Donald Trump psuje nastroje

Na rynki wróciła polityczna niepewność, a jej źródłem jest brawura gospodarza Białego Domu. Inwestorom nie sprzyja też Fed, który podtrzymuje jastrzębie nastawienie. Niedźwiedzie mają zielone światło do spadków.

Publikacja: 23.03.2018 04:00

W środę wieczorem zakończyło się posiedzenie Fedu i zgodnie z oczekiwaniami stopy procentowe zostały podniesione o 25 pkt bazowych. Projekcje makro przyniosły rewizję w górę prognoz dla wzrostu gospodarczego oraz zatrudnienia. Ponadto utrzymano scenariusz trzech podwyżek stóp procentowych w tym roku (łącznie z marcową), chociaż tylko jednego głosu zabrakło, by środek oczekiwań przesunął się w kierunku czterech podwyżek. Na lata 2019–2020 liczbę podwyżek zwiększono do pięciu. Generalnie można odnieść wrażenie, że azymut amerykańskiego banku centralnego wciąż jest jastrzębi. Reakcje rynków nie były jednak do końca zgodne.

Dziwne reakcje rynków

W pierwszej reakcji euro umocniło się w środowy wieczór do dolara z 1,2260 do 1,2369 USD, co sugerowało, że komunikat Fedu został jednak zinterpretowany gołębio. Szkopuł w tym, że giełda zareagowała spadkami i S&P500 zniżkował z 2729 do 2711 pkt. „Dziwne reakcje rynków po decyzji Fedu" – tak swój poranny, czwartkowy komentarz zatytułował Piotr Kuczyński, główny analityk DI Xelion. Eksperci próbowali szukać wytłumaczenia tej sytuacji. – Podczas konferencji prasowej Jerome Powell był ostrożny, dając do zrozumienia, że Fed cały czas stara się znaleźć „kompromis" w temacie stóp procentowych, a „z danych nie wynika, że jesteśmy u progu przyspieszenia inflacji" – tłumaczył Marek Rogalski, analityk DM BOŚ. Jego zdaniem ta zbytnia elastyczność, czy wręcz powściągliwość, to właśnie powód środowej deprecjacji dolara.

Z kolei spadki na Wall Street tłumaczono czynnikami pozamonetarnymi, a mianowicie ryzykiem wojny handlowej na linii USA – Chiny. W środę bowiem na łamach Wall Street Journal sugerowano, że Chińczycy mają przygotowywać działania odwetowe wobec USA, gdyby Biały Dom zdecydował się na nałożenie wyższych ceł na produkty z obszaru technologii i telekomunikacji importowane z Chin. W reakcji Biały Dom ogłosił w czwartek, że Donald Trump podpisze memorandum nakładające wyższe cła na import z Chin wart 60 mld USD jeszcze tego samego dnia. Wygląda więc na to, że z perspektywy rynków akcji na drugi plan, przynajmniej na razie, zeszła kwestia polityki Fedu, a głównym czynnikiem ryzyka jest brawura gospodarza Białego Domu.

Widać to było bardzo dobrze po reakcji parkietów europejskich. W czwartkowe popołudnie DAX spadał o 1,3 proc., CAC40 o 1,4 proc., a WIG20 nawet o 2,1 proc. Kontrakty terminowe na S&P500 w tym samym czasie traciły 1,1 proc., zapowiadając spadkowy początek handlu na Wall Street. Można powiedzieć, że wróciliśmy do tradycyjnego zestawu ryzyk. Po uspokojeniu obaw o brexit i wybory parlamentarne w krajach europejskich brakowało bowiem ważnego, politycznego źródła niepewności. Donald Trump z nawiązką tę lukę wypełnia.

