Wielkie zawirowania po upadku Lehman Brothers

Przebieg kryzysu. Konsekwencje finansowego wstrząsu z lat 2007–2008 mogą być odczuwane jeszcze przez lata

Aktualizacja: 26.02.2017 17:32 Publikacja: 11.08.2011 02:20

Rośnie prawdopodobieństwo, że w strefie euro może dojść do „lehmanowskiego momentu" – ocenił niedawno Neil Mackinnon, ekonomista z VTB Capital. Z kolei według Johna Gieve'a, byłego wiceprezesa Banku Anglii, do „lehmanowskiego momentu" mógł doprowadzić amerykański spór o limit długu publicznego, gdyby nie został w ostatniej chwili rozstrzygnięty.

Ten nowy termin w żargonie finansowym potwierdza, że bankructwo banku Lehman Brothers z połowy września 2008 r. uważane jest za symbol kryzysu z ostatnich lat, a często nawet za jego początek. Faktycznie jednak zawirowania rozpoczęły się wcześniej, a plajta legendarnej instytucji była tylko ich konsekwencją, nawet jeśli rozpoczęła nową fazę kryzysu.

Rynek się przegrzał

Jak zauważa w książce „Finansowy szok" Mark Zandi, główny ekonomista firmy analitycznej Moody's Economy.com, pierwszych oznak kryzysu można się doszukiwać już w 2005 r., gdy w niektórych regionach USA przegrzewać się zaczął rynek nieruchomości. Po kilku latach wzrostu cen, domy stały się tam tak drogie, że Amerykanów nie było na nie stać.

Choć instytucje finansowe zareagowały na to poluzowaniem kryteriów udzielania kredytów oraz promocją pożyczek z bardzo niskim przez pierwsze lata oprocentowaniem, w lipcu 2006 r., bodajże pierwszy raz w historii, nieruchomości zaczęły tanieć w całym kraju. To przestraszyło obecnych na tym rynku inwestorów, którzy kupili na kredyt domy tylko po to, aby je z zyskiem sprzedać. Ci, którzy zrobili to niedawno, po prostu oddawali kredytodawcy klucze i zawieszali spłatę zobowiązań.

Wkrótce zaczął więc rosnąć odsetek niespłacanych terminowo zobowiązań, wywołując przecenę zabezpieczonych nimi papierów wartościowych, produktu sekurytyzacji (odsprzedania przez bank kredytów, aby zyskać kapitał na nowe pożyczki).

Fala niewypłacalności kredytobiorców wezbrała na początku 2007 r., gdy automatycznie skoczyło w górę oprocentowanie promocyjnych kredytów sprzed dwóch lat. Latem tego roku bank Bear Stearns ogłosił, że likwiduje dwa fundusze hedgingowe, inwestujące w instrumenty finansowe oparte na kredytach hipotecznych najniższej jakości.

Upadek zaufania

Mark Zandi właśnie tu doszukuje się zapalnika kryzysu. Wydarzenie to uświadomiło bowiem wszystkim uczestnikom rynków, jak niewiele wiadomo na temat metod wyceny tych instrumentów w warunkach przeceny domów. Ich popularyzacji towarzyszyła przecież od początku hossa na rynku nieruchomości. Teraz handel nimi zamarł, uniemożliwiając bankom odsprzedaż kredytów hipotecznych i pozyskanie w ten sposób kapitału na nowe pożyczki. Załamanie na rynku nieruchomości nabrało rozmachu.

To doprowadziło do fali bankructw wśród kredytodawców z tzw. szarej strefy bankowej (czyli instytucji, które działają jak banki, ale nie podlegają tym samym regulacjom). – Te pierwsze bankructwa z 2007 roku przygotowały scenę pod upadek wzajemnego zaufania banków w całym sektorze finansowym, nie tylko w szarej strefie. Rynek pożyczek międzybankowych, który jest krwiobiegiem światowych finansów, załamał się. Powód był jasny: cały system finansowy był ziemią nieznaną – napisał w książce „Ekonomia kryzysu" Nouriel Roubini.

Faktycznie, latem 2007 r. rozpoczęło się wycofywanie depozytów z tradycyjnych banków – w USA z Countrywide, w Wielkiej Brytanii z Northern Rock. Wskaźniki wzajemnej nieufności banków osiągnęły historyczne maksima.

