W ostatnich miesiącach indeks emerging markets zachowuje się wyraźnie słabiej niż rynki rozwinięte, z USA na czele. Presję widać też w przypadku obligacji. Spread (różnica) względem rentowności bezpiecznych amerykańskich papierów skarbowych urósł do poziomu najwyższego od ponad półtora roku (wciąż jednak sporo niższego niż na początku 2016 roku, gdy apogeum sięgały obawy przed kryzysem walutowym w Chinach).

Jako kluczowe dla dalszego rozwoju sytuacji postrzegamy zachowanie kursu dolara amerykańskiego, który tradycyjnie jest ujemnie skorelowany z cenami akcji na emerging markets. Im mocniejszy dolar, tym gorzej dla rynków wschodzących. Ta prosta reguła sprawdzała się świetnie w ostatnich miesiącach, kiedy USD umocnił się o 6 proc. względem koszyka walut.

Obecnie notowania popularnego indeksu dolarowego (DX.F) konsolidują się tuż poniżej poziomu oporu na wysokości lokalnej górki z końca października ub.r. (okolica 95 pkt). Przełamanie tej ważnej technicznej bariery – np. pod wpływem ewentualnej dalszej eskalacji konfliktów handlowych – oznaczałoby najprawdopodobniej dalsze kłopoty dla rynków wschodzących. Nie przesądzajmy jednak, że tak się stanie. Wciąż możliwe jest również to, że konsolidacja dolara to wstęp do jego deprecjacji – która byłaby zbawcza dla emerging markets. No cóż, czekajmy na to, jakie sygnały da sam rynek.

A co z polskimi akcjami? Przed wpływem koniunktury na rynkach wschodzących oczywiście nie uciekniemy (szczególnie dotyczy to WIG20), ale cały czas zwracamy uwagę na relatywnie niskie wyceny rodzimych spółek, zwłaszcza tych mniejszych, które już od kilkunastu miesięcy przeżywają okres dekoniunktury. Jak podaje GPW, stopa dywidendy dla indeksu sWIG80 to solidne 4 proc., wskaźnik P/E lekko przekracza 11, a P/BV jest w granicach 1 (indeks małych spółek jest notowany w okolicach swej wartości księgowej). Jakkolwiek niskie wyceny nie muszą niczego gwarantować na krótką metę, to są zapowiedzią solidnych stóp zwrotu w dłuższym terminie. ¶