CAN SLIM – sztuka doboru dynamicznych akcji

Kupuj akcje nie wtedy, kiedy tanieją, lecz gdy ustanawiają nowe roczne maksima i towarzyszy temu szybki wzrost zysków spółek. Tak w skrócie można by opisać słynną strategię CAN SLIM Williama O’Neila – sztandarowy przykład „inwestowania we wzrost”. Na Wall Street w ostatnich 13 latach dała ona zarobić średnio aż 28 procent rocznie

Publikacja: 15.11.2010 00:09

CAN SLIM – sztuka doboru dynamicznych akcji

Foto: GG Parkiet

W poprzednich odcinkach cyklu poświęconego najlepszym strategiom wyboru akcji przyglądaliśmy się zasadom inwestowania w „wartość” (value investing), czyli poszukiwania niedowartościowanych akcji, które z czasem powinny – dzięki silnym fundamentom – wrócić na rynku do łask.

Choć podejście to jest sprawdzone przez lata (o czym świadczyły przytoczone wyniki symulacji), nie jest to jedynie słuszna metoda. Alternatywnym podejściem jest „inwestowanie we wzrost” („growth investing”), czyli lokowanie pieniędzy nie tyle w akcje niedowartościowanych przedsiębiorstw, ile raczej takich, które notują ponadprzeciętne tempo rozwoju.

[srodtytul]Strategia zdała egzamin w trudnych czasach[/srodtytul]

Jednym ze sztandarowych przykładów strategii inwestowania we wzrost jest system CAN SLIM, stworzony przez znanego inwestora i eksperta, Williama O’Neila (patrz ramka). Według analityków AAII strategia ta od początku 1998 r. przyniosłaby dotychczas 2344,5 proc. zysku, czyli aż 28,3 proc. rocznie. W tym samym czasie indeks S&P 500 (w wersji uwzględniającej dywidendy) urósł zaledwie o połowę. Co prawda w tym roku CAN SLIM radzi sobie dość kiepsko (jest 14,6 proc. na minusie), ale w zeszłym święcił triumfy (+97,3 proc.), a w 2008 r. – gdy na rynkach finansowych szalał kryzys – przyniósł zaledwie 10,5 proc. straty.

[srodtytul]Siedem kryteriów[/srodtytul]

Podstawową cechą inwestowania we wzrost jest poszukiwanie ponadprzeciętnej dynamiki rozwoju. Założenie to doskonale widać w strategii O’Neila. Dalekie od prawdy byłoby jednak twierdzenie, że CAN SLIM to po prostu inwestowanie w akcje spółek szybko zwiększających zyski. Autor zbudował bowiem zestaw aż siedmiu różnych kryteriów (ich nazwy składają się na nazwę strategii). Oto one:

[srodtytul]C (Current Earnings = bieżące zyski)[/srodtytul]

Przywiązywanie wagi do bieżących wyników spółek to jedna z charakterystycznych cech strategii inwestowania we wzrost. Według O’Neila należy szukać takich firm, które mogą pochwalić się minimum 20 proc. wzrostu zysku netto w ostatnim kwartale względem tego samego kwartału roku poprzedniego (przy założeniu, że zysk netto jest liczbą dodatnią, czyli spółka nie notuje strat). Jednocześnie O’Neil zaleca bliższą analizę sprawozdań finansowych i „pozbycie się” z obliczeń tej części zysków, która jest efektem jednorazowych, niepowtarzalnych wydarzeń (których nie brakuje także na polskim rynku).

[srodtytul]A (Annual Earnings = roczne zyski)[/srodtytul]

Zyski na akcję w każdym z ostatnich trzech lat powinny rosnąć średnio o 25 proc. Spółki winny więc móc się pochwalić nie tylko rozwojem w ostatnim czasie, ale też na dalszą metę. Co ciekawe, ten typowo wzrostowy wymóg przypomina paradoksalnie uznawaną za sztandarowy przykład inwestowania w wartość strategię Benjamina Grahama, którą omawialiśmy w ostatnich tygodniach. Jak wspomnieliśmy wtedy, Graham wymagał, by spółki miały wzrost zysków w ostatnich pięciu latach.

