Nieco później zadyszkę złapała Azja i cały bardzo silny w tym roku sektor spółek technologicznych. Również spektrum rynków wschodzących doświadczyło najgłębszej korekty od początku roku. Jedynie rynek amerykański pozostał bardzo silny, co wiązać można z optymizmem związanym z procedowanym projektem szeroko zakrojonej obniżki podatków. Zresztą owa reforma systemu podatkowego prowadzi do sporych przetasowań na poziomie sektorowym, co ma swoje globalne implikacje. Jednym z najbardziej jaskrawych tego przykładów jest nieco słabsza postawa indeksu Nasdaq i całego sektora technologicznego. Związane jest to z faktem, że branża ta charakteryzuje się najniższą efektywną stopą podatkową poza sektorem nieruchomości, co oznacza, że najmniej zyska na reformie, jeżeli w ogóle. Na przeciwnym biegunie mamy spółki finansowe, których lepsza postawa jest dość interesująca, jako że banki niekoniecznie najbardziej skorzystają na niższych stawkach opodatkowania. Ich silniejsze zachowanie wynikać więc może nie tylko z reformy podatków, ale również z jej konsekwencji, nad którymi warto się zastanowić. Otóż ruch administracji Donalda Trumpa wydaje się wyjątkowo niefortunnym jak na obecny moment cyklu koniunkturalnego. Obniżkę podatków można bowiem przyrównać do stymulusu fiskalnego, a ten aplikuje się w okresie spowolnienia wzrostu. Globalna i amerykańska gospodarka przeżywają zaś okres synchronizowanego ożywienia, który zaczyna napotykać bariery natury podażowej. Dobrym przykładem jest kondycja rynku pracy, która – gdziekolwiek spojrzeć – jest bardzo dobra bądź przynajmniej wyraźnie się poprawiająca. Tym samym główną bolączką przedsiębiorców wcale nie jest skala opodatkowania działalności, ale niedobór pracowników. W takiej sytuacji stymulusu fiskalnego aplikować się nie powinno, gdyż wyrządzić może więcej szkody niż pożytku. Z uwagi na ograniczenia podażowe wzrost gospodarczy nie przyspieszy, ale wzrosnąć może inflacja. Ta z kolei, bądź sama jej groźba, onieśmieli Fed, który może być bardziej skłonny do szybszego zacieśniania polityki monetarnej. W konsekwencji radujący się amerykańscy inwestorzy mogą się znaleźć w dość niekomfortowym położeniu. Wzrost stóp przy braku przyspieszenia wzrostu wzmoże bowiem presję na wskaźniki wyceny, a więc również na ceny akcji.