Od maja możliwa korekta, ale...

Czy w tym roku należy zgodnie z giełdowym porzekadłem sprzedać swoje akcje w maju i odejść z rynku? Zdaniem większości przepytanych ekspertów – tak, ale... tylko na chwilę, ponieważ po korekcie powinny ponownie przyjść zwyżki.

Publikacja: 22.04.2017 12:14

Od maja możliwa korekta, ale...

Foto: Bloomberg

Najczęściej inwestorzy podchodzą do giełdowych maksym z przymrużeniem oka. Jest jednak kilka takich, do których pasjonaci giełdy przykładają większą wagę. Bez wątpienia do takich powiedzeń należy „Sell in May and go away", czyli sprzedaj w maju i odejdź. Słynna sentencja rodem z Wall Street od wielu dekad jest przedmiotem licznych dyskusji i analiz.

GG Parkiet

Przypomnijmy, że strategia „Sell in May and go away" zakłada sprzedaż akcji na początku maja i następnie powrót na rynek z początkiem listopada.

– Jak pokazują badania empiryczne przeprowadzone dla rynków akcji krajów rozwiniętych (Europa, USA), stopy zwrotu osiągane z inwestycji w miesiącach letnich są dwa razy mniejsze od stóp zwrotu osiąganych w pozostałych miesiącach roku – podkreśla Krzysztof Wańczyk, analityk BM ING Banku Śląskiego.

I dodaje: – Podobne badania zostały przeprowadzone dla naszego rynku. Wynika z nich, że inwestor posiadający akcje w okresie maj–październik w latach 2000–2016 mógł cieszyć się średnią stopą zwrotu na poziomie 3,6 proc., tymczasem w pozostałym okresie średnia stopa wzrostu wyniosła 7,4 proc. Z tej perspektywy koniunktura giełdowa w najbliższych miesiącach na GPW może okazać się słabsza.

Podręcznikowe zwyżki

Inwestorzy posiadający akcje spółek z GPW głowią się obecnie, czy należy wziąć to kultowe powiedzenie mocno do serca. Przecież od listopada (czyli od momentu, kiedy książkowo powinno się nabywać akcje) warszawska giełda jest w znakomitej kondycji. Przez minione niepełne pół roku jej główne indeksy, czyli WIG i WIG20, zyskały po ponad 20 proc. To w tym czasie jedne z najlepszych wyników spośród wszystkich giełd na świecie.

– Wzrost cen akcji notowany na naszej giełdzie rozpoczął się w drugiej połowie listopada, czyli w okresie najsłabszego tempa wzrostu gospodarczego w okresie kilku ostatnich kwartałów. Naturalnym wytłumaczeniem zwiększonego popytu na GPW były więc oczekiwania na poprawę sytuacji gospodarczej – przypomina Alfred Adamiec, zarządzający w Niezależnym Domu Maklerskim.

Kolejnym motywem do wzmożonych zakupów, jak zaznacza ekspert, okazała się wręcz euforyczna reakcja giełd na wynik wyborów prezydenckich w USA. Donald Trump zapowiadał program wsparcia amerykańskiego biznesu poprzez najróżniejsze narzędzia stymulacyjne, z których większość wpisuje się w liberalny nurt ekonomii.

– Inną istotną przyczynę poprawy koniunktury na warszawskim parkiecie stanowiła, trwająca niemal od początku 2016 r., zdecydowana poprawa notowań cen akcji na rynkach wschodzących. Na jej tle nasze indeksy wyglądały wyjątkowo blado, przez co pod względem wycen polskie akcje w listopadzie były jednymi z najbardziej atrakcyjnych na świecie – mówi Adamiec.

Jednak już po kilku miesiącach hossy te warunki znacząco się zmieniły. Nasza gospodarka już przyspieszyła, czyli spełniły się nadzieje i optymistyczne prognozy. Pod dużym znakiem zapytania pozostaje nie tylko dalsze zwiększenie tempa wzrostu, ale nawet utrzymanie obecnego.

