kryteriów jest jeszcze jakiś tajemniczy czynnik. Coś musi zaiskrzyć między obrazami a klientami.

Do wyboru, do koloru

Radosna, miła dla oka martwa natura Jana Szancenbacha (1928–1998) ma względnie niską cenę 18 tys. zł. Pamiętam, jak jeszcze w latach 90. klienci walczyli o tego rodzaju obrazy Szancenbacha. Kosztowały one średnio po ok. 40 tys. zł. Dziś kosztują po 20–30 tys. zł. Pisałem już, że ktoś w pewnym momencie zrobił krzywdę artyście, wypuścił na rynek równocześnie zbyt wiele obrazów. Ceny siadły.

Dla mnie równie ważna jak sama sztuka jest legenda twórcy. Nie przeczytacie o tym w katalogu Sopockiego Domu Aukcyjnego. Szancenbach był wnukiem brata Marii Skłodowskiej. W rodzinie były bezcenne pamiątki po uczonej. Bezcenne w sensie symbolicznym i rynkowym – na światowych aukcjach osiągnęłyby rekordowe ceny.

Faktem jest, że komuniści zawłaszczyli te pamiątki w połowie lat 50. Przechowywano je w stołecznym muzeum Skłodowskiej. Ujawniłem to w alarmistycznym artykule („Przegląd Tygodniowy", 11.03.1984). Zrobiłem z tego aferę. Cenzura polityczna PRL jakoś nie miała nic przeciwko temu, choć od stanu wojennego nie minął rok. Wtedy osobiście poznałem Jana Szancenbacha.

W krakowskim domu artysty mogłem posiedzieć na kanapie, na której Maria Skłodowska siedziała w rodzinnym domu. I to jest największy zysk w bilansie mojego zawodowego życia! Takie magiczne przeżycia zostają w nas na zawsze, budują nas. Dramatyczne losy rodziny malarza Jana Szancenbacha opisałem w reportażu „Pochodzenie inteligenckie", w książce „Polskie gniazda rodzinne" (Iskry, 2003).

W Sopocie będą licytowane dwa obrazy Kiejstuta Bereźnickiego (ur. 1935), mają względnie niskie ceny 18 tys. zł i 30 tys. zł. To niedużo jak na klasyka sztuki. Dlaczego tak mało? Już w latach 80. Bereźnicki ceniony był jako artysta. Ukazał się wtedy album-monografia Jerzego Zanozińskiego o najważniejszych powojennych klasykach, w tym o Bereźnickim.

O artyście kręcono filmy, miał prestiżowe wystawy, udzielał wywiadów, malował świetne obrazy. Dlaczego dziś jego obrazy nie osiągają wysokich cen, takich jak dzieła równorzędnych artystów z tamtych czasów? Moim zdaniem Bereźnickiemu zabrakło skutecznego marszanda.

Brał udział w pierwszych po 1989 roku aukcjach sztuki organizowanych w nowiutkim Hotelu Marriott przez Mirosława Zeidlera. Była to wtedy międzynarodowa sensacja. Zeidler urealnił niskie ceny po komuniźmie. Pisałem teksty do tamtych katalogów i relacje z samych aukcji. Dla Bereźnickiego mogła to być katapulta do sławy i wysokich cen. Niestety, współpraca pomiędzy malarzem a marszandem została zerwana.

Być może zainteresuje klientów kilim z 1975 roku Tadeusza Dominika. Obrazy artysty są coraz wyżej cenione na aukcjach. Natomiast kilimy, nierzadko z tymi samymi motywami co obrazy, są wyraźnie tańsze niż malarstwo.

Sensację wzbudzić mogą kompozycje Mariusza Kułakowskiego, które przypominają rekordowo licytowane obrazy Wojciecha Fangora. Za Fangora musimy zapłacić nierzadko milion złotych. Taki sam obraz Kułakowskiego licytowany będzie od 14 tys. zł. Czy rzeczywiście taki sam obraz? Różnica, moim zdaniem, polega m.in. na tym, że przed obrazem Fangora stał sam Fangor! Stał ze swoją legendą, złudzeniami, marzeniami i właśnie za to ekstra dopłacamy.

Inwestycje alternatywne
Retro jest w cenie: BMW 501. Barokowy anioł
Inwestycje alternatywne
Ciągle z klasą!
Inwestycje alternatywne
Wysoka cena niewiedzy
Inwestycje alternatywne
Pułapki inwestowania w sztukę
Inwestycje alternatywne
Retro jest w cenie. Pustynna burza
Inwestycje alternatywne
Retro jest w cenie: Volvo Amazon. Nie tylko dla Wonder Woman