Jeśli chodzi o rynkowe statystyki dla indeksu szerokiego rynku, to trzeba przyznać, że ostatnio skaczemy ze skrajności w skrajność. Okazuje się bowiem, że o ile czerwiec to statystycznie najgorszy miesiąc w roku dla WIG, o tyle lipiec jest najlepszym, na równi ze styczniem. Średnio w siódmym miesiącu roku wskaźnik szerokiego rynku zyskuje aż 3,9 proc. Nawet jeśli odrzucimy wartości skrajne (wzrost o 37,5 proc. w 1994 r. i spadek o 9,1 proc. w 2002 r.), to średnia pozostaje na wysokim poziomie sięgającym 3,1 proc. Na 27 przypadków w 14 indeks rósł, w 12 spadał, a raz nie zmienił swojej wartości względem zamknięcia czerwca. Stąd też mediana pozostaje dodatnia i wynosi 0,9 proc. Wyjątkowo korzystna dla byków jest też relacja średniego zysku do średniej straty. Dla wzrostowych miesięcy średnia zmiana to +11,5 proc., a dla spadkowych -3,7 proc. Mając te dane, warto postawić naiwne prognozy, zwłaszcza że miesiąc temu prawie sprawdził się uśredniony scenariusz – WIG spadł o 2,3 proc., podczas gdy średnia dla szóstego miesiąca roku to -1,9 proc. Wracając do prognoz i przyjmując jako kurs bazowy zamknięcia WIG w piątek (55 954 pkt), mamy trzy warianty. W optymistycznym indeks rośnie o 11,5 proc. i za miesiąc „melduje się" na poziomie 62 388 pkt. W uśrednionym rośnie o 3,9 proc. i kończy lipiec wynikiem 58 136 pkt. W pesymistycznym traci 3,7 proc. i finiszuje na poziomie 53 883 pkt.

Patrząc przez pryzmat aktualnej sytuacji na wykresach i WIG, i pozostałych indeksów, trudno oczekiwać, że spełni się którykolwiek z wariantów wzrostowych. Prędzej będzie to ta ostatnia prognoza, choć nic nie mielibyśmy przeciwko miłemu zaskoczeniu. Skąd jednak sceptycyzm? Otóż WIG od styczniowego szczytu intraday do minimum z ubiegłego tygodnia spadł o 18,9 proc. To oznacza, że do granicy bessy (20 proc.) brakuje mu już przysłowiowy rzut beretem. Na jego wykresie utrzymuje się sekwencja coraz niższych szczytów, średnie z 50 i 200 sesji spadają, podobnie jak wskaźnik MACD. Na razie nie widać więc sygnałów do zmiany tej tendencji. Ewentualnie optymistycznych akcentów można szukać na wykresie oscylatora RSI, który naruszył ostatnio granicę wyprzedania. Warto jednak pamiętać, że w trendach spadkowych wskaźnik ten często tak się zachowuje i nie zawsze ma to prognostyczną wartość.

Ponadto słabiutko radzą sobie pozostałe indeksy, które w końcu nasz szeroki rynek budują. WIG20 pogłębił w minionym tygodniu dołek bessy do 2098 pkt (po raz ostatni poniżej 2100 pkt był w lutym 2017 r.). Nowe minimum – 4168 pkt – wyznaczył także mWIG40. Z kolei sWIG90 miał do czwartku serię dziewięciu spadkowych sesji z rzędu, wyznaczył nowe minimum bessy 12 510 pkt, a odbicie z końca tygodnia ma tylko kosmetyczny charakter. Technika wyraźnie wskazuje więc na przewagę niedźwiedzi.