Kampania wyborcza zahaczyła o fundusze

Posłowie zainteresowani losem inwestorów. Anna Bańkowska z SLD w likwidacji jednego z funduszy nieruchomości znalazła – o dziwo – analogie do Amber Gold.

Aktualizacja: 06.02.2017 20:47 Publikacja: 06.08.2015 06:00

Anna Bańkowska, posłanka SLD.

Anna Bańkowska, posłanka SLD.

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

W środę sejmowa Komisja do spraw Kontroli Państwowej zajęła się likwidacją Arka BZ WBK Funduszu Rynku Nieruchomości FIZ. Jego likwidatorem jest ING Bank Śląski.

Dlaczego temat zainteresował posłów? Zaczęło się od pytania, które 23 lipca zadała w Sejmie Anna Bańkowska, posłanka SLD. Wystąpiła w imieniu uczestników funduszu, którzy – jako że jest on likwidowany – nie mogą wypłacić zainwestowanych pieniędzy. – Wydaje się, że jest to kolejna, po Amber Gold, aferalna historia w sektorze finansowym – stwierdziła posłanka. – Wszystko wskazuje na to, że pieniądze uzyskane ze sprzedaży aktywów, kilkunastu nieruchomości, które przez lata nabywał fundusz, przeznaczone są na koszty własne likwidatora – dodała Bańkowska, która – nawiasem mówiąc – nie zamierza się już ubiegać o mandat poselski.

Dopóki likwidacja trwa, kasy nie ma

Wtedy wyjaśnień udzieliła jej wiceminister finansów Izabela Leszczyna. W środę wątpliwości Bańkowskiej i innych posłów rozwiewali Andrzej Jakubiak, przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego, i Grzegorz Lisowski, dyrektor centrum usług powierniczych ING Banku Śląskiego.

Jakubiak po szczegółowym przedstawieniu historii funduszu wyjaśnił, że – wbrew temu, co twierdzi posłanka SLD – ceny nieruchomości od 2004 r., kiedy powstał fundusz, do 2012 r., kiedy zakończył działalność, nie tylko rosły, ale i spadały. W związku z pogorszeniem sytuacji na rynku nieruchomości w interesie uczestników funduszu leżało przedłużenie jego działalności (bez presji czasu możliwe było uzyskanie lepszych cen za obiekty portfelowe).

Następnie Jakubiak wytłumaczył, że likwidacja funduszu polega na zbyciu wszystkich jego aktywów. Dopóki fundusz tego nie zrobi, nie może wypłacić uczestnikom żadnych pieniędzy, nawet jeżeli – podobnie jak Arka BZ WBK Fundusz Rynku Nieruchomości FIZ posiada znaczne zasoby gotówki (prawie 120 mln zł). Przewodniczący KNF podkreślił, że nie jest prawdą, jakoby inwestorzy nie odzyskali żadnych pieniędzy, bo fundusz umorzył ponad 34 proc. ogólnej liczby wyemitowanych certyfikatów, o łącznej wartości prawie 135 mln zł.

Został tylko jeden obiekt

Grzegorz Lisowski z ING Banku Śląskiego opisał szczegółową sytuację portfela. – Fundusz na dzień otwarcia likwidacji posiadał 11 spółek celowych, trzy z nich miały nieruchomości – powiedział. Zaznaczył, że kodeks spółek handlowych określa minimalny czas likwidacji spółki komandytowo-akcyjnej (to za ich pośrednictwem fundusz kupował nieruchomości), na około 13 miesięcy. Aby proces przyspieszyć, likwidator próbował znaleźć chętnych na nabycie „pustych" spółek, jednak ceny proponowane przez potencjalnych nabywców nie odpowiadały ich wartości.

– Na ten moment jedna z nieruchomości została sprzedana, finalizacja transakcji nastąpiła w lipcu. Sprzedaż kolejnej prawdopodobnie zostanie sfinalizowana w sierpniu. Pozostaje nieruchomość w Krakowie – mieszkania i miejsca postojowe na osiedlu Salwator City, oraz likwidacja spółek celowych, które pozostały w portfelu – zdradził Lisowski.

Wytłumaczył, że koszty likwidacji za okres od końca czerwca 2014 r. do końca czerwca 2015 r. wyniosły 600 tys. zł. W tym czasie wartość aktywów funduszu spadła o 50 tys. zł.

– Środki pieniężne funduszu są zdeponowane na oprocentowanych rachunkach bankowych i generują przychody, które pozwalają skompensować koszty likwidacji. Ryzyko, że inwestorzy nic nie odzyskają, raczej się nie zmaterializuje – zapewnił.

To nie koniec awantury

Te wyjaśnienia posłom nie wystarczyły. Bańkowska zapytała Jakubiaka, kto ponosi odpowiedzialność za nietrafione decyzje inwestycyjne zarządzających funduszem. Do dyskusji dołączył Grzegorz Raniewicz z PO, przekonujący, że pracownicy banku BZ WBK, którzy sprzedawali certyfikaty funduszu, ponoszą odpowiedzialność przed jego uczestnikami. Zapytał czy w zarządach spółek celowych powołanych przez fundusz zasiadali przedstawiciele banku BZ WBK.

– Na rynku kapitałowym, w przeciwieństwie do bankowego, nikt nikomu niczego nie gwarantuje, ryzyko z definicji spoczywa na inwestorze, dobrze, żebyśmy o tym pamiętali (...). Nikt nie zwolnił klientów banków od obowiązku czytania tego, co podpisują – powiedział Jakubiak.

To stwierdzenie uraziło Arkadiusza Czartoryskiego z PiS. – Jaką odpowiedzialność ponieśli ci, którzy sprzedawali te instrumenty? – zapytał. – Zgodnie z ustawą fundusz prowadzi działalność ze szczególnym uwzględnieniem interesu uczestników, przestrzegając zasad ograniczenia ryzyka inwestycyjnego. Na co w tej chwili mogą liczyć ci wszyscy, którzy zwracają się do nas po pomoc? Nie możemy im odpowiedzieć, że mają się nauczyć czytać – podkreślił.

– Nie nawoływałem do nauki czytania i pisania. Każdy rozsądny inwestor, kupując certyfikaty funduszu, informacje o ryzyku otrzymał. Problem polega na tym, że w 2004 r. wszyscy uważali, iż ceny nieruchomości w Polsce będą tylko rosnąć. Z punktu widzenia nadzorczego nie dopatrujemy się złamania przepisów – odpowiedział Jakubiak.

Posłowie domagają się od KNF, ING BSK i BZ WBK TFI pisemnego wykazu członków zarządu spółek celowych funduszu oraz szczegółowego rozpisania kosztów likwidatora.

[email protected]

Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy
Gospodarka
„W 2024 r. surowce podrożeją. Zwyżki napędzi ropa”
Gospodarka
Szef Fitch Ratings: zmiana rządu nie pociągnie w górę ratingu Polski
Gospodarka
Czy i kiedy RPP wróci do obniżek stóp?
Gospodarka
Złe i dobre wieści przed COP 28