[srodtytul]N (New = nowy)[/srodtytul]

Atrakcyjna spółka to taka, która w ostatnim czasie przeszła zmiany i cechuje się czymś nowym. Owa nowość to bardzo szerokie pojęcie w systemie O’Neila – nowy może być np. zarząd, produkt, technologia.

Zdaniem eksperta tego rodzaju czynniki są potrzebne, by wywołać zainteresowanie inwestorów. To jedno z tych kryteriów, które trudno byłoby przełożyć na konkretne formuły matematyczne, a przez to pozostawiające pewną dowolność interpretacji. Niemniej pojęcie nowości odnosi się również do kursu akcji – O’Neil zaleca inwestowanie w te walory, które notują nowe 52-tygodniowe maksima (optymalna sytuacja to taka, w której wybicie ku nowym szczytom następuje po długotrwałej stabilizacji). To jednoznaczne potwierdzenie tego, że akcje są w trendzie wzrostowym.

Wymóg taki to oczywiście ukłon w stronę analizy technicznej, dla której przebicie przez kurs poziomów oporu jest sygnałem kupna. Jednocześnie – podkreśla O’Neil – sukces takiej taktyki wynikać może z tego, że jest ona mało naturalna pod względem psychologicznym i trudna do realizacji dla wielu, zwłaszcza początkujących, inwestorów, którzy widząc nowe maksima trendu wzrostowego, boją się, że potencjał wzrostowy się wyczerpał. Tymczasem O’Neil twierdzi, że z jego badań wynika, iż akcje ustanawiające nowe szczyty później mają na ogół tendencję do dalszej zwyżki.

[srodtytul]S (Supply and Demand = podaż i popyt)[/srodtytul]

O’Neil zaleca inwestowanie w spółki o stosunkowo niewielkiej liczbie akcji w obrocie. Nieduża podaż walorów to większa szansa na pokaźny wzrost kursu, innymi słowy – przy małej podaży nie potrzeba dużego kapitału, by podnieść notowania. Dlatego łatwiej o spektakularne zarobki na walorach małych spółek, a nie giełdowych gigantów. Według O’Neila 95 proc. najlepszych firm ma mniej niż 25 mln akcji. Jednocześnie warto przyglądać się spółkom zmniejszającym liczbę akcji za pomocą skupu walorów.

[srodtytul]L (Leader or Laggard = lider czy maruder)[/srodtytul]

Należy zwracać uwagę na te walory, które cechują się dużą siłą relatywną względem rynku/branży. Wskaźnik siły relatywnej powinien wynosić 80–90 pkt, przy czym O’Neil definiuje go w nieco inny sposób, niż się to robi zazwyczaj. Przykładowo poziom 90 oznacza, że dany walor wykazał się zwyżką kursu większą niż 90 proc. wszystkich akcji. Dlaczego zalecany przedział wynosi 80–90, a nie np. 80–100? Zbyt duża siła relatywna może oznaczać, że potencjał wzrostowy danego waloru jest już na wyczerpaniu.

[srodtytul]I (Institutional Sponsorship = inwestorzy instytucjonalni)[/srodtytul]

Jeżeli w akcjonariacie spółki nie ma ani jednego inwestora instytucjonalnego, może to świadczyć, że profesjonaliści oceniają firmę jako nieatrakcyjną i być może mają ku temu poważne powody (z reguły duzi inwestorzy dysponują wiedzą często niedostępną dla przeciętnych graczy). Jednak zbyt duża obecność tego typu akcjonariuszy może wskazywać na to, że już za późno na kupowanie walorów. Akcje powinno posiadać 3–10 dużych inwestorów.

[b]M (Market Direction = kierunek rynku)[/b]

Nie należy ignorować długoterminowego trendu na całym rynku akcji. Nie należy więc kupować akcji w czasie bessy. To kolejny ukłon O’Neila w stronę analizy technicznej (która jest praktycznie ignorowana przez zwolenników inwestowania w wartość).

