Jak zostać rentierem, inwestując w obligacje firm

Zainwestowanie 287 tys. zł pozwoli z odsetek od obligacji firm podwyższonego ryzyka otrzymywać równowartość minimalnej pensji krajowej netto.

Aktualizacja: 29.07.2016 17:17 Publikacja: 29.07.2016 12:40

Jak zostać rentierem, inwestując w obligacje firm

Foto: GG Parkiet

Wszystko zależy oczywiście i od kwoty, którą uznamy za bilet wstępu do rentierstwa, i od obranej strategii inwestycyjnej. Na przeciwnym biegunie leży bowiem kwota 4 mln zł – tyle trzeba mieć, aby inwestować w najwyżej oceniane obligacje na Catalyst i zarabiać 8,1 tys. zł netto miesięcznie.

Strategia na 3 proc.

Wbrew pozorom zarabianie 3 proc. rocznie nie jest zadaniem najłatwiejszym, jeśli zamierzamy się trzymać jakościowych kryteriów inwestycji na Catalyst. Po usunięciu z listy kandydatów spółek, których obligacje dostępne są wyłącznie na rynku BondSpot, obligacji komunalnych (niska płynność) i listów zastawnych (niemal zerowa podaż), pozostaje wybór między obligacjami PKN Orlen, GPW (z publicznych emisji), Getin Noble Banku (serie senioralne) oraz dystrybutorami AGD (AB i Action). W tej grupie tylko PKN Orlen legitymuje się ratingiem inwestycyjnym, ale przy obecnych wycenach na Catalyst można uzyskać niewiele ponad 2 proc. rentowności brutto. W przypadku obligacji GPW rentowność brutto sięga zaledwie 1,5 proc., a inwestycja i tak zakończy się już w styczniu wykupem papierów.

Aby skonstruować portfel o rentowności zbliżonej do 3 proc., trzeba więc sięgnąć po papiery firm oprocentowanych wyżej, a więc zaakceptować wyższe ryzyko inwestycji i zapłacić premię żądaną przez sprzedających. Tylko częściowo ryzyko można minimalizować, wybierając serie o najbliższym terminie do wykupu, co z kolei będzie jednak wymagało ciągłego żonglowania składem portfela. Natomiast bez większego problemu uda się zbudować portfel o rentowności przekraczającej 4 proc. brutto i jeśli pogodzimy się z tym faktem, paleta wyboru rozszerzy się istotnie – Alior, Best, Capital Park, Cyfrowy Polsat, Echo Investment, GetBack, Ghelamco, Kruk, OT Logistics, PCC Rokita, Robyg, Ronson czy Work Service – oto propozycje oferowane przez rynek wtórny. Można z nich skonstruować zdywersyfikowany portfel przy umiarkowanym ryzyku – mówimy wszak o niekwestionowanych gwiazdach rynku. Do tego część wymienionych papierów oferowana była w ramach publicznych emisji obligacji kierowanych do inwestorów detalicznych, co zapewnia im odpowiednią płynność, zresztą w przypadku większości wymienionych emitentów znajdziemy serie o ponadprzeciętnej płynności. A to oznacza możliwość ulokowania w nich po kilkadziesiąt tysięcy złotych bez istotnego wpływu na notowania i rentowność, nawet w relatywnie krótkim okresie kilku dni.

Łatwy portfel

Znacznie łatwiej byłoby jednak zbudować portfel celujący w okolice 5 proc. Większość tegorocznych publicznych emisji obligacji oferowała takie właśnie oprocentowanie – od 4,5 proc. (Bank Pocztowy) po WIBOR 6M plus 5 pkt proc. marży (Getin Noble Bank). Nawet wykluczając ten ostatni (wyższe odsetki łączą się z wyższym poziomem ryzyka), dałoby się zbudować portfel składający się z obligacji siedmiu emitentów bez obaw o możliwość dokonania transakcji. Wprawdzie wszystkie emisje publiczne zakończyły się w I półroczu redukcją zapisów, ale łączna podaż o wartości 940 mln zł dawała możliwość ulokowania znacznych środków.

II półrocze nie zapowiada się pod tym względem gorzej – możliwe, że na rynku pojawi się dwóch, trzech nowych emitentów, choć zapewne na pierwsze możliwości inwestycyjne trzeba będzie poczekać do końca wakacji.

Do tego dochodzi oczywiście możliwość wzbogacenia portfela o obligacje notowane na rynku wtórnym. Poza wymienionymi emitentami, można dołożyć do portfela obligacje większości deweloperów, banków spółdzielczych i części firm pożyczkowych. Gdy celuje się w 5 proc. brutto, możliwości zbudowania portfela z obligacji firm są największe.

