O tyle na rynku kontraktów terminowych przeważają pozycje inwestorów finansowych kupujących ropę nad zaangażowaniem sprzedających kontrakty na surowiec. Dopiero takie ujęcie pokazuje dobitnie, jak skrajne stało się pozycjonowanie podczas ostatniego rajdu windującego kurs na długoterminowe szczyty.

Napięcia geopolityczne na Bliskim Wschodzie i awarie infrastruktury przesyłowej odegrały znaczną rolę w ostatnich zwyżkach, ale pierwszorzędnym powodem utrzymania siły przez rynek jest sprzeczne z sezonowymi wzorcami zachowanie zapasów w USA. Zima tradycyjnie jest okresem ich odbudowy, tymczasem w tym roku kurczą się one, i to nieprzerwanie od dziewięciu tygodni. Na dodatek w drugim tygodniu stycznia tak silnego spadku dostępności ropy nie notowano od lat 80. XX w. Ważniejsze jest jednak, że zapasy są najniższe od września 2015 r. i o ponad 100 mln baryłek poniżej ubiegłorocznych rekordów. Pięcioletnia średnia jest już przekraczana o zaledwie 22 mln baryłek. Gdyby zostało utrzymane tempo redukcji zapasów z ostatnich kilku tygodni, to jeszcze w pierwszym kwartale rynek przeszedłby do stanu deficytu!

Ten przełomowy moment jest jednak znacznie bardziej odległy. Nieodzowna naszym zdaniem zmiana tendencji po stronie zapasów powinna wywołać dotkliwą korektę cen. Po pierwsze: warto zwrócić uwagę na przyrastanie zapasów benzyny i destylatów. Oznacza to, że rafinerie wprawdzie pracują pełną parą, ale mają problem ze znalezieniem popytu na swoje produkty. Po drugie: zawęża się różnica cen w Londynie i Nowym Jorku. Sugeruje to, że w ostatnich tygodniach bardzo silny popyt eksportowy powinien zacząć słabnąć. Po trzecie: produkcja w USA nieprzerwanie rośnie – tym szybciej, im szybciej na nowe maksima pnie się kurs surowca. Ostatnie dane potwierdzają dynamiczny skok aktywności wydobywczej w USA. Liczba czynnych wież wiertniczych wynosi obecnie ponad 750 i od wiosny 2016 r. wzrosła już o ponad 120 proc. To bez wątpienia zwiastun nowych rekordów produkcji. Lada moment przekroczy ona 10 mln baryłek na dzień, a już w przyszłym roku wydobycie ma sięgnąć 11 mln baryłek. W rezultacie amerykańska ropa zaspokoi z nawiązką każdy wzrost globalnego popytu i przyczyni się do zrównoważenia rynku przy niższych cenach. W końcu utrzymanie cen na szczytach i jednoczesne ciągłe bicie rekordów wydobycia jest na dłuższą metę niemożliwe.