Cena brenta zbliża się w szybkim tempie do 65 USD/b, a znalezienie kolejnego stanu quasi-równowagi w przedziale 70–80 USD/b nie wydaje się nierealne. Języczkiem u wagi w ostatnich dniach stały się poczynania saudyjskiego następcy tronu, Mohammeda bin Salmana. Aresztowania jedenastu książąt i czterech ministrów zelektryzowały świat. Najbardziej prominentnym z podejrzanych w antykorupcyjnym dochodzeniu jest oczywiście Alwaleed bin Talal (legendarny bliskowschodni inwestor), ale powagi całej sprawie dodaje fakt, że dwie z osób, którym postawiono zarzuty, zginęły podczas próby zatrzymania (m.in. najmłodszy syn króla Fahda).

Choć wpływ bin Salmana na bliskowschodnią politykę wydaje się coraz bardziej destruktywny, to jego działania mają jeden pozytywny efekt ekonomiczny – powodują wzrost cen ropy. Rozpętanie wojny w Jemenie (której Arabia nie potrafi od dwóch lat wygrać), doprowadzenie do konfliktu z Katarem, zaognienie walki o wpływy z Iranem (także przegrywanej) – dorobek następcy tronu nie wydaje się na razie imponujący. Gdy dołączymy do tego pogarszającą się sytuację w Egipcie i narastające problemy ekonomiczne Bahrajnu, otrzymujemy coraz ciemniej rysujący się obraz Bliskiego Wschodu, nawet gdy uwzględnimy sukcesy w walce z ISIS.

Chwilowo nie zatrzymuje to jednak optymizmu inwestorów, a odbicie cen surowców daje paliwo do ponownych zwyżek na rynkach wschodzących, chwilowo powstrzymanych niepewnością wokół XIX Kongresu Komunistycznej Partii Chin oraz konfliktem dyplomatycznym na linii Turcja – USA. Trudno stwierdzić, jak przełoży się to na sytuację na polskiej giełdzie. Polepszenie sentymentu wokół szeroko rozumianych EM może niestety łączyć się z kontynuacją realokacji aktywów do innych gospodarek z tej grupy. Pewne obawy budzi też popyt wewnętrzny – słabość sWIG80 sprawiła, że październik był prawdopodobnie najgorszym dla funduszy absolutnej stopy zwrotu miesiącem w historii. Pomimo że wyceny małych spółek wydają się bardzo niskie, będzie to dla nich poważny czynnik ryzyka w końcówce roku, szczególnie że ostatnia hossa nie przekłada się na duże napływy do funduszy typowo akcyjnych, a OFE prawdopodobnie pozostaną pasywne aż do stycznia.