– Bliskowschodnie niepokoje dodają do ceny ropy Brent co najmniej 10 USD. Obecnie jest ona zawyżana przez czynnik ryzyka oraz zakupy dokonywane przez instytucje finansowe. Cena, którą uzasadniają fundamenty, to około 80 USD za baryłkę – twierdzi Carsten Fritsch, analityk surowcowy z Commerzbanku. – Ciąg dalszy zwyżek cen ropy mógłby dodatkowo zwiększyć presję inflacyjną i zaważyć na globalnym ożywieniu gospodarczym. Przeciętna cena benzyny w Stanach Zjednoczonych osiągnęła już 3,17 USD za galon, co stanowi poziom niewidziany od października 2008 r. – jest to również poziom jedynie około 2, 5 proc. niższy od przeciętnego w 2008 r., a jak wiemy, droga ropa okazała się wówczas jednym z czynników, który przyspieszył recesję – mówi „Parkietowi” Ole Sloth Hansen, analityk surowcowy z Saxo Banku.
O tym, że dalszy wzrost cen ropy naftowej może poważnie zaszkodzić światowej gospodarce, jest przekonany również Nabuo Tanaka, dyrektor generalny Międzynarodowej Agencji Energetycznej (IEA). – Jeśli cena powyżej 100 dolarów za baryłkę utrzyma się w 2011 roku, powtórzy się kryzys z 2008 roku – twierdzi.
Tanaka uspokaja jednak, że jest w stałym kontakcie z „silnym człowiekiem” wśród producentów ropy. – Nie czas jeszcze na panikę. Saudyjski minister ds. ropy Ali Al -Naimi zapewnił mnie, że jego kraj będzie interweniował, jeśli doszłoby do przerwania dostaw – ujawnia Tanaka.
W Dżiddzie, saudyjskim kurorcie, na nadzwyczajnej konferencji spotkali się ministrowie ds. ropy z Organizacji Krajów Eksportujących Ropę Naftową (OPEC). Mieli zdecydować, czy trzeba zwołać oficjalną konferencję, która zdecyduje o podniesieniu limitów wydobycia. Tak wysokie ceny, jak to jest obecnie, z jednej strony są korzystne dla producentów, bo łagodzą ich napięcia budżetowe, z drugiej jednak grożą wyhamowaniem popytu. Na razie jednak, zdaniem przedstawicieli OPEC, na rynku ropy nie brakuje, a ceny jak zwykle zostały wywindowane przez spekulantów.
[srodtytul]Pustynna klęska Włoch[/srodtytul]
Najwięcej do stracenia na politycznym chaosie w Libii mają Włochy. Sprowadzają one z libijskich terminali oraz sieci przesyłowych 25 proc. potrzebnej im ropy naftowej oraz 10 proc. gazu ziemnego.