Inwestorzy nie przestraszyli się widma konfliktu wewnętrznego w Brazylii

Szturm zwolenników byłego prezydenta Jaira Bolsonaro na siedziby brazylijskich władz nie wywołał większych obaw wśród inwestorów. Dla nich znaczenie ma przede wszystkim to, jak nowa ekipa rządząca będzie radziła sobie z finansami publicznymi i gospodarką.

Publikacja: 15.01.2023 11:29

Zamieszki w Brasilii pokazują, jak mocno jest obecnie spolaryzowane społeczeństwo brazylijskie.

Zamieszki w Brasilii pokazują, jak mocno jest obecnie spolaryzowane społeczeństwo brazylijskie.

Foto: AFP

Wielu komentatorów politycznych mogło mieć uczucie déjà vu. W dniu po drugiej rocznicy zamieszek na amerykańskim Kapitolu, doszło bowiem do ich „rekonstrukcji” w stolicy Brazylii. Zwolennicy byłego prezydenta Jaira Bolsonaro szturmowali siedzibę prezydenta, Kongres i Sąd Najwyższy. Udało im się wedrzeć do środka i narobić szkód. Posunęli się do tego, bo uważają, że Luiz Inacio Lula da Silva, nowy (a zarazem stary) prezydent Brazylii wygrał z ich idolem politycznym w sposób nieuczciwy. Uważają też Lulę za kryptokomunistę, więc wezwali wojsko do interwencji i usunięcia go z urzędu. Interwencja oczywiście nie nastąpiła, a siły porządkowe dosyć szybko stłumiły zamieszki. Prezydent Lula nazwał uczestników tego szturmu „wandalami i faszystami”, a były prezydent Bolsonaro umiarkowanie potępił ich na Twitterze. Od początku roku przebywa na Florydzie i przygląda się bezsilnie sytuacji w Brazylii. Co prawda przyjął źle porażkę wyborczą, ale starał się uświadamiać swoich zwolenników, że żadna instytucja – nawet wojsko – nie zmieni wyniku wyborów. Od 1 stycznia prezydentem jest Lula i – jeśli mu się nic złego nie przydarzy, ani nie zostanie poddany impeachmentowi, to będzie rządził krajem przez cztery lata. Bardziej od szturmu na kilka budynków publicznych w stolicy, rynki interesuje to jaką politykę będzie on wdrażał podczas swojej już trzeciej kadencji (poprzednie dwie sprawował w latach 2003–2010). Reakcje rynków na wydarzenia w Brasilii były więc dalekie od paniki. Indeks Bovespa zyskał w poniedziałek 0,2 proc., a real tylko nieznacznie osłabł wobec dolara. Kolejne dni nie przyniosły wstrząsów na rynkach.

Podzielony kraj

Trudno jest nazwać szturm na budynki publiczne w Brasilii „bezprecedensowym”. Już wcześniej zdarzało się bowiem, że wdzierali się do nich demonstranci. Do krótkotrwałej okupacji budynku Kongresu doszło choćby w 2013 r., czyli w czasie gdy przez Brazylię przetaczała się wielka fala protestów na tle socjalnym i antykorupcyjnym, wymierzonych w rządy Partii Pracujących (czyli stronnictwa Luli). Trudno też uznać tegoroczny szturm demonstrantów na Kongres za masową rewoltę. Liczba uczestników tych gwałtownych protestów jest szacowana bowiem na zaledwie 4 tys. To bardzo mało jak na kraj liczący 214 mln mieszkańców i miasto zamieszkane przez ponad 3 mln ludzi. Oczywiście w innych brazylijskich metropoliach również odbywały się wówczas protesty zwolenników Bolsonaro, ale one miały charakter całkowicie pokojowy.

Ta fala niezadowolenia prawicy pojawiła się po drugiej turze wyborów prezydenckich, którą Lula wygrał przewagą 1,8 pkt proc. W kolejnych tygodniach dochodziło do blokad dróg organizowanych przez kierowców ciężarówek oraz do dużych demonstracji pod bazami wojskowymi. Demonstranci wyraźnie liczyli na to, że wojsko „uratuje Brazylię przed komunizmem”. Co prawda wojsko nie poparło demonstrantów, ale też się od nich zbyt jednoznacznie nie odcięło. Prezydent Lula, człowiek prześladowany w latach dyktatury wojskowej, publicznie skrytykował za to wojskowych. Czy jednak ryzyko wojskowego zamachu stanu istnieje? „Nieco ponad trzy dekady od zakończenia dyktatury wojskowej w latach 80. siły zbrojne Brazylii odzyskały ogromne wpływy polityczne. Rządom we wczesnych latach XXi wieku udało się odzyskać znaczną kontrolę cywilną, między innymi poprzez utworzenie Ministerstwa Obrony i wyznaczenie cywilów do kierowania nim. Jednakże od 2018 roku wszyscy ministrowie obrony Brazylii są generałami" – pisał amerykański magazyn „Foreign Affairs”. Owszem za rządów Bolsonaro wojskowi zyskali na znaczeniu, ale nic nie wskazuje na to, by chcieli przejąć władzę w kraju. W gabinecie Luli ministrem obrony został natomiast cywil – Jose Mucio, działacz Brazylijskiej Partii Pracy i prezes Federalnego Trybunału Obrachunkowego w latach 2009–2021.