– Zagraniczne stymulatory polskiej kilkumiesięcznej hossy również osłabły. Hossa na rynkach wschodzących nie ma już takiej dynamiki, a w czasie naszej mocnej zwyżki cen akcji inne rynki zanotowały wzrost o kilka, kilkanaście procent niższy. Nie stanowimy już takiej atrakcji cenowej na tle światowych rynków akcji, a można znaleźć wiele krajów z rynków wschodzących o znacznie ciekawszych perspektywach gospodarczych – wskazuje Adamiec.

Co w takiej sytuacji mogłoby podtrzymać hossę? Według eksperta – „polski kapitał". Ale ten prywatny angażuje się zazwyczaj, gdy widzi ciągłe zwyżki indeksów trwające przynajmniej kilka miesięcy. Już od kilku tygodni na GPW jednak trudno mówić o hossie, raczej jest to trend horyzontalny.

Liczne niepokoje

Czy faktycznie od maja czekają nas spadki? Zapytani o zdanie eksperci mają liczne argumenty przemawiające za takim scenariuszem.

Jarosław Lis, zarządzający w BPH TFI, uważa, że po silnych zwyżkach, z jakimi mieliśmy do czynienia od kilku miesięcy, przyszedł czas na odpoczynek i weryfikację wcześniejszego optymizmu. Jest to wypadkową kilku czynników. – Po pierwsze, słabnie impuls inflacyjny i trzeba poczekać na jego przełożenie na pozostałe mierniki inflacji. Szerokie wskaźniki inflacji ze względów bazowych powinny spadać w najbliższym czasie i jeżeli tzw. efekty drugiej rundy będą słabe lub umiarkowane, to nie będzie to korzystne dla rynków akcji. Niewątpliwie ostatnie miesiące to w dużej mierze ucieczka inwestorów przed inflacją w ryzykowne aktywa, w tym także na rynek akcji – mówi.

– Po drugie, rynki żyły zapowiedziami inwestycji oraz obniżek podatków w USA, pora więc na ich realizację. Ewentualne problemy oraz opóźnienia w tym zakresie mogą powodować nerwowość rynków. Po trzecie, naturalnym elementem po silnym wzroście jest chęć realizacji zysków i właśnie mamy z tym do czynienia. Im słabsze będą impulsy wspierające rynki akcji, tym większa może być chęć do pogłębienia spadków – kontynuuje.

Lisa niepokoi także brak oczekiwanego przez wielu ekspertów masowego napływu środków na polski rynek akcji. Jak mówi, najwyraźniej Polacy wolą inwestować w mieszkania, co widać po danych sprzedażowych deweloperów notowanych na GPW.

Mariusz Pawlak z Lorek Pawlak Family Office również jest zdania, że tegoroczny maj kusi możliwością sprzedaży akcji i realizacji zysków. Dodatkowo istnieje ryzyko, że również globalni inwestorzy zdecydują się na zgarnięcie wypracowanych dotąd zysków i odchudzenie portfeli z akcji.

– Główną przyczyną jest wzrost niepokoju o sytuację geopolityczną, szczególnie w kontekście ostatniego amerykańskiego ataku rakietowego w Syrii i niepewności co do reakcji Rosji. Z reguły kiedy rośnie napięcie polityczne w danym regionie, w pierwszej kolejności ograniczone są ekspozycje na kraje rozwijające się, do których należy Polska. Dlatego pierwsze symptomy wyprzedaży mogą objawić się już w kwietniu – mówi.

Jak twierdzi ekspert, co prawda sytuacja gospodarcza Polski jest stabilna, a perspektywy wzrostu PKB w 2017 r. i kolejnych latach są sukcesywnie podwyższane i poziom 3 proc. rocznie wydaje się niezagrożony. Jednak te wyniki mogą być już odzwierciedlone w obecnych kursach akcji, a brak jest innych spektakularnych zdarzeń, które mogłyby przekonywać inwestorów do tego, że mamy do czynienia z długofalową hossą na warszawskim parkiecie.

– Za scenariuszem spadków w maju przemawia wymagająca wycena wskaźnikowa szczególnie małych i średnich spółek. Pod uwagę należy wziąć również potencjalne ryzyko wystąpienia korekty spadkowej na rynkach rozwiniętych. Niemiecki DAX czy amerykański S&P 500 niedawno znalazły się na najwyższych poziomach w historii, co rodzi pokusę realizacji zysków. Rynki te często postrzegane są jako globalny barometr nastroju inwestorów, dlatego ewentualne pogorszenie klimatu inwestycyjnego na świecie wpłynie negatywnie na rodzimą GPW – dodaje do „listy zagrożeń" Wańczyk.