Strategia dla znawców

Z kolei skonstruowanie portfela, który miałby zarabiać 7 proc. rocznie, wydaje się zadaniem najtrudniejszym, zwłaszcza z pozycji inwestora dysponującego poważnym kapitałem. Odpowiednią rentowność oferują bowiem głównie firmy małe, niewielkiej wielkości są zatem także ich emisje, co ogranicza ich płynność na rynku wtórnym. Na rynku pierwotnym projektów o podwyższonym ryzyku nie brakuje, trudno też mówić o popycie przewyższającym ich podaż, jednak to w tej grupie (emisji do 10 mln zł) statystycznie najczęściej dochodzi do defaultów (zaprzestania obsługi obligacji). Ryzyko nadziania się na default przekracza 20 proc. i jest na tyle istotne, że tylko pasjonaci rynku, będący w istocie w połowie profesjonalistami potrafiącymi ocenić jakość emitenta, mają szansę na uniknięcie „zdarzenia kredytowego". Poziom ochrony prawnej wierzycieli jest w Polsce na tyle niski, że między defaultem i utratą wszystkich zainwestowanych środków możemy postawić znak równości.

Jeśli te uwagi nie były wystarczającą przestrogą, to paleta możliwości inwestycyjnych sięga od banków spółdzielczych w coraz gorszej kondycji, przez mniejsze firmy pożyczkowe i windykacyjne, po przesadnie zadłużonych deweloperów i realizujący program naprawczy Getin Noble Banku. Wadą części tych propozycji jest konieczność utrzymania inwestycji do dnia wykupu (tylko wtedy oprocentowanie w porównaniu z różnicą w cenie zakupu i wykupu da pożądaną rentowność).

Podsumowanie

Inwestowanie w obligacje firm stwarza możliwości wypracowywania także wyższych stóp zwrotu, np. przez zakup obligacji na rynku pierwotnym i ich odsprzedaży na Catalyst z premią względem ceny zakupu, lub też polowania na papiery znajdujące się krótko przed terminem wykupu (czasem można je wtedy kupić nieco taniej), czy też po prostu wykorzystywania chwilowego spadku notowań do zakupu i odsprzedaży po wyższej cenie – wszystkie one mają w sobie więcej ze spekulacji niż rentierskiego podejścia.

Aby zarabiać rentierską pensję na Catalyst przy minimalnym ryzyku, trzeba dysponować solidnym kapitałem (powyżej 1 mln zł). Kwoty rzędu 0,5–1 mln zł wypracują tu 20–40 tys. zł rocznego zysku bez zbędnego ryzyka. Pozostali skazani są na mozolne budowanie kapitału i dochody z pracy własnych rąk.

Fundusze | Wysoka cena za dywersyfikację

Sposobem na zapewnienie rentierskiej stopy zwrotu może być również inwestycja w obligacje korporacyjne za pośrednictwem wyspecjalizowanych funduszy inwestycyjnych. Ogromną zaletą tego rozwiązania jest dywersyfikacja portfela, którą otrzymuje się już na wstępie, co pozwala znacznie ograniczyć ryzyko. Fundusze zazwyczaj tylko niewielką część portfela lokują w papiery najbardziej ryzykownych spółek i choć nietrafione inwestycje przytrafiają się także profesjonalistom, nie kosztują ich więcej – w przypadku dobrze zarządzanych funduszy – niż 0,2–0,5 proc. rocznie. Ponadto część funduszy ma charakter dywidendowy i w regularnych odstępach (nawet co trzy miesiące) wypłaca zyski inwestorom.

Wadą funduszy są natomiast koszty zarządzania, które obciążają stopę zwrotu dla inwestorów, co jest szczególnie widoczne w okresie niskich stóp procentowych. Dość powiedzieć, że przez ostatnich 12 miesięcy średnia stopa zwrotu tego rodzaju funduszy wyniosła 2 proc. (za: obligacje.pl na podstawie danych analizy.pl), a najlepszy fundusz wypracował 4,1 proc. (Open Finance FIZ – akurat on właśnie wypłaca zyski inwestorom). Oprócz niego ponad 3 proc. wypracował jeszcze AGIO Kapitał.

Tymczasem najniższe oprocentowanie, jakie oferowano w tym roku w publicznych emisjach obligacji, ustalono na 4,5 proc. (Bank Pocztowy), średnia wyniosła zaś 5,8 proc. Wyniki funduszy łatwo więc pobić, choć za cenę słabszej dywersyfikacji portfela.

Parkiet PLUS
Dlaczego Tesla wyraźnie odstaje od reszty wspaniałej siódemki?
Parkiet PLUS
Straszyły PRS-y, teraz straszą REIT-y
Parkiet PLUS
Cyfrowy Polsat ma przed sobą rok największych inwestycji w 5G i OZE
Parkiet PLUS
Co oznacza powrót obaw o inflację dla inwestorów z rynku obligacji
Parkiet PLUS
Gwóźdź do trumny banków Czarneckiego?
Parkiet PLUS
Sześć lat po GetBacku i wiele niewiadomych