Kombinacja napływu kapitału zagranicznego, krajowe spekulacja i łatwo dostępny, tani kredyt podniosły ceny nieruchomości do poziomów, które są nie do utrzymania - zauważa tamtejszy rząd. Dla przykładu ceny w Toronto wzrosły o 32 proc. rok do roku.

David Rosenberg z firmy inwestycyjnej Gluskin Sheff twierdzi, że ceny nieruchomości powinny spaść o ponad 40 proc. by powrócić do historycznej relacji dochód gospodarstwa domowego/cena nieruchomości.

Choć pożyczkodawca Home Capital Group odnotował dużą liczbę wniosków o kredyt hipoteczny, z nieprawidłowościami w zeznaniach finansowych, silne regulacje powstrzymują rynek przed realizowanie wysoko ryzykownych transakcji kredytowych. Co więcej, banki nie korzystają w dużym stopniu z sekurytyzowanych papierów w swej działalności kredytowej, tak jak było przed kryzysem subprime w USA w 2008 r.

Niestety większość kredytów hipotecznych ma gwarancję rządu, co generuje silną pokusę nadużycia. Wskaźnik DTI (ang. debt-to-income) mierzący dług w stosunku do dochodu rozporządzalnego urósł w Kanadzie aż do 167 proc., co stanowi najwyższe wskazanie w grupie siedmiu najbardziej zindustrializowanych krajów.

Bloomberg zauważa, że do wzrostu bańki silnie przyczyniły się niskie stopy procentowe. By rozwiązać problem z Banku Centralnego Kanady powinien co najmniej popłynąć silny sygnał o zamiarze zaostrzenia polityki monetarnej, by uniknąć katastrofy na rynku nieruchomości.