Autorzy zarzucają czytelnika dziesiątkami nazwisk bardziej znanych od nich ekonomistów, takich jak Robert Gordon, Angus Maddison, Dani Rodrik czy Thomas Piketty, przywołują ich modne koncepcje. Jak gdyby chcieli dowieść, że ich książka wpisuje się w najważniejsze debaty współczesnej ekonomii. Sami jednak niewiele do niej wnoszą.

Cóż, po raz kolejny przekonałem się, że nie warto pochopnie zarzucać lektury. Lorenzi, twórca think tanku Le Cercle des économistes, i jego młodszy współpracownik Berrebi ostatecznie bowiem przekonująco łączą przywoływane przez siebie koncepcje. Tłumaczą mianowicie, że sześć najważniejszych ich zdaniem tendencji, które kształtują i będą kształtowały światową gospodarkę w najbliższych latach, ma wspólny mianownik: są konfliktogenne. Stąd tytułowy świat przemocy, w którym – zdaniem francuskich ekonomistów – przyszło nam żyć. Na marginesie: podtytuł wydanej w oryginale w 2015 r. książki to „Gospodarka światowa 2016–2030". Lorenzi, gdy spytałem go, skąd ta druga cezura, oświadczył, że wtedy już na pewno nie będzie żył, więc nikt go nie rozliczy z prognoz. Jego zdrowy dystans do natury uprawianej dyscypliny to kolejny powód, aby go uważnie słuchać.

Co to za tendencje? Po pierwsze, wyhamowanie postępu technologicznego. Nie chodzi przy tym o brak innowacji, tylko brak wynalazków naprawdę przełomowych. Po drugie, starzenie się ludności. Po trzecie, narastające nierówności majątkowe i dochodowe. Te trzy siły wymienia się jako potencjalne wyjaśnienia spopularyzowanej przez Lawrence'a Summersa hipotezy, wedle której światowa gospodarka znajduje się w fazie długoterminowej stagnacji (secular stagnation). Ale Lorenzi i Berrebi idą dalej. Wśród tendencji, które wyznaczają warunki brzegowe rozwoju światowej gospodarki (w książce mowa jest o ograniczeniach rozwoju, ale to chyba niefortunne tłumaczenie – autorzy nie twierdzą bowiem, że świat jest skazany na niemrawy wzrost gospodarczy, tylko że jego natura będzie kreowała konflikty i napięcia), wymieniają jeszcze dezindustrializację (Zachodu), nadmierną finansjalizację gospodarki, której – paradoksalnie – towarzyszą coraz większe trudności z finansowaniem inwestycji w kapitał trwały.

Skoro wszystkie te zjawiska mogą się okazać dla świata destabilizujące, Lorenzi i Berrebi szukają sposobów, jak tego uniknąć. Niekiedy zdradzają przy tym iście francuską wiarę w omnipotencję państwa, które potrafi poskramiać siły rynku. Ale całkowitej przewidywalności zarzucić im nie można.