Niewidzialni burzyciele wielkich imperiów

Historia. Wiele razy zdarzało się, że pandemie wywoływały ogromne wstrząsy gospodarcze, społeczne i polityczne. Nie należy ich więc lekceważyć.

Publikacja: 11.04.2020 18:16

Grypa zwana hiszpanką dotarła do Europy w końcówce pierwszej wojny światowej i prawdopodobnie zabiła

Grypa zwana hiszpanką dotarła do Europy w końcówce pierwszej wojny światowej i prawdopodobnie zabiła więcej ludzi niż sama wojna. Skutki gospodarcze tej pandemii są trudne do oceny, gdyż nałożyła się ona na wiele innych wstrząsów.

Foto: National Museum of Health and Medicine - Otis Historical Archives

„Od powietrza, głodu, ognia i wojny/ Wybaw nas, Panie!" – to fragment ułożonej w XVII w. pieśni kościelnej. W ostatnich tygodniach kończona jest nią każda msza św. w Polsce. Zwróćmy uwagę, że wymienia ona „morowe powietrze", czyli epidemię, jako pierwsze wśród zagrożeń – w domyśle groźniejsze od głodu, ognia i wojny. Nie powinno nas to dziwić. Aż do końcówki XIX w. w trakcie wojen zwykle dużo więcej ludzi było zabijanych przez wirusy i bakterie niż przez żołnierzy. Choć podróże między kontynentami trwały o wiele dłużej niż w XXI w., to zabójcze drobnoustroje przemierzały świat zadziwiająco szybko. Zabijały miliony ludzi, a przy okazji zmieniały globalną architekturę polityczną, gospodarczą i społeczną.

Śmierć przyszła z Azji

Jedną z najbardziej znanych pandemii świata starożytnego była tzw. zaraza Antoninów, która nawiedziła Imperium Rzymskie w latach 165–180 n.e. Zabiła m.in. Marka Aureliusza (z rodu Antoninów), jednego z lepszych rzymskich cesarzy. Przyniosła 5 mln ofiar śmiertelnych, a w niektórych regionach zmniejszyła populację nawet o 30 proc. Zdziesiątkowała też rzymską armię, która miała z czasem coraz większe problemy z powstrzymywaniem naporu plemion barbarzyńskich. Część historyków widzi w tych wydarzeniach początek procesu upadku Rzymu. Starożytni kronikarze wskazują, że zaraza po raz pierwszy pojawiła się podczas oblężenia Seleucji w Mezopotamii. Wcześniej bardzo podobna epidemia dotknęła Chin, gdzie przyczyniła się do upadku Wschodniej Dynastii Han. Chiny i Rzym prowadziły wówczas ze sobą intensywny handel.

Kolejną wielką pandemią, która uderzyła w centra ówczesnej cywilizacji, była dżuma Justyniana. Pojawiła się w Konstantynopolu w latach 541–542, a powracała aż do 780 r. Zachorował na nią cesarz Justynian Wielki, a według bizantyńskiego historyka Prokopiusza z Cezarei umierało na nią dziennie w Konstantynopolu nawet 10 tys. osób. Historycy od wieków próbują ustalić, jak duża rzeczywiście była jej śmiertelność. Maksymalne szacunki mówią o 100 mln osób na całym świecie. Dżuma Justyniana miała zabić od 25 proc. do 60 proc. populacji Europy. Badania prowadzone w XXI w. sugerują jednak, że na terenach położonych we wschodniej części basenu Morza Śródziemnego zabiła maksymalnie kilkanaście procent ludności i nie doprowadziła do większych zmian w gospodarce. Nie da się jednak zaprzeczyć, że osłabiła fiskalnie Bizancjum, co przyczyniło się do utraty przez nie północnych Włoch (choć to było jeszcze nic w porównaniu z trwającymi kilka dekad wojnami z Persją, które osłabiły oba kraje i otworzyły drogę ekspansji islamu). Przyniosła też bardzo zabójcze skutki na Wyspach Brytyjskich. Tak przetrzebiła plemiona celtyckie, będące gospodarzami tych ziem, że dały się one zepchnąć germańskim Anglom i Sasom na jałowe ziemie Walii. To, że dzisiaj język angielski jest międzynarodowym językiem biznesu, jest więc jednym z odległych skutków dżumy Justyniana.

Kolejną wielką pandemią, która uderzyła w Europie, była czarna śmierć, czyli dżuma szalejąca w latach 1346–1351. Została przywleczona z Azji Środkowej (nowsze badania genetyczne sugerują, że po raz pierwszy pojawiła się w Chinach) poprzez Krym i Bizancjum do włoskich miast, a stamtąd rozlała się po całym kontynencie. Mocno dotknęła też Bliskiego Wschodu, Afryki Północnej oraz Indii. Na całym świecie mogła zabić 75–200 mln ludzi. W Europie zgładziła 30–60 proc. populacji, a w niektórych regionach (Włochy, Hiszpania) nawet 80 proc. Wiele krajów osiągnęło poziom zaludnienia sprzed zarazy dopiero po 150–200 latach. Polska była nią stosunkowo mało dotknięta, do czego przyczyniło się wprowadzone przez króla Kazimierza Wielkiego zamknięcie granic dla cudzoziemców oraz ograniczenie podróży między miastami.

