Co prawda rekordy na Wall Street, najniższa od lat stopa bezrobocia czy najwyższy od dekady poziom sentymentu wśród konsumentów świadczą o niewątpliwej sile amerykańskiej gospodarki, ale poza koincydencją zdarzeń chyba tylko sam gospodarz Białego Domu wierzy, że jest to zasługa jego urzędowania. Przypomnę, że w grudniu ubiegłego roku oczekiwania inwestorów związane z obietnicami nowego prezydenta były mocno wyśrubowane. Potem przyszło spore rozczarowanie, wzmocnione groźbą usunięcia Donalda Trumpa z urzędu i przestano wierzyć w „cuda". Dlatego faktyczne przegłosowanie obniżki podatków można jednak zakwalifikować do „oczekiwanych" zaskoczeń tego roku. Poza tym, rynkowych niespodzianek było całe mnóstwo. Na początku roku większość inwestorów była przekonana co do dalszego umocnienia się dolara w związku z zacieśnianiem polityki monetarnej przez Fed. W konsekwencji liczono się ze słabością rynków wschodzących, nieco lepszym zachowaniem się giełd Europy Zachodniej (wspartych tanim euro). Rentowność obligacji miała rosnąć w reakcji na powrót inflacji, związanej z dalszymi zwyżkami cen surowców, szczególnie ropy. Krzywe rentowności na świecie miały być coraz bardziej strome, wspierając hossę na bankach. Jak wiemy, praktycznie nic z tych przepowiedni, na które inwestorzy stawiali prawdziwe pieniądze, nie sprawdziło się. Ceny obligacji nie chciały spadać, ropa zatrzymała się, a brak inflacji zaczął budzić niepokój wśród banków centralnych. Krzywe rentowności są coraz bardziej płaskie, a banki w USA i Europie raczej rozczarowywały. Dolar osłabiał się praktycznie przez cały rok pomimo podwyżek stóp. W efekcie rynki wschodzące zostały niespodziewanie liderem światowej hossy, a strefa euro znalazła się daleko za podium. Wystarczy porównać tegoroczny zysk z akcji 50 największych europejskich firm, które przyniosły 10 proc. w euro z dokonaniami S&P500, czyli wzrostem o 22 proc., czy indeksem rynków wschodzących + 28 proc. (waluty lokalne). Jak na najsilniejsze ożywienie gospodarcze w strefie euro od dekady trochę to mało imponujące. Zupełnie jak w przypadku polskich małych spółek, których słabość przy bezapelacyjnej sile krajowej gospodarki była chyba największym zaskoczeniem 2017 roku. Myślę, że przyszły rok może przynieść równie dużo niespodzianek jak mijający. Powszechne obstawianie dziś braku inflacji, słabości dolara, siły rynków wschodzących i niskiej zmienności może nie wytrzymać konfrontacji z rzeczy­wistością.