W lutym w dość brutalny sposób zakończył się jednostajny pęd wzrostowy i wkroczyliśmy w okres podwyższonej zmienności, co szczęśliwie dla posiadaczy akcji przeszło jedynie w trend boczny. Mimo to zdumiewa, że rynek nie poddał się po tym wszystkim, z czym musiał się zmierzyć: załamanie handlu indeksami zmienności, wojna celna, włoski kryzys polityczny, spowolnienie globalnego ożywienia, reaktywacja rajdu dolara, eksplozja rentowności. Wrzucilibyśmy to wszystko w rok 2012 i indeksy byłyby 20 proc. niżej.

Opór inwestorów jest godny podziwu i naprawdę trzeba się teraz wysilić, by forsować pogląd nadejścia rynku niedźwiedzia. Techniczne załamanie rynku samo w sobie jest słabą teorią. Musielibyśmy zakładać kres cyklu koniunkturalnego i przyjąć, że te wszystkie banki centralne, które dotychczas były zaangażowane w ultraluźną politykę, nie zdecydują się na przeciwdziałanie globalnemu spowolnieniu. Wzrost gospodarczy nie jest imponujący i jest łatwy do zaprzepaszczenia, stąd ostatnią rzeczą, której można spodziewać się po bankierach centralnych, to jego zniweczenie. Przekonanie, że tak jest w istocie, stanowi gwarant bezpieczeństwa i spokój ducha inwestorów.

Brakuje też klasycznych znamion końca cyklu, np. boomu kredytu konsumpcyjnego. Jako kontrargument można podać, że po kryzysie nic już nie będzie funkcjonować według starych zasad, zatem i szczyt cyklu może mieć zupełnie nieznaną postać. Ale jeśli nikt nie wie, jakie cechy ma mieć koniec cyklu, to jak rynek uwierzy, że taki koniec ma właśnie miejsce?

Rynek akcji opiera się popadaniu w pesymizm. Ostatnim źródłem obaw jest nowa runda wymiany ciosów między USA a Chinami. Ale czy rzeczywiście rozpęta się totalna wojna handlowa?

Nieobliczalność Trumpa stanowi czynnik ryzyka i nie wiadomo, czy to wszystko jest dziwną strategią negocjacyjną nastawioną na złamanie Pekinu, czy realnym zagrożeniem. Ale nie zapominajmy, że po drugiej stronie są Chiny, które w całej swojej historii bardziej od konfliktu cenią sobie spokój, a przede wszystkim podtrzymanie mitu prężnego rozwoju. Nie potrzebują do tego konfliktu handlowego z USA, więc będą dążyć do ugody. A inwestorzy w ten sposób otrzymają nowy powód, by wysyłać indeksy w górę. ¶