Wyludnienie Europy Zachodniej i Południowej skutkowało wielkimi zmianami gospodarczymi. „Po wielkiej zarazie ci chłopi, którzy przeżyli, znaleźli się w nowej sytuacji. Ziemi było tyle samo do uprawy, rąk do pracy – bez porównania mniej. Praca chłopska stała się znacznie cenniejsza. W spustoszonym kraju, w zdestabilizowanej sytuacji społecznej łatwiej było szukać zmiany swojego losu: domagać się nowej, korzystnej umowy z panem, uciec do miasta (już po zarazie, oczywiście) albo nawet się zbuntować (...). Na wsi zamiast ubogiego rolnictwa zbożowego rozwija się bardziej opłacalna hodowla. Więcej mięsa, mleka, wełny – znów zasilających i napędzających gospodarkę miejską. Szlachta rozwarstwi się: na arystokrację i na masową część uboższą – która będzie coraz bardziej zależna od państwa, rozbudowywującego się, coraz ważniejszego rozdawcę ról życiowych i ekonomicznych karier" – pisze prof. Andrzej Nowak. Pierwsze 100–150 lat po zarazie będzie też okresem niesamowitego rozwoju państw Europy Środkowo-Wschodniej, które zostały nią stosunkowo mało dotknięte. Polska, Czechy i Węgry będą obszarami szybko się bogacącymi i przyciągającymi imigrantów z Europy Zachodniej. Symboliczne jest choćby to, że XIV w. włoski poeta Petrarca myślał o przeniesieniu się do Pragi czeskiej.

Czarna śmierć przyniosła też potężny wstrząs geopolityczny. Złamała mongolską potęgę w Eurazji, a także spustoszyła chronione przez mongolskie państwa niezwykle bogate centra handlowe w Azji Środkowej. Ich szanse na odbudowę zostały pogrzebane w latach 1370–1405 przez ludobójcze najazdy Timura Chromego. jedwabny szlak łączący Chiny z Europą upadł, a to dało Europejczykom impuls do morskich wypraw odkrywczych. I w ten sposób w drugiej dekadzie XVI w. przywlekli oni do Ameryki ospę, która zabiła tam blisko 60 mln ludzi. Zaraza ułatwiła Europejczykom podbój, kolonizację i gospodarczą transformację kontynentu.

Wyliczyć niepoliczalne

Największą pandemią XX w. była wyjątkowo złośliwa grypa zwana hiszpanką. W latach 1918–1920 zmarło na nią na całym świecie między 21 a 100 mln ludzi. Mogła więc przynieść więcej ofiar niż pierwsza wojna światowa. Zachorowało na nią 500 mln ludzi, czyli około jednej trzeciej globalnej populacji (wśród znanych osób, które przechodziły ją ciężko, byli m.in. Józef Piłsudski, Ignacy Jan Paderewski czy ekonomista Friedrich Hayek; zabiła ona m.in. Fredericka Trumpa, dziadka prezydenta USA). Pandemia uderzała w trzech falach, a najprawdopodobniej dotarła do Europy z USA, wraz z amerykańskimi żołnierzami. Nazywano ją hiszpanką dlatego, że w trakcie pierwszej jej fali nieuczestnicząca w wojnie i ciesząca się wolną prasą Hiszpania była jedynym dużym krajem, w którym gazety pisały o nowej chorobie.

GG Parkiet

Skutki gospodarczej tej pandemii są trudne do oszacowania, gdyż nałożyła się ona na końcówkę pierwszej wojny światowej, rewolucyjny chaos w Rosji oraz serię mniejszych konfliktów związanych z upadkiem kilku imperiów. Często trudno oddzielić od siebie skutki gospodarcze wszystkich tych wstrząsów, a zaraza, podobnie jak wojna, zabijała przede wszystkim ludzi młodych i produktywnych. Robert Barro, ekonomista z Uniwersytetu Harvarda, wyliczył (razem z Jose Ursuą i Joanną Weng), że w „typowym" kraju epidemia hiszpanki wywoływała spadek realnego PKB na głowę wynoszący średnio 6 proc. Wyliczeń dla poszczególnych państw jednak nie ma. Problematyczne jest nawet określenie tego, jak mocno epidemia wpłynęła na gospodarkę USA, czyli kraju, który nie tylko uniknął wojennych zniszczeń, ale również mocno się wzbogacił na europejskim konflikcie. W latach 1918–1921 amerykański PKB spadł aż o 13 proc., a konsumpcja zmniejszyła się o 15 proc. Barro wskazuje jednak, że wyliczenia dotyczące zgonów na hiszpankę w USA sugerowały spadek PKB tylko 0 1,5 proc., a do największego spadku konsumpcji doszło w 1921 r., czyli dawno po szczycie epidemii.

W kolejnych dekadach epidemie takie jak ebola (11 tys. zgonów w latach 2014–2016), świńska grypa (200 tys. zgonów w latach 2009–2010), grypa Hongkongu (1 mln zgonów w latach 1968–1970) czy grypa azjatycka (1,1 mln zgonów w latach 1957–1958) nie okazywały się większymi wstrząsami dla gospodarki globalnej. Świat zapomniał o groźbie nowych pandemii, aż koronawirus wyrwał go ze snu.

Gospodarka światowa
Szwedzki bank centralny obniżył stopy. Pierwsza obniżka od ośmiu lat
Gospodarka światowa
Ameryka coraz bardziej ucieka Unii Europejskiej
Gospodarka światowa
Niemiecka gospodarka w nie najlepszej sytuacji
Gospodarka światowa
Kontrariańska fala podmywa Wall Street. Ameryka wcale nie jest taka wyjątkowa
Gospodarka światowa
Żywność znów drożeje
Gospodarka światowa
Rosja: Sankcje biją w handel