Wzrost cen mieszkań, jak zauważa Jan Dziekoński, prezes Mzuri Investments, przyspieszył na przełomie 2017 i 2018 r. Nie towarzyszył temu odpowiedni wzrost stawek najmu. – Wcześniej czynsze szły w górę proporcjonalnie do zwyżki cen mieszkań. Rentowność najmu lokalu w Łodzi wynosiła nawet 7– 8 proc. Dziś, kupując mieszkanie w tym mieście, można zarobić 6,5 proc. To nadal bardzo dobra inwestycja, której zyskowność po roku, wraz ze wzrostem stawek najmu, może sięgnąć 7 proc. – przewiduje Jan Dziekoński.
Gdzie lepsze perspektywy
Z analiz Mzuri Investments wynika, że więcej niż w głównych aglomeracjach można zarobić w mniejszych miastach, takich jak Radom, Kielce, Zamość czy Płock. Tam znalezienie mieszkania w cenie poniżej 100 tys. zł jest całkiem realne. A konkurencja na rynku najmu jest, w przeciwieństwie do dużych aglomeracji, niewielka. Nie powinniśmy więc mieć problemu ze znalezieniem najemcy.
W Łodzi na rynku najmu jest coraz ciaśniej. Wpływ na to ma sytuacja na stołecznym rynku. W Warszawie na lokal trzeba wydać co najmniej 300 tys. zł, czasem uda się znaleźć nieruchomość za 250 tys. zł.
– Wielu inwestorów przenosi się więc do tańszej nieodległej Łodzi, gdzie kupimy mieszkanie za 150 tys. zł – wyjaśnia Jan Dziekoński. – Bardzo perspektywiczny jest też akademicki Lublin. Inwestorzy Mzuri Investments, którzy w tym mieście nabyli mieszkania w biurowcu przekształconym w budynek wielorodzinny, osiągnęli stopy zwrotu 7–8 proc.
Pod lupę warto też wziąć mniej oczywiste dzielnice. W Warszawie dobrą inwestycją będą np. mieszkania w Rembertowie, które chętnie są wynajmowane przez przyjeżdżających do pracy cudzoziemców; dla nich 300 zł więcej w kieszeni to bardzo dużo. Na lokalach np. na Pradze-Południe, po odliczeniu kosztów obsługi, można zarobić od 6 do 8 proc. rocznie.