Gorsze dane z Niemiec

Kiepskie nastroje na rynkach akcji miały swoje źródło także w kalendarium makroekonomicznym. Ostatnie dni przyniosły bowiem kilka negatywnych odczytów z kluczowych gospodarek. Mowa m.in. o naszych zachodnich sąsiadach. W środę opublikowano indeks ZEW, który obrazuje nastroje wśród niemieckich ekonomistów. Jego wartość spadła z 17,8 do 5,1 pkt, co zdaniem niektórych analityków może sugerować, że szczyt koniunktury w eurostrefie już za nami. – W komentarzach sygnalizowaliśmy, że protekcjonistyczne zapędy Trumpa są szczególnie dużym zagrożeniem dla gospodarki naszego zachodniego sąsiada. Ponadto obniżka ostatnich wskaźników PMI ostrzega, że tempo dynamicznego wzrostu nie może trwać wiecznie, a niemiecka gospodarka znajduje się w dojrzałej fazie ożywienia – tłumaczył Patryk Pyka, analityk DI Xelion. Jakby tego było mało, w czwartek opublikowano gorsze od prognoz wstępne odczyty PMI dla usług i przemysłu Niemiec za marzec. Gorzej od prognoz wypadły też analogiczne wskaźniki dla Francji i całej strefy euro. Dla USA indeks usługowy wypadł poniżej oczekiwań, ale przemysłowy powyżej. Jastrzębie wciąż mają więc argumenty.

Przytaczane dane wpisują się w układ korekty trwający na globalnych rynkach akcji od końca stycznia. Jeśli dodamy do tego jastrzębie poczynania Fedu i nieobliczalnego Trumpa, to wydaje się, że niedźwiedzie mają solidne paliwo do dalszego pogłębiania lokalnych dołków na wykresach giełdowych indeksów.

Analiza techniczna | Korekta na GPW nabiera niepokojących rozmiarów

Niekorzystne globalne otoczenie ekonomiczno-polityczne ma swoje odzwierciedlenie w notowaniach warszawskich indeksów. Na rodzimym parkiecie trwa korekta hossy i w piątek miną dwa miesiące od ustanowienia przez WIG historycznego maksimum. Od tego momentu indeks szerokiego rynku spadł o 12 proc., a przecena WIG20 sięga aż 14 proc. Z kolei mWIG40 od styczniowego maksimum stracił 8,3 proc., a sWIG80 5 proc. Jak widać, „misie" są bardziej odporne na przelewającą się przez rynki falę pesymizmu. To pokazuje, że główną siłą napędową spadków na GPW są czynniki globalne, o których wspominam wyżej – polityka monetarna Fedu, „dyplomacja" Trumpa i dane makro z czołowych gospodarek europejskich. W tym kontekście najgorzej wyglądają perspektywy segmentu blue chips, który w obrotach ma największy udział inwestorów zagranicznych. WIG20 wyznaczył we wtorek nowy dołek korekty 2237 pkt i na jego wykresie wyklarował się klasyczny krótkoterminowy układ spadkowy. Jeśli 2300 pkt nie zostanie utrzymane, to następnym celem niedźwiedzi będzie wsparcie przy 2167 pkt. Taki scenariusz wspiera ostatnie zachowanie S&P500. Czwartek indeks ten zaczął od spadkowej luki i pod dwóch godzinach tracił 1,4 proc. Jeszcze tydzień temu na horyzoncie był historyczny szczyt, a teraz coraz wyraźniej widać dołek korekty.

Warto też zwrócić uwagę na średnie spółki. Przecena mWIG40 ma wprawdzie relatywnie mniejszą skalę, ale indeks znów dotarł do dolnej granicy długoterminowej konsolidacji (ok. 4660 pkt). Jej sforsowanie może skutkować nawet 300-pkt zniżką notowań (zasięg na podstawie szerokości konsolidacji). pZ