Lula oskarża Bolsonaro o podżeganie do protestów, choć były prezydent starał się raczej studzić oczekiwania swoich zwolenników. 30 grudnia, czyli jeszcze sprawując urząd, poleciał na Florydę. Niektórzy politycy amerykańskiej Partii Demokratycznej wzywają do jego deportacji. Wszak Bolsonaro dostał się do USA, korzystając z wizy A-1 przyznawanej zagranicznym oficjelom, a oficjelem być już przestał. Administracja Bidena sygnalizuje jednak, że nie ma obecnie zamiaru wydalać byłego brazylijskiego prezydenta, zwłaszcza że przebywa on w szpitalu. Po ewentualnym powrocie do Brazylii może mu grozić areszt. Nie tylko w związku ze szturmem jego zwolenników na gmachy publiczne. Prowadzone jest bowiem śledztwo w sprawie zatrudniania części współpracowników na widmowych posadach i przywłaszczaniu sobie części ich wynagrodzeń pobieranych z budżetu państwa. W 2022 r. wyszło też na jaw, że rodzina Bolsonaro przez 30 lat kupiła za gotówkę 50 nieruchomości. Pójście przez prokuraturę śladem tych transakcji mogłoby się źle skończyć dla byłego prezydenta. Ale można też wyobrazić sobie scenariusz, w którym pobyt w areszcie robi z Bolsonaro męczennika i umożliwia mu odzyskanie prezydentury. Wszak Lula został w 2017 r. skazany za udział w gigantycznym skandalu korupcyjnym związanym z państwowym koncernem naftowym Petrobras. Po 19 miesiącach wyszedł jednak z więzienia, a w 2021 r. Sąd Najwyższy unieważnił jego wyroki, umożliwiając mu ponowny start w wyborach prezydenckich. Brazylia to kraj endemicznej korupcji, w którym cuda polityczne są możliwe.

Krajobraz po zwyżkach

Rynki zdają się być na razie odporne na kolejne odcinki brazylijskiej telenoweli politycznej. Przez ostatnie 12 miesięcy real brazylijski zyskał ponad 7 proc. wobec dolara. Był w tym okresie jedną z nielicznych walut, które umocniły się wobec waluty amerykańskiej. Indeks Bovespa wzrósł natomiast w ciągu 12 miesięcy o ponad 6 proc. Od zeszłorocznego szczytu spadł tylko o 11 proc., a od dołka wzrósł o 14 proc. Wypadał więc dobrze na tle wielu innych rynków, co jednak można częściowo tłumaczyć odrabianiem strat po wcześniejszej przecenie i pozytywną reakcją na to, że brazylijski bank centralny dosyć wcześnie zaczął podwyższać stopy procentowe. W 2023 r. to jak inwestorzy będą traktować Brazylię będzie w dużym stopniu zależało od polityki nowej administracji. Szczególnie od tego, na ile ona poluzuje politykę fiskalną. Na razie Lula zapowiedział luzowanie rygorów budżetowych.

Ministrem finansów w jego gabinecie został Fernando Hadad – były minister edukacji i były burmistrz São Paulo, który w 2018 r. przegrał wybory prezydenckie z Bolsonaro. Ten wybór raczej nie wywołuje entuzjazmu inwestorów. Hadad jest bowiem autorem takich książek, jak „W obronie socjalizmu” i „Tezy o Karolu Marksie”. Gdy kończył rządzić São Paulo, miał poparcie tylko 14 proc. mieszkańców. Miejmy nadzieję, że lepiej sobie poradzi jako minister...

Zamieszki w Brasilii pokazują, jak mocno jest obecnie spolaryzowane społeczeństwo brazylijskie. Fot.

Zamieszki w Brasilii pokazują, jak mocno jest obecnie spolaryzowane społeczeństwo brazylijskie. Fot. afp

EVARISTO SA

Gospodarka światowa
Wielka Brytania wyszła z recesji. Gospodarka na drodze do trwałego wzrostu
Gospodarka światowa
Wielka Brytania: Rynek wypatruje cięcia
Gospodarka światowa
Bank Anglii zapowiada obniżkę stóp. Rekord na giełdzie w Londynie
Gospodarka światowa
Wrogie przejęcie w Hiszpanii. BBVA chce przejąć Banco Sabadell. Cios dla Santandera
Gospodarka światowa
Warren Buffett: jego decyzje i przemyślenia inwestycyjne
Gospodarka światowa
Klienci giełdy FTX odzyskają pieniądze wraz odsetkami