Saldo optymistów i pesymistów w tym sondażu już tydzień temu spadło do bardzo niskiego poziomu minus 12 pkt proc.

Ponieważ spada ono już od lutego (z bardzo wysokiego poziomu 47,5 pkt proc. na plusie), to można było tydzień temu zastosować prostą strategię kupowania WIG20 po spadku tego wskaźnika o przynajmniej 59 pkt proc. w stosunku do jego 14-miesięcznego maksimum. Taka „strategia" w ciągu 6,5 roku istnienia INI dała wcześniej sześć tego typu sygnałów kupna (listopad 2011 r., maj 2012 r., kwiecień 2013 r., sierpień 2014 r., grudzień 2015 r. oraz czerwiec 2016 r.), z których każdy – przy przyjęciu za sygnał sprzedaży wyjścia salda INI na 15-tygodniowe maksimum – dał prędzej czy później zysk.

W ten czwartek saldo INI spadło po raz czwarty z rzędu i trafiło na poziom minus 17,9 pkt proc., który w przeszłości obserwowany był jedynie czterokrotnie (listopad 2011 r., czerwiec 2012 r., styczeń 2016 r. i czerwiec 2016 r.). W każdym z tych czterech przypadków na 45. sesji po sygnale WIG20 był przynajmniej o 5 proc. wyżej niż na zamknięcie czwartkowej sesji, na której sygnał był generowany (chociaż oczywiście po drodze pojawiały się spadki o kolejno 2,7 proc., 0,5 proc., 3,5 proc. oraz 2,5 proc.). Projekcja uzyskana przez uśrednienie ścieżek WIG20 wokół tych czterech sygnałów rośnie na 54. sesji po sygnale aż do poziomu 2727 pkt, co oczywiście w świetle zachowania indeksu na ostatnich sesjach wydaje się zdecydowanie przesadnie optymistycznym sygnałem.

Oczywiście do stosowania INI SII do spekulacji na WIG20 można mieć zasadne wątpliwości. Zachowanie tego wskaźnika sentymentu najlepiej koreluje z 30-sesyjną zmianą sWIG80. To ma sens, jako że INI to sondaż wśród krajowych inwestorów indywidualnych, których domeną są akcje polskich małych spółek (o zachowaniu WIG20 decydują zaś inwestorzy instytucjonalni). sWIG80 spada zaś od kwietnia jak kamień, co oczywiście tłumaczy załamanie nastrojów wśród indywidualnych inwestorów.

O ruchach WIG20 w przyszłości zadecyduje zapewne koniunktura na globalnym rynku, która na ostatnich sesjach na razie lekko się zachwiała. Być może jednym z powodów było – spowodowane rozwojem wydarzeń w Arabii Saudyjskiej – wybicie się ceny ropy naftowej (WTI) do najwyższego poziomu od 2,5 roku. Ten sygnał zdaje się potwierdzać trwanie inflacyjnej fazy ożywienia gospodarczego. W modelowym schemacie alokacji aktywów w tej fazie najlepiej radzą sobie surowce, a następną fazą jest inflacyjna faza spowolnienia gospodarczego, gdzie już należy trzymać gotówkę. Można się pocieszać, że zachowanie ropy naftowej w ostatnich latach do złudzenia przypomina to sprzed dwóch cykli Kitchina i obecne wybicie wydaje się odpowiednikiem tego z grudnia 2010 r. Wtedy hossa na rynkach akcji zakończyła się dopiero pięć miesięcy później.