Argumenty optymistyczne

Robert Burdach, zarządzający funduszami akcji w Union Investment TFI – choć jest w pełni świadomy, że giełdowe przesądy takie jak „Sell in May and go away" czasami rzeczywiście potrafią kształtować rzeczywistość – zachowuje większy optymizm.

– Choć przy inwestowaniu należy brać pod uwagę efekty psychologiczne, to lepiej skupić się na analizie twardych danych (wyników spółek, otoczenia gospodarczego) oraz nastrojów. Wypadkowa tych czynników pozwala nam patrzeć w przyszłość z umiarkowanym optymizmem. Uważamy, że hossa na GPW może być kontynuowana w najbliższych miesiącach – zaznacza.

Dlatego ewentualne korekty – także tę majową, jeśli taka nadejdzie – można wykorzystywać do zakupu przecenionych akcji.

– Za pozytywnym scenariuszem na ten rok przemawia poprawiające się otoczenie gospodarcze. Zarówno w Polsce, jak i w strefie euro wskaźniki wyprzedzające koniunkturę (np. PMI) znajdują się na poziomach, które pozwalają wierzyć w ożywienie, ale jeszcze nie przegrzanie gospodarki. Kolejny argument to duży globalny apetyt inwestorów na akcje. Od kilku tygodni widzimy przepływ kapitału zagranicznego z USA do Europy, w tym do Polski – argumentuje Burdach.

I dodaje: – Popyt na polskie akcje generują dodatkowo pieniądze rodzimych inwestorów, które na GPW trafiają głównie za pośrednictwem funduszy inwestycyjnych. Wybiegając nieco w przyszłość, pozytywna dla warszawskiej giełdy może być również reforma emerytalna, której zapowiadany kształt jest bardziej pozytywny od początkowych oczekiwań. Stały dopływ gotówki na rodzimy rynek akcji mogą zapewnić pracownicze plany kapitałowe, które od 2018 r. mają być obowiązkowe dla wszystkich pracodawców.

Również Mariusz Pawlak, choć obawia się spadków na GPW, to ocenia, że inwestorzy realizujący zysk w maju powinni jednak rozważyć późniejsze odkupienie papierów po ewentualnej korekcie.

Słowo klucz

„Korekta" to słowo klucz w wielu prognozach ekspertów. – Jakakolwiek większa korekta spadkowa na naszym rynku akcji byłaby zapewne bardzo dobrą okazją do zakupu walorów po atrakcyjnych cenach, a nie zapowiedzią długoterminowego, czyli wielomiesięcznego, załamania koniunktury na warszawskim parkiecie – mówi Adamiec.

– Należy uwzględnić dobrą kondycję gospodarczą kraju, w tym poprawiające się perspektywy m.in. dla spółek przemysłowych i budownictwa infrastrukturalnego. Z tego względu istnieje duże prawdopodobieństwo, że korekta na polskim rynku akcji będzie raczej miała płytki wymiar. W najbliższych miesiącach warszawski indeks WIG będzie prawdopodobnie poruszał się w trendzie bocznym. Prognoza długoterminowa zakłada kontynuację zwyżek do okolic 67 tys. pkt – przedstawia swoje przewidywania Wańczyk. Gdyby ta prognoza się sprawdziła, oznaczałoby to, że długoterminowo WIG może zyskać kilkanaście procent.

[email protected]

Analizy rynkowe
Bessa w pełnej okazałości
Gospodarka krajowa
Stopy nie muszą przewyższyć inflacji, żeby ją ograniczyć
Analizy rynkowe
Spadki na giełdach boleśnie uderzają w portfele miliarderów
Analizy rynkowe
Dywidendy nie takie skromne
Materiał Promocyjny
Nowy samochód do 100 tys. zł – przegląd ofert dilerów
Analizy rynkowe
NewConnect: Liczba debiutów wyhamowała
Analizy rynkowe
Jesteśmy na półmetku bessy. Oto trzy argumenty