[srodtytul]Analiza techniczna w grze[/srodtytul]

Widać wyraźnie, że CAN SLIM to znacznie więcej niż kupowanie akcji spółek szybko zwiększających zyski. O’Neil dołączył do strategii m.in. rygorystyczne kryteria zaczerpnięte z analizy technicznej. Ich celem jest inwestowanie jedynie w te walory, które cieszą się wzięciem na rynku. To zdecydowanie odróżnia CAN SLIM od omawianych w minionych tygodniach strategii inwestowania w wartość, dla których tzw. timing był kwestią zupełnie drugorzędną lub które wręcz uznawały bessę za najlepszy okres do wyszukiwania tanich walorów.

Jak widać, na giełdzie nie ma jedynie słusznej strategii. Co więcej, być może warto stosować różne rodzaje strategii jednocześnie, dzięki czemu ostateczne wyniki będą bardziej stabilne. Jak wynika z naszej analizy na bazie symulacji AAII, korelacja miesięcznych stóp zwrotu z CAN SLIM oraz omawianej w ostatnich tygodniach strategii „Przedsiębiorczy inwestor” Benjamina Grahama wynosi zaledwie 11 proc. (maksymalny poziom korelacji to 100 proc.). Tak niewielka wzajemna zależność wyników przemawia za wykorzystaniem obu sposób inwestowania.

W kolejnym odcinku naszego cyklu przyjrzymy się m.in. temu, czy inspirowane strategią CAN SLIM kryteria wyboru akcji sprawdzają się na warszawskiej giełdzie.

[ramka][b]William O’Neil – dociekliwy badacz[/b]

Jak twierdzi William O’Neil, strategia CAN SLIM to efekt jego obszernych badań (w oparciu o dane sięgające końca XIX w.) przeprowadzonych w celu znalezienia wspólnych cech akcji, dających największe zyski. Wyniki tych badań O’Neil opisał w 1988 r. w bestsellerze „How to Make Money in Stocks” („Jak zarabiać na akcjach”). Do tej pory były już cztery edycje tej książki, w których autor modyfikował pierwotne zasady CAN SLIM. Jak wynika z symulacji AAII, O’Neil z czasem jednak nieco przedobrzył w poszukiwaniu optymalnej strategii – wersja z trzeciej edycji zdecydowanie przegrywa z poprzednią wersją (dałaby „jedynie” 596 proc. zysku, a w ostatnich kilku latach w ogóle nie przynosiłaby zarobku).Już wtedy, kiedy opublikował pierwszą wersję swojej książki, O’Neil był postacią dobrze znaną na Wall Street. Karierę zaczął jeszcze w końcu lat 50. jako utalentowany makler giełdowy i inwestor. Szybko obrócił 5 tys. dolarów w 200 tys. i w wieku 30 lat kupił członkostwo na NYSE. Podobno w latach największej świetności zarabiał po 40 proc. rocznie. Stworzył też firmę analityczną, która w latach 60. była pionierem w dziedzinie baz danych dla inwestorów. W 1983 r. podjął się ambitnego projektu – z własnych pieniędzy sfinansował powstanie dziennika finansowego „Investor’s Daily” (obecnie „Investor’s Business Daily”), konkurującego o czytelników za pomocą obszerności narzędzi analitycznych. Obecnie O’Neil zajmuje się m.in. prowadzeniem seminariów na temat inwestowania.[/ramka]

Analizy rynkowe
Bessa w pełnej okazałości
Gospodarka krajowa
Stopy nie muszą przewyższyć inflacji, żeby ją ograniczyć
Analizy rynkowe
Spadki na giełdach boleśnie uderzają w portfele miliarderów
Analizy rynkowe
Dywidendy nie takie skromne
Analizy rynkowe
NewConnect: Liczba debiutów wyhamowała
Analizy rynkowe
Jesteśmy na półmetku bessy. Oto trzy argumenty