Jak się okazało, wynik ten nie był dziełem przypadku. Kolejne lata pokazują bowiem, że kontrakty na akcje znaczą coraz więcej na giełdowym rynku pochodnych. W 2016 r. padł kolejny rekord zainteresowania tymi instrumentami. Wolumen obrotu przekroczył 1,5 mln sztuk. I to osiągnięcie długo się jednak nie utrzymało. W 2017 r. wolumen obrotu na tym rynku wyniósł 1,65 mln sztuk.

Skąd wzięła się popularność kontraktów na akcje? Wydaje się, że powodów jest co najmniej kilka. Same kontrakty są atrakcyjne, gdyż pozwalają zarabiać zarówno na wzroście, jak i na spadku cen instrumentów bazowych, czyli w tym przypadku akcji. Biorąc pod uwagę, że krótka sprzedaż na naszym rynku kuleje, pochodne na akcje wydają się być najlepszą opcją dla tych, którzy chcą zarabiać na spadkach. Inna sprawa to kwota inwestycji. Co prawda na jeden kontrakt przypada 100 lub 1000 akcji (w zależności od spółki), co daje stosunkowo dużą wartość samego kontraktu, jednak wymagane depozyty zabezpieczające są na względnie niskich poziomach (zazwyczaj nie przekraczają one 10 proc.), dzięki czemu ekspozycję na ten rynek można uzyskać dzięki stosunkowo niedużym kwotom.

Wydaje się jednak, że klucza do ostatniego sukcesu kontraktów na akcje trzeba szukać gdzie indziej. Przede wszystkim GPW cały czas stara się wzbogacać paletę pochodnych na walory spółek. Obecnie w obrocie są kontrakty terminowe na akcje 35 spółek notowanych na GPW. W 2017 r. pojawiły się m.in. pochodne na akcje ubiegłorocznych debiutantów, tj. Play Communications czy też Dino. Warto jednak zaznaczyć, że obrót nadal koncentruje się na instrumentach opartych na największych spółkach, a także firmach, które charakteryzują się największą zmiennością (tak było chociażby w przypadku JSW). PRT