Opinie

Damian Rosiński, główny ekonomista, DM AFS

Fed po raz szósty podniósł stopy procentowe i zamierza przeprowadzić pięć kolejnych podwyżek do końca 2019 r. Podwyższył prognozy makro i zaostrzył ton komunikacji. Stara się studzić nastroje, wskazując, że wyceny akcji i nieruchomości komercyjnych są podwyższone w porównaniu z historycznymi poziomami. Wall Street podwyżek stóp nie lubi. W tej fazie koniunktury i zaawansowania cyklu zacieśniania polityki pieniężnej każda przybliża indeksy do bessy. Wzorem podwyżek z 2017 r. rynki mogłyby zignorować ostrzeżenia i działania podejmowane przez Fed, gdyby nie coraz poważniejsze sygnały nadciągającego spowolnienia w Europie (marcowe odczyty wskaźników wyprzedzających PMI, Ifo, ZEW). Nad parkietami ciąży także widmo wojny handlowej USA z resztą świata. Stracą na niej wszyscy, choć relatywnie mocniej Chiny i Stary Kontynent. Uważam też, że z punktu widzenia sytuacji na globalnych rynkach finansowych ważniejszy od nominalnego poziomu stóp Fedu jest aktualnie wysychający strumień płynności z banków centralnych. Napędza to rynkowe stawki za pożyczane dolary. MKT

Piotr Kuczyński, główny analityk, DI Xelion

Myślę, że trzy podwyżki stóp procentowych w USA w tym roku są przez rynki w pełni zdyskontowane. Krzywa podwyżek będzie pewnie zaostrzona w latach 2019–2020. Na razie rynek się tym specjalnie nie przejmuje. W tej chwili na tapecie jest możliwa wojna handlowa. Jest to dla rynków najważniejsze. Chińczycy deklarują, że mają nadzieję, iż na podstawie rozmów z USA uda się doprowadzić do sytuacji, która zadowoli obie strony. Pojawia się zatem pytanie, czy USA i Chiny pójdą tą drogą, czy zdecydują się na wymianę ciosów. Jeżeli Trump rzeczywiści wierzy, że wojny handlowe są dobre i reakcje giełd będą umiarkowane, to mógłby się posunąć za daleko. Gdyby tak było, to Chiny co prawda nie użyłyby finansowej broni atomowej, ale zaczęłyby rozsiewać pogłoski i plotki, że będą wyprzedawały obligacje amerykańskie, a wtedy mielibyśmy duży wzrost rentowności tych papierów, co wpłynęłoby negatywnie na gospodarkę Stanów Zjednoczonych, globalną – w tym polską. Wywołanie przez Amerykę wojny handlowej z Chinami może być bardzo niekorzystne. MKT

Alfred Adamiec, zarządzający aktywami, Niezależny Dom Maklerski

Inwestorzy spodziewali się, że w tym roku podwyżek stóp procentowych będzie więcej, niż poinformował Fed. Ale ciężar większej liczby podwyżek został przeniesiony na przyszły rok. Rynki akcji nie lubią podwyżek stóp procentowych, wzrasta bowiem rentowność obligacji i kapitał odpływa w ich kierunku. Obecnie największym ryzykiem są jednak posunięcia prezydenta Trumpa. Największym niebezpieczeństwem jest to, że prognozy, które obecnie widzi Fed, za kilka miesięcy mogą być nieaktualne. Jeżeli doszłoby do wojny handlowej, odbiłoby się to bardzo mocno na inflacji, która zwiększyłaby się znacznie w stosunku do tego, co obecnie szacuje Fed. Wówczas podejście Fedu do podwyżek stóp procentowych byłoby znacznie ostrzejsze. To z pewnością przełożyłoby się na wzrost ryzyka na rynkach akcji, co nie przekreśla osiągnięcia zysków. Zmieniły się jednak proporcje. Inwestując, chcemy mieć jak największy potencjalny zysk w stosunku do ponoszonego ryzyka. Potencjalny zysk, jeżeli chodzi o wyniki firm, się nie zmienił, ale ryzyko wyraźnie się zwiększyło. MKT

Analizy rynkowe
Bessa w pełnej okazałości
Gospodarka krajowa
Stopy nie muszą przewyższyć inflacji, żeby ją ograniczyć
Analizy rynkowe
Spadki na giełdach boleśnie uderzają w portfele miliarderów
Analizy rynkowe
Dywidendy nie takie skromne
Analizy rynkowe
NewConnect: Liczba debiutów wyhamowała
Analizy rynkowe
Jesteśmy na półmetku bessy. Oto trzy argumenty