Publikowane w ostatnim okresie przez GUS comiesięczne wskaźniki dynamiki zmian cen towarów i usług konsumpcyjnych, zwane potocznie inflacją, zaskakują odczytami niższymi od prognoz. Wobec utrzymującego się silnego popytu konsumpcyjnego z jednej strony oraz wyraźnego osłabienia kursu złotego, idącego w parze ze wzrostem cen ropy naftowej na rynkach globalnych można by się raczej spodziewać wyraźnego przyspieszenia inflacji. Tymczasem z każdym miesiącem coraz bardziej prawdopodobny jest spadek dynamiki wzrostu cen w II połowie roku, wynikający chociażby z efektów wyższej bazy z II połowy ub.r.

Zachowanie inflacji wydaje się zatem dziwne, a bardziej szczegółowa analiza danych publikowanych przez GUS dostarcza kolejnych argumentów na rzecz tezy o zaskakującym przebiegu procesów inflacyjnych.

Pierwszą rzeczą, która zwróciła naszą uwagę, były zmiany w tzw. koszyku inflacyjnym. Koszyk taki jest tworzony na podstawie badań struktury wydatków gospodarstw domowych. Na dany rok koszyk tworzony jest na podstawie struktury wydatków z roku poprzedniego. Obejmuje on 12 głównych kategorii wydatków, takich jak np. żywność czy transport. GUS określa, jaki procent wydatków gospodarstw domowych w badanym okresie przeznaczony był na poszczególne kategorie, i na tej podstawie przypisuje im określone wagi do obliczania wskaźnika inflacji w całej gospodarce. Gdy patrzymy na koszyk inflacyjny z poszczególnych lat (GUS podaje strukturę koszyka od 2010 r.), rzuca się w oczy niemal niezmienny udział wydatków na żywność w wydatkach ogółem. W 2010 r. na żywność i napoje bezalkoholowe przeciętne gospodarstwo domowe w Polsce przeznaczało 24,1 proc. budżetu, podczas gdy w 2018 r. – 24,36 proc. Zatem w ciągu dziewięciu lat udział wydatków na żywność wzrósł! Działo się to w warunkach systematycznego wzrostu zamożności społeczeństwa polskiego.

W 2010 r. przeciętne nominalne wynagrodzenie brutto w gospodarce narodowej wyniosło nieco ponad 3200 zł – w 2017 r. kwota ta to już prawie 4300 zł, co oznacza wzrost o 32,5 proc. Podobną skalę wzrostu odnotowano również w gospodarstwach emerytów i rencistów – 30,1 proc. To oczywiście są wartości nominalne, a więc uwzględniające inflację. Jednak ta w tym samym okresie wzrosła łącznie tylko o 12,3 proc., co oznacza realny wzrost dochodów o blisko 20 proc. Nieco silniej wzrosły ceny żywności (o 19,2 proc.), pozostając jednak wciąż wyraźnie poniżej wzrostu wynagrodzeń. Co więcej, w analizowanym okresie okazuje się, iż były takie kategorie towarów, których ceny nieustannie spadały. Wymownym przykładem są tu ceny odzieży i obuwia. W latach 2010–2017 odnotowały one łączny spadek o blisko 1/3. Aby było jeszcze dziwniej, ceny odzieży i obuwia od 2002 r. liczone rok do roku co miesiąc spadają (jedynie w maju i czerwcu 2011 r. odnotowały wzrost). Natomiast już głęboko historyczne dane o cenach w tej kategorii przed 2002 r. wskazują na comiesięczne wzrosty.

Reasumując, stabilizacja na przestrzeni wielu lat struktury koszyka inflacyjnego stoi w sprzeczności z obserwowanym wzrostem zamożności społeczeństwa, a anomalie w cenach odzieży i obuwia stawiają znak zapytania nad metodologią stosowaną do obliczania inflacji.