Szukając możliwości inwestowania w szeroko rozumiany rynek nieruchomości, docieramy do condo. Czy zapędziliśmy się w kozi róg – bo może potrzebne są tu zupełnie inne kompetencje, np. znajomość rynku turystycznego?
Jesteśmy na pograniczu rynku nieruchomości, turystyki i finansów. Nieruchomości – bo klient kupuje apartament z niezależną księgą wieczystą, wchodzący w skład zarządzanego przez operatora hotelu. Finansowego – bo operuje się różnymi wskaźnikami, stopą zwrotu, horyzontem inwestycyjnym mierzonym terminem umowy o zarządzanie. Turystycznego – bo przychody są generowane przez gości zatrzymujących się w hotelu.
Na papierze model wygląda bardzo dobrze, inwestorom obiecywane jest życie rentiera, apartamentem zarządza operator, na konto wpływają udziały w zyskach z najmu, często jako z góry określona stopa zwrotu w skali roku. Tak jest przynajmniej w folderach reklamowych – a jak wygląda rzeczywistość?
Wszyscy uczestnicy rynku – zarówno deweloperzy, jak i potencjalni nabywcy apartamentów – powinni w końcu zdjąć różowe okulary. W życiu pewne są tylko śmierć i podatki. Nie jest tak, że są inwestycje bez ryzyka. Na pewno nie można gwarantować stopy zwrotu. To bezprawne działania. Na jednej z konferencji poświęconych condo słyszałem, że deweloperzy tłumaczą się, że są zmuszani przez rynek, by podawać gwarantowane zwroty. To wprowadzanie klientów w błąd – oni powinni być informowani o czynnikach ryzyka. Uważam, że Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów powinien mocniej zająć się tym tematem.