Hossa do jesieni?

Obawiam się, że do urealnienia wartości akcji przed jesienią może nie dojść.

Publikacja: 19.06.2020 05:00

Piotr Kuczyński, ekonomista

Piotr Kuczyński, ekonomista

Foto: Fotorzepa, Piotr Guzik

Tak jak pisałem w ostatnim komentarzu, na początku maja więcej przemawiało za dalszym wzrostem indeksów, mimo że w USA akcje były najdroższe od 2002 r. Ale przecież giełdowym graczom to od ponad 20 lat wcale nie przeszkadza... Indeksy spokojnie rosły.

W pierwszy piątek czerwca wydarzeniem była publikacja miesięcznych danych o rynku pracy w USA. BLS (Bureau of Labor Statistics) poinformowało, że w Stanach zatrudnienie w maju wzrosło o 2,5 mln. Oczekiwano spadku o 8 mln. Różnicę 10 mln miejsc pracy trudno uznać za drobną pomyłkę. Albo myli się BLS i za miesiąc zobaczymy dużą rewizję w dół (BLS często mocno weryfikuje swoje dane), albo bardzo mylili się ci ekonomiści, którzy prognozowali.

Jeśli nie myli się BLS, to znaczyłoby, że Fed i inne banki centralne znacznie przesadziły z tsunami pieniędzy zalewającym rynki i ludzi. Wtedy mielibyśmy alternatywę: albo wysoka inflacja, albo popłoch w bankach i mocne przycinanie druku. To drugie na razie wydaje się mało prawdopodobne. Wynikiem publikacji tego raportu był oczywiście potężny skok indeksów w USA i w Europie. Nasdaq ustanowił nawet rekord wszech czasów.

Potem pojawiły się umowne schody. Pojawiły się dokładnie w środę, 10 czerwca, po posiedzeniu Komitetu Otwartego Rynku (FOMC). Rynki reagują na wynik tego posiedzenia najczęściej dzień po nim. Tak było i tym razem.

Fed oczywiście niczego w polityce monetarnej nie zmienił. Jego szef wspominał o tym, że rozważa się wprowadzenie kontroli krzywej rentowności obligacji (kolejne narzędzie banków centralnych), ale bank jej nie wprowadza. Według Fedu PKB w USA ma spaść w tym roku o 6,5 proc., a bezrobocie ma na koniec roku wynieść 9,3 proc. Poza tym przeczytaliśmy, że uderzenie w gospodarkę przyniesie jej „trwałe" (permanent) szkody, a bank nawet nie „myśli o tym, że może pomyśleć" o podwyżce stóp do 2022 r.

Indeksy nawet po komunikacie Fedu rosły, ale S&P 500 zakończył dzień na niewielkim minusie (Nasdaq ustanowił nowy rekord). Dopiero kolejny dzień przyniósł prawdziwą reakcję rynków (i nie należy wierzyć, że chodziło o drugą falę koronawirusa, o której rozpisywały się media). Tego dnia indeks S&P 500 stracił około 6, DJIA około 7, a Nasdaq ponad 5 proc. I to była prawdziwa reakcja przewartościowanego rynku na słowa szefa Fedu. I dla jasności – akcje po tej przecenie nadal były przewartościowane.

Po tej sesji kolejna (piątkowa) była wzrostowa. Odbicie mogło być jednak klasycznym „odbiciem zdechłego kota" (kto nie zna tego rynkowego określenia, musi uruchomić Google). Wzrost indeksów (po bardzo nerwowej sesji) o nieco ponad 1 proc. nie musiał być zapowiedzią kontynuacji zwyżki. Ale od czego jest Fed i jego pomoc?

W nocy z niedzieli na poniedziałek (14/15 czerwca) zanosiło się na przecenę, w Chinach i Korei Południowej pojawiły się sygnały o nowych zakażeniach, rodząc obawy o to, że rozpoczyna się druga fala pandemii (według mnie na to jest dużo za wcześnie).

Te niepokoje doprowadziły rano do spadku kontraktów na S&P 500 o ponad 3 proc. i potem do rozpoczęcia sesji 2,5-proc. spadkami indeksów.

Jednak od początku obóz byków, który przecież doskonale pamięta wieloletni trening (warto kupować przecenione akcje), zaczął prowadzić indeksy do góry. Kropkę nad i postawił Fed, oświadczając, że rozpoczyna (zapowiadany wcześniej) program skupu obligacji korporacyjnych poszczególnych firm (do tej pory kupował jedynie fundusze ETF). Poza tym na rynek docierały pogłoski mówiące o tym, że administracja Trumpa szykuje wart 1 bilion dolarów program inwestycji w infrastrukturę (drogi, mosty, 5G itp.).

Byki w tej sytuacji miały z górki. Indeksy wzrosły, a po tym wzroście (w chwili pisania komentarza – 16 czerwca) Nasdaq odrobił już ponad 0,5 proc. spadku z 11 czerwca, a S&P 500 ponad jedną trzecią tego spadku. Widać było, że wieloletni trening działa – mało kto pamiętał już o zapowiedzi drugiej fali pandemii. W oczach miano już nowe rekordy.

Interesujące rzeczy działy się też na GPW. W końcówce maja obrót gwałtownie wzrósł, a WIG20 wybił się z kanału trendu bocznego, w którym tkwił od początku kwietnia. To był mocny sygnał kupna, po którym indeks nadal rósł. Nadal najmocniejsze są małe spółki (sWIG80 praktycznie testuje już szczyt z lutego 2020 r.). Jeśli chodzi o indeks blue chips, to na WIG20 nadal pozostaje możliwość wzrostu o wysokość masztu, na którym powiewała flaga (wspomniany wyżej trend boczny), czyli do poziomu 2020 pkt.

Obawiam się więc, że do urealnienia wartości akcji przed jesienią może nie dojść. Na Wall Street indeksy mogą rosnąć lub się po prostu stabilizować, co pomogłoby giełdom na rynkach rozwijających się (w tym w Polsce).

Felietony
LSME – duże wyzwanie dla małych spółek
Felietony
Złoty wciąż ma potencjał do aprecjacji, ale w wolniejszym tempie
Felietony
Jak wspominam debiut WIG20
Felietony
Wszystko jest po coś i ma znaczenie
Felietony
Znieczulica regulacyjna
Felietony
DORA – kluczowe wyzwania w zakresie odporności cyfrowej instytucji finansowych