Można spekulować, że styczniowo-lutowy spadek wywołany był przez sprzedaż akcji przez podmioty, które pierwsze dowiedziały się od politycznych „insiderów" o planowanych przez Biały Dom decyzjach o wprowadzeniu cel, zaś dołek z 2 kwietnia był wtórnym minimum ustanowionym, gdy zgodnie z oczekiwaniami Chiny poinformowały o odpowiedzi na amerykańskie kroki. Zgodnie z logiką rynkową teraz można by się spodziewać dłuższego odbicia, po tym jak kwestia ceł została w krótkoterminowej perspektywie zdyskontowana. Od lutowego dołka minęło trochę za dużo czasu jak na to, by minimum z początku kwietnia było dołkiem cyklu pięciotygodniowego, i trochę za mało na dołek cyklu dziesięciotygodniowego, więc teoretycznie można by sobie wyobrazić, że za dwa tygodnie będziemy mieli jeszcze jeden okres niepokoju na rynkach i dopiero wtedy rozpocznie się trwalsze odbicie podobnej klasy co wzrost luty–marzec.

W ciągu minionych ośmiu tygodni rynki akcji uległy dużemu rozwarstwieniu. Indeksy typu brazylijski Bovespa czy rosyjski Micex są w dosyć dużej odległości ponad lutowymi dołkami (bo ropa trzyma się wysoko), indeksy typu S&P 500 testowały na początku kwietnia lutowy dołek, indeksy słabszych rynków rozwiniętych takie jak DAX schodziły poniżej tego minimum w formie przypominającej „klin kończący" spadki, zaś indeksy niektórych EM, takich jak np. WIG, zwaliły się bezwładnie poniżej tego wsparcia. Można zakładać, że w następnych miesiącach skala tej dywergencji będzie w jakimś stopniu redukowana. Jeśli głównym rynkom obrona lutowego dołka nadal się będzie udawać, to można sobie wyobrazić, że WIG20 podejmie próbę powrotu powyżej lutowych minimów. Ze względu na potężny opór rozciągający się powyżej 2380 pkt powinna to być próba nieudana (przynajmniej przy pierwszym podejściu). Ostatnie szczyty WIG20 w ramach cyklu 20-tygodniowego ustanawiane były w maju 2017, wrześniu 2017 oraz styczniu br. Utrzymanie tej cykliczności sugeruje, że następne maksimum tej klasy powinno wypaść pod koniec maja.

W marcu oba ISM – ten dla przemysłu i ten dla sektora usług – w USA spadły, ale cenowy wskaźnik ISM Manufacturing Prices wzrósł po raz kolejny, osiągając poziom 78,1 pkt (ale ISM Non-Manufacturing pozostał na relatywnie bezpieczniejszym poziomie 61,5 pkt niższym od ubiegłorocznego maksimum). W okresie minionego pokolenia o takich sygnałach „przegrzania" koniunktury w przemyśle USA rynki dowiadywały się kolejno w listopadzie 1987, październiku 1994, kwietniu 2000, marcu 2004, kwietniu 2008 oraz lutym 2011 r. Z tymi sygnałami można wiązać giełdowy krach z października 1987, kryzys meksykański z lat 1994–1995, pęknięcie bańki inwestycyjnej spółek z technologicznych w 2000 r., wielką bessę z lat 2007–2009 czy tąpnięcie cen akcji latem 2011 r. Tylko w 2004 r. rynki akcji wyszły z takiej sytuacji relatywnie obronną ręką (ówczesna cykliczna bessa przyjęła łagodną formę „pędzącej korekty").