Pogoń za bezpieczeństwem

Spowodowana tymi wydarzeniami przecena akcji instytucji finansowych uruchomiła bessę na światowych giełdach. Na większości rynków dojrzałych rozpoczęła się ona jesienią 2007 r. Podobnie było na najmocniej skorelowanych z nimi rynkach wschodzących, np. w Polsce. Dłużej, aż do lata 2008 r., utrzymała się hossa na rynku surowców i giełdach eksportujących je państw. Przyczyniły się do tego m.in. pierwsze ostre cięcia stóp procentowych w USA (jesienią 2007 r.), które przyspieszyły deprecjację dolara i zwyżki cen notowanych w tej walucie towarów. Ceny surowców tąpnęły dopiero, gdy kryzys finansowy przerodził się w załamanie gospodarki.

Kryzys faktycznie jednak nabrał rozmachu po upadku Lehman Brothers 15 września 2008 r. Bankructwo jednego z symboli amerykańskich finansów podziałało na wyobraźnię uczestników rynku finansowego. Zadawano sobie pytania, w jakiej kondycji muszą być inne banki. Niepewności przysporzyła niekonsekwencja władz USA, które wcześniej pomagały chwiejącym się instytucjom finansowym, m.in. bankowi Bear Stearns. W efekcie amerykański indeks S&P 500, który od października 2007 r. stracił tylko 22,5 proc., tego feralnego dnia spadł aż o 4,7 proc. W ciągu sześciu miesięcy zniżkował o ponad 40 proc.

W mediach finansowych zagościł wówczas mało znany wcześniej indeks VIX (Volatility Index), nazywany wskaźnikiem strachu. Na ostatniej sesji przed plajtą banku inwestycyjnego zamknął się on na poziomie 25,6 pkt, niewiele powyżej swojej historycznej średniej, po czym do listopada wspiął się do rekordowych 80,6 pkt.

Inwestorzy rzucili się w pogoń za bezpieczeństwem, co poskutkowało – nieco paradoksalnie, biorąc pod uwagę źródło problemów – skokiem notowań dolara oraz cen amerykańskich papierów dłużnych. Rentowność (porusza się odwrotnie do cen) najbezpieczniejszych papierów, np. jedno- i trzymiesięcznych bonów skarbowych, spadła nawet poniżej zera. Drożały też jen i frank szwajcarski.

W tamtym okresie żadna instytucja finansowa nie wydawała się wiarygodna. To praktycznie sparaliżowało funkcjonowanie?sektora bankowego, które w uproszczeniu polega na zaciąganiu krótkoterminowych pożyczek po to, aby udzielać długoterminowych kredytów.

Ale najgroźniejszą konsekwencją plajty Lehmana był zastój na rynku papierów komercyjnych, które były istotnym źródłem finansowania przedsiębiorstw. W tym przypadku panikę skutecznie zdławił Fed, udzielając gwarancji funduszom inwestującym na tym rynku.

Dziś, pomimo problemów fiskalnych po obu stronach Atlantyku oraz wielu oznak hamowania gospodarki, sytuacja na rynkach pozostaje o wiele lepsza. Wspomniany indeks VIX od niemal dwóch lat oscyluje poniżej 25 pkt i dopiero ostatnio?w związku ze spadkami na giełdach skoczył chwilowo do?50?pkt. Jednocześnie pewne?konsekwencje zawirowań z lat 2007–2008 wciąż są odczuwalne.

U ich źródeł, czyli na rynku amerykańskich nieruchomości, wciąż trwa zapaść. Ceny akcji tylko na nielicznych rynkach wschodzących wróciły do poziomu sprzed tego okresu. Nie słabnie natomiast popyt na aktywa uważane za „bezpieczną przystań", takie jak frank. Do dziś też utrzymuje się niska aktywność na zachodnich rynkach kredytowych, pomimo łagodnej wciąż polityki banków centralnych.

Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy
Gospodarka
„W 2024 r. surowce podrożeją. Zwyżki napędzi ropa”
Gospodarka
Szef Fitch Ratings: zmiana rządu nie pociągnie w górę ratingu Polski
Gospodarka
Czy i kiedy RPP wróci do obniżek stóp?
Gospodarka
Złe i dobre wieści przed COP 28