Do debiutu Zortraxu na GPW miało dojść w tym roku, ale niedawno spółka pozyskała 44 mln zł dofinansowania od Dariusza Miłka (ma teraz 15-proc. udział w akcjonariacie) i zdecydowała, że na parkiet wejdzie dopiero w 2017 r. –Czynnikiem, który braliśmy pod uwagę, podejmując tę decyzję, była również nie najlepsza koniunktura panująca obecnie na warszawskiej giełdzie. Przekładamy debiut na 2017 r. i mam nadzieję, że uzyskamy wtedy satysfakcjonującą wycenę – mówi Tomasiak. Prospekt emisyjny jest już w Komisji Nadzoru Finansowego.

Pozyskane od Miłka pieniądze Zortrax zamierza przeznaczyć na rozwój nowych produktów, rozbudowę istniejącego parku maszynowego i powiększenie działu badawczego. Rozważa też przejęcia. – Rozglądamy się na rynku i prowadzimy w tej sprawie wstępne rozmowy – potwierdza prezes.

W 2015 r. przychody spółki przekroczyły 36 mln zł, a zysk netto wyniósł ponad 8 mln zł. Prognoz na 2017 r. zarząd nie podaje. – Planujemy skokowy wzrost wyniku netto – sygnalizuje tylko prezes. Wypracowywane zyski spółka chce przeznaczać na inwestycje. Dlatego w najbliższym czasie nie będzie wypłacać dywidendy. – Oczywiście w przyszłości zamierzamy być spółką dywidendową – deklaruje Tomasiak.

Na warszawskim parkiecie są już notowane spółki z tej branży, m.in. Labo Print, który pod koniec 2015 r. przeniósł się z NewConnect na rynek główny. W ostatnich miesiącach wycena jego walorów spada. Ponad 80 proc. sprzedaży Labo Printu trafia na eksport, głównie do krajów Unii Europejskiej. W Zortraxie ten odsetek jest jeszcze wyższy i obecnie przekracza 90 proc. – Sprzedajemy produkty do ponad 50 krajów. Dzięki tak zróżnicowanej strukturze geograficznej praktycznie uniezależniamy się od wahań koniunktury na pojedynczych rynkach – mówi prezes